Ave.
16.02.2008
Weekend postanowiłem spędzieć tradycyjnie ostatnio w Tatrach. Wyjeżdżamy z Bielska w dobrych nastrojach,pogoda natomiast staje się coraz gorsza,od Żywca (hmm...) zaczyna wiać,sypać,generalnie dupówa,zdajemy sobie sprawę że wyżej będzie jeszcze gorzej,znaczy w górach...Wjeżdżamy na parking w Kirach i zatapiamy w masach śniegu samochód (by nikt nie powołany się do niego nie dostał)...
Jestem świadkiem niecodziennego zjawiska, jest godzina 7.30 a budka kasy TPN jest zamknięta !!! To cieżko zarobione 3,20 zł chowamy do kieszeni..
Czyjemy wszechpotężny mróz, do tego sypie drobnymi igiełkami jakby lodu plus wiatr, potęgujący już i tak niezły mrozik...
Dochodzimy do schronu Ornak w nastrojach takich jak pogoda na zewnątrz..
Wcześniej zamówiony pokój oblega już czwórka naszych znajomych, lokujemy się i popadamy w lekki marazm i krótką drzemkę..Na zewnątrz pogoda w kratkę,tzn. raz wieje i mrozi, a raz tak sypie że nie widzimy czy wieje...słowem typowa tatrzańska aura..
Postanawiamy (tzn. ja i przyjaciólka Gosia) ruszyć dupska i idziemy zwiedzać królewskie miasto, reszta postanawia przedrzeć się przez Iwaniacką przeł. do Chochołowskiej,rezygnuję bo i dreptanina bez składu i etos znikomy..
Los chciał tak że do wąwozu nikt iść nie myślał bo raz że III już się zbierała,dwa nie przetarte,i warunki nie te,postanowiliśmy jednak się "przejść".
Przecieramy szlak od doliny całkowicie, śniegu po łydki na początku, za "bramką" zaczyna się wyzwanie, jakby inny świat, widzimy jak w tej części wąwozu kotłują się zwały śniegu wraz z wiatrem.Idziemy.Przekraczamy kolejne progi i przeszkody, śnieg coraz potęzniej uderza w twarz,mróz jakby się tu potęgował,przechodzą takie mini-burze śnieżne,głebokosc śniegu miejscami po pas...Temperatura przy schronisku - 13 stopni, tutaj jest wyraźnie więcej..Nasz śmiały plan przejścia Trzynastu Progów ze świadomości wywiewa pomału wiatr..Dochodzimy do Ptasiej Turni, tu dzieje się coś, co wyraźnie daję nam do zrozumienia że mamy stąd wypier...znaczy oddalać się. Dopada nas potwornej siły wichura,połaczona z zamiecią, temperatura odczuwalna wtedy osiągneła ze czterdzieści stopni poniżej minusa..Słowem Duch Gór powiedział nam STOP, odebraliśmy ten znak z szacunkiem dla nas samych i decydujemy odwrót,nieco niżej postanawiamy powspinać się na turni,częściowo przeiweszonej,częsciwo z paroma progami...Robimy kilka zdjęć ale nie sposób na długo utrzymać aparat..Kostniejemy,mimo konkretnego ruchu...Wracamy...Robi się lawiniasto,u góry czyhają nawisy...Po drodze,już za bramką, jacyś ubrani w dresy i jutowe kurtki goście pytają co tam ciekawego można zobaczyć, odpowiadam krótko: "To droga zimowa, tam tylko śmierć i zagłada..."
Trochę zdjęć:
17.02.2008
Po burzliwej nocy,wieczornych spotkaniach zapomnianych znajomych, postanawiam w nocy jeszcze przyjąć plan że gdzieś pójdę,wierzę jednak że będzie znowu klimat syberyjski,i spędze niedziele najdłużej jak się da w łóżeczku.
Wstaję po 7,wyglądam przez przezior (okno to zbyt wiele dla tego tworu),na zewnatrz pogoda powalająca na kolana, dumnie swe cielsko prezentuje Bystra, połyskując w porannym mroźnym słońcu ...
Co do tego ostatniego, poniosło mniez fantazją, na zewnątrz okazuję się że jest mroźna, tablica warunków atmosferycznych wskazuje - 23 stopnie !!!
Mam to jednak gdzieś, i postanawiam pójść w stronę Tomanowej..szybkie śniadanko,oczywiście kawa, uśmiech uroczej recepcjonistki i można iść, dołaczą do mnie kumpel z BB i kumpel kumpla kumpla z Warszawy...niejaki maćko, pozdr.
Część trasy jest przetarte,to znaczy jakieś 30 minut,może więcej w górę doliny Tomanowej, dalej tradycyjnie ZNÓW trzeba kuva torować !! Spotykam znajomych po drodze, oni idą w stronę Ciemniaka, prawdopodobnie odwiedzić miejsce kultu ostatnich dni i wydarzeń

Drogę na przełęcz wybieramy intuicyjnie, widzimy po drodze świeże tory lawin i usypane lawiniska..Przemy...Czuję łydki po wczorajszym dniu, wyręcza nas Krzysiek w przecieraniu (dzięki, niech Bachus będzie z Tobą), mróz jakby mniej dotkliwy ale powietrze bardzo surowe...Miejscami po łydki,miejscami zapadamy się po pas...Trawersujemy zbite w śnieżny beton, żleby, w pewnym momencie Maćko podjeżdża i chyba jakimś cudem łapie się kosówki, głupio byłoby się wracać tez 200 metrów znów do góry..Zapada decyzją, raki włóż, dziaby w ręce..Po 30 minutach znojów, docieramy na przełęcz Tomanową, widoczność piękna, PKP słowem, sesja na szybko po czym w błogostanie, wypijamy cały zapas z termosów..Dostaję poważnego "niechcieja",mruczę że już tam byłem, po cholerę mi to, wieje,piździ a do domu daleko..chłopaki postanawiają iść w kierunku Suchego. Bez liny jakoś nie widzę tego, poza tym jeśli poczują że idą na czworaka, to albo iść dalej albo wycof...Po 100-150 metrach nabrania przewyższenia zawracają, myślę że dobra decyzja...teren wręcz mikstowy,nie nadaję się do turystycznego przejścia...Wymrożeni ale cali wracamy do schronu,przepakowanie, i szczęśłiwie, nie wpadając w lawinę pędzących wycieczek, rodzin, tatusiów z saneczkami, góralskich sań, wsiadamy w samochód...Mam chyba przesyt Tatr, czy to możliwe??
Amen.