Odpowiem podobnie jak Basia, choć Rumunię odwiedzałam raptem 2 razy, w 1998 i 2007.
Za każdym razem podróż wieloprzesiadkowa - kiedyś naliczyliśmy chyba 11 przesiadek - ale w półtorej doby od wyjazdu z W-wy dało radę dojechać, cóż: przygoda!

Teraz już bym się tak nie katowała, jednak z sentymentem wspominam nawet spanie na dworcu w Oradei, na przykład, albo szukanie nocą piwa w Klużu

.
Bezpieczeństwo - żadnych problemów, z tym, że my wchodziliśmy w góry wprost po ostatniej przesiadce

i schodziliśmy z nich po 10 dniach, bez zahaczania o wioski i takie tam, spaliśmy "na trasie", często dość wysoko. Wyjazdy 4-5-cio osobowe na dwa namioty (warto w razie czego mieć dwa).
Bez wahania pojechałabym kiedyś raz jeszcze. Myślę, że nadal jest to trochę inny świat, a względnie blisko.
Możliwe spotkania na szlaku: pasterze, owce oraz konie

.

