Kaytek napisał(a):
Wydaje mi się, że gdzieś popełniłeś błąd - pewnie zakładając rodzinę. Piszesz tak, jakbyś też miał jakiś straszny "dług przeklęty" względem swojej rodziny
Juz nie popadajmy w skrajności

...albo, albo...zarówno działalność górska, jak i założenie rodziny, sa rzeczami naturalnymi, wcale nie muszącymi sie sobie zaprzeczać, choć mogą być takie przypadki.
Kaytek napisał(a):
Możemy tą różnicę w radości określić jako deltę i wówczas jeśli delta ujemna - nie trzeba było zakładać rodziny - jest Ci źle, wolisz góry - trzeba było na nich poprzestać.
Źle interpretujesz me słowa, gdyż mi nie chodzi o chodzenie i bytność w górach...gdyż z tym akurat jest najmniejszy problem, gdyż zarówno wyjazd w góry, jak i wyjazd z dzieciakami sprawia mi taka samą radość, choć w innej kategorii radości. Sprawa jest prosta...czasem jadę w góry, czasem jadę z dziećmi, nie widzę tutaj jakiś konfliktów, choć oczywiści problemy bywają, jak to w życiu...ale żeby zaraz mieć/nie mieć rodzinę?

, bez przesady.
Spawa dotyczy tylko i wyłącznie działalności górskiej związanej ze zwiększonym przypadkiem losowym, nie ma to nic wspólnego z brakiem czasu dla rodziny.
grubyilysy napisał(a):
to jednak chyba nie tylko kwestia przyjemności, ale chyba także i współzawodnictwa?
Współzawodnictwa?...nie bardzo wiem, o co Ci chodzi, gdyż nigdy z nikim w górach nie współzawodniczyłem...nie podchodzę do gór sportowo, a chyba właśnie tam jest to współzawodnictwo. Turystyka, czy wspinanie, wcale nie musi polegać, (choć może) na współzawodnictwie, jak najbardziej może być dla przyjemności. Osobiście nie chciałbym chodzić po górach z partnerem, który byłby nastawiony na współzawodnictwo, gdyż bym mu nie ufał, bo mógłby być nieobliczalny, gdzie za wszelką ceną chciałby cos zrealizować i narazić mnie na niebezpieczeństwo. Takowe podejście jest mi zupełnie obce, choć nie mam zamiaru go krytykować.
Ze względu, na rodzinę, ale i także pracę zawodową, zaprzestałem robić w górach pewne sprawy (choć jej elementy w dalszym ciągu istnieją). Trudno mi podejść do tego jak Basia, „bez specjalnego żalu”…jak się cos lubiło robić, to jest czymś naturalnym, ze się za tym tęskni i…żal dupę ściska. Ta sytuacja jest dla mnie czymś nowym, dopiero od paru lat, więc ten „żal”, na razie czasem bywa mocny, jednak mam nadzieję, że z biegiem czasu, coraz łatwiej mi przyjdzie się z tym pogodzić i w naturalny sposób będzie się minimalizował.
Była to moja decyzja, nikt mnie do niej nie zmuszał, więc pewne „skutki uboczne”, nie kierują się na rodzinę i daleki jestem do jej obwiniania.