Planowanie noclegów i tras rok naprzód - cóż... jest ryzyko, jest zabawa
.
Od lat tak robię, ale - przyznaję - nie opieram tygodniowego wyjazdu w Tatry na schroniskach.
Przede wszystkim z... lenistwa. A może to bardziej PESEL? Nie chce mi się targać dobytku na plecach.
Nie zawsze fajnym przeżyciem jest też nocleg w większym, nie zawsze domytym, nie zawsze trzeźwym, gronie.
Lubię, kiedy już jestem na dole, wziąć prysznic, zjeść coś smacznego i spokojnie (choć czasem krótko) się wyspać.
Ale, planując coroczny "mój" tydzień w Tatrach, muszę zakładać, że "jakaś" pogoda będzie. W tym roku np. musiałem określić precyzyjnie nocleg w "Terince", chcąc tam dojść, wejść na Czerwoną Ławkę i wrócić na nocleg, żeby następnego ranka przejść przez Lodową Przełęcz. Podobnie, gdy chciałem z Chaty przy Zielonym wyjść na Jagnięcy Szczyt. Udało się, choć zawsze miewam "plan B".
Ale kiedyś, jeszcze z synem, zamiast z Morskiego Oka (gdzie nocleg był zaklepany ho-ho, a może i wcześniej...) skoro świt ruszyć na Rysy, stuliliśmy ogony i w ulewie zeszliśmy do Palenicy.
Zadziałał wtedy "plan B", przejechaliśmy do Popradskiego Plesa (tam mieliśmy nocleg kolejny) i następnego ranka od d...słowackiej strony weszliśmy na Rysy i tam też zeszliśmy.
Plecak noszę (już teraz) zazwyczaj 30 litrów (plus
), jedyną, całkowicie zbędną rzeczą, jaką zabieram do schroniska na nocleg jest... książka
. I z wygodnictwa korzystam z dobrodziejstwa jadłodajni schroniskowych, no chyba, że zamierzam wystartować naprawdę wcześnie, więc prowiantowo noszę tylko batony.
A, co do terminów i pogody - zazwyczaj wybieram się w Tatry w okolicach 5-10 września, i z reguły bywało nieźle. Czasem, oczywiście, padało, i to porządnie, czasem zasuwał halny... To też, niestety, dokłada różnych ciuchów, które trzeba wziąć i targać. Ale, po latach prób i błędów, już teraz wiem, co brać
. Czego wszystkim życzę...