Pozwolę sobie dodać trzy grosze do tematu.
Osobiście nie bardzo wyobrażam sobie hamowanie czekanem w śniegu bez rękawiczek. Chociaż w momencie wyrzutu adrenaliny do krwiobiegu człowiek w zasadzie bólu nie czuje, więc być może mimo krwawiących rąk da się nadal trzymać w nich czekan.
Ale to tylko moje zdanie. Każdy może widzieć to inaczej.
Użycie dwóch czekanów turystycznych jest moim zdaniem niejednokrotnie jak najbardziej zasadne.
Zdarza się przecież, że teren jest na tyle stromy, że po poślizgnięciu hamować się zwyczajnie nie da rady. Wówczas użycie dwóch czekanów jako sztyletów jest moim zdaniem uzasadnione. Dwa chwyty minimalizują wówczas ryzyko poślizgnięcia. A skoro zakładamy, że nie da się wyhamować, to trzeba wszelkich starań dołożyć do tego, żeby nie odpaść. Jeden czekan daje wtedy znacznie mniejsze bezpieczeństwo.
Oczywiście w takiej sytuacji powinno się asekurować liną (co najmniej na lotnej) i raczej używać dziabek, ale jak się nie ma tego co się powinno używać, to się używa to co się ma

Kwestia ustawienia sobie granicy ryzyka, które się chce podjąć.
Jeżeli nastromienie terenu jest takie, że wyhamować się da, to powinno się moim zdaniem korzystać tylko i wyłącznie z jednego czekana trzymając go w odpowiedniej pozycji.
Nie bardzo wyobrażam sobie też myślenie o odrzucaniu jednego czekana (zwłaszcza przypiętego na pętli) w momencie poślizgnięcia.
Jak ktoś kiedykolwiek leciał, to wie, że działa się wówczas bardziej instynktownie i raczej czasu na myślenie nie ma za wiele.
To co się rzuca w oczy na dyskusyjnym zdjęciu, to nastromienie (moim zdaniem trochę kaszlikujecie, bo przecież nie ma tam nachylenia 80-85 stopni), no i kwestia dosyć dziwnego chwytu za łopatki na co już ktoś zwrócił uwagę.
Być może to i wygodne, ale wydaje mi się, że przenosząc jakikolwiek ciężar na łopatkę przy tej technice spowodujemy wysunięcie dzioba ze śniegu.
Jednak równie dobrze trzymanie za łopatkę mogło występować tylko i wyłącznie przy robieniu zdjęcia, a koledzy i koleżanki szli według zasad sztuki turystyki wysokogórskiej. Więc mieszać z błotem nie ma ich po co.
Moim zdaniem dobrze, że dyskusja jest, bo może komuś coś przy okazji uświadomi (niekoniecznie samym autorom, którzy być może tą świadomość mają).