Po udanej sobotniej wycieczce w pasmo Policy i jeszcze bardziej udanej niedzielnej na słowacką Orawę, nastał poniedziałek i chciałoby się odpocząć. Jednak Ukochana ku mojemu zaskoczeniu znowu chciała jechać w góry i trzeci dzień z rzędu wstawać o 5 rano. Sama zaproponowała Pilsko. Ja tylko wymyśliłem skąd - Sihelné na Słowacji. Jesteśmy na miejscu równo ze słonkiem.
Modrzewie już się świecą (światłem odbitym)
Podejście od południa ma swoje zalety o tej porze roku. Jest cieplej i ładniej niż po północnej stronie. Idziemy szlakiem niebieskim.
Szybko minęła część leśna i zaczęły się kosówki.
Na szczycie pustawo, myślałem, że będzie więcej ludzi, może jeszcze nie zdążyli dojść, może poszli na marsz?
Widoczność inna niż w poprzednich dniach. Mgiełki trzymają się wyżej. Fajnie to wygląda.
Widoki na drugą stronę, Rysianka i Beskid Śląsko-Morawski w tle,
Idziemy na Mechy.
Nie spieszymy się dzisiaj - dzień wypoczynkowy w końcu, a widoczki rozpieszczają
Tu widać, gdzie byliśmy poprzedniego dnia - szczyt Machy jest dokładnie nad środkową choinką, ledwie widoczny, za mgłą.
Mechy coraz bliżej. Idzie się znakowaną, dobrze widoczną ścieżką w kosówkach.
W okolicach przełęczy pojawiają się drzewa.
Na koniec krótkie ostre podejście, ale nie jest to "ściana płaczu"
No i szczytujemy. Kiedyś wyjdę tu od południa, od Złatnej.
Na Pilsku robi się tłoczno.
Pora wracać. Znowu można się delektować tym odcinkiem.
Na Pilsku gwarno.
Są patrioci.
Rozpoczynamy zejście, szlakiem zielonym.
W górnej części las jest wymarły, co mnie się osobiście podoba.
Są widoczki i kolorki.
Na koniec jeszcze trochę bezszlakowo, żeby wrócić do auta.
Końcówkę dnia mamy na Magurze.
Potem tylko zejście wzdłuż wyciągu i koniec. Miło było odwiedzić Pilsko