Więc piszę :
TRIGLAV W 48 GODZIN
Parę dni temu dzwoni do mnie kolega. Z pytaniem czy jadę na Triglav. pytanie konkretne więc odpowiadam jadę. I o godzinie 2.30 z czwartku na piątek 6 czerwca wyruszamy w czwórkę z Żywca. Zwardoń, Czadca, Zilina, Bratysława, Wiedeń, Graz, tunel graniczny, i jazda w Słowenię. Pogoda ... klnąć nie będę

Widoków zero. W deszczu osiągamy pierwszy etap : schronisko przy Aljażewym Domie. Schronisko na 1015 metrów. Przy nim zaczyna się wiele szlaków. My ruszamy na Triglav. Najpierw dnem Doliny Vrata. Przy pomniku z karabinkiem skręcamy w lewo przez strumień i wkraczamy w las

Makabra pogodowa. Ponoć widoki są piekne. Ponoć. My widzimy drzewa i mgły. Pada cały czas. A my trawersami w górę. Sporo drewnianych schodów. Co w deszczu jest bardzo miłe

Po pewnym czasie skały zaczynają szczerzyć kły. I pojawiają się pierwsze ubezpieczenia. Ogólnie mówiąc jest tego o wiele więcej niż w Tatrach. I kilku rodzajów. Łańcuchów typowych dla Tatr brak. Akurat w mokry piątek były przydatne. Zwłaszcza, że plecaki mieliśmy ciężkie

zaczyna się ciąg półek i żlebików. Na razie śniegu brak. Liny pomocne - było parę miejsc z odpychającą, wybrzuszoną skałą. Plecaki ciągły w dół

I pojawia się najmniej miłe miejsce pierwszego dnia. Szeroki żleb całkowicie w śniegu. Dna nie było widać

Jedyne miejsce gdzie użylismy liny. Po kolejnych trawersach wtaczamy się na płaskowyż. Po prawicy Triglav ( oczywiście go nie widzimy ) . Ogólnie nie wiele widzimy. Drogowskaz wskazuje na prawo Triglawski Dom 1, 15 godziny. Szliśmy dwie. Wszyscy bylismy tam pierwszy raz, do tego mgła, deszcz i śnieg. Po prostu HzG. Później okazało się, że mgła była taka , że nie zauważylismy schroniska. A to budowla wielkości Murowańca. Po ponad 6 godzinach "sympatycznego spaceru" pukamy do drzwi. Nie schroniska, które jest czynne od 17 czerwca, tylko punktu metereologów. Tak samo świadczą usługi kulinarno - noclegowe a są czynni cały rok. Wieczór przebiega na suszeniu ubiorów, dokumentów, pieniędzy i mojego aparatu fotograficznego. Akceptują tam karty alpenverain. Spożywamy miejscową herbatę i rum. Dostajemy pokój 4 osobowy. Wygodny.
Następuje sobota. Tak jak mówili tubylcy jest lepiej. Triglav za oknem szczerzy łeb. Sporo wieje więc chmury w szybkim tempie latają po niebiosach. My maskujemy się - uprząż, lonża. Raki nie przydatne. Ze schronu staczamy się w lewo. Po dwóch płatach śniegu wchodzimy w ścianę Małego Triglava. W sumie od początku ubezpieczenia. Skała sucha. Śnieg pojawi się w dwóch żlebach ( w jednym lekkie trudności - wartało mieć w tym miejscu 2 metry wzrostu

) i w paru miejscach na wąskiej grani - nieciekawie, zwłaszcza, że akurat tam brak było poręczówki. Po licznych trawersach wnikamy na niewybitny szczyt Małego - 2 725 metrów. Cały czas towarzyszą nam tablice pamiątkowe. Robi to wrażenie. Zwłaszcza wiek ofiar. Obawiałbym się iść tam w tłoku i w niepewnej, burzowej pogodzie. Po Małym lekko się obniżamy i ciągiem wąskich grzbietów uderzamy w górę. Poręczówki dają poczucie bezpieczeństwa. Nie wpinam się - w sumie sucho było. Lonże użyłem dopiero na niektórych odcinkach zejścia. W paru miejscach śnieg. Jeden z tych płatów posłużył nawet za jedyne ubezpieczenie. Trzeba było zejść w lewo w dół, położyć się na sniegu, oprzeć stopami na kruchutkich skałkach i przetrawersować trzymając się rękami śniegu. Miłe to było, zwłaszcza, że akurat chmury poszły w bok i widać było dno. Ale, niestety, chmury znów panują. Tak panują, że szczyt zobaczyłem dopiero jak na nim byłem. Euforia

Drugie Bydle pod względem wysokości zaliczone - 2864 metry. Z radości kopnełem z prawicy w kiosk szczytowy. Koledzy wyciągają trunki i wznosimy toast za toastem

Kiosk pięknie skrzypi, wiatr wieje, chmury nie poddają się. Więc czas wracać. Tym razem wracamy razem. Bo do góry koledzy poszli do góry w tempie z dwa razy szybszym niż ja. Więc mogę stwierdzić , że Triglav zdobyłem samotnie

Droga w dół jak zwykle jest miła. Dochodzę do wniosku, że w szybkim schodzeniu jestem tak dobry jak armia Włoch w ucieczkach

No i wreszcie zaczyna się piekna pogoda i widoki. Foty lecą. I wznoszę okrzyk : PKP

Uniesieni i radośni wracamy na jedyne

2 515 metrów. Trasa Dom - Triglav - Dom zajeła nam 3 godziny. Teraz czas na przemalowanie się, śniadanie numer dwa, rozliczenie z szefem i pożegnalny toast z szefem. Obsługa bardzo w porządku. Wpisujemy się do Księgi Wyjść. Zaznaczyłem, że jestem z Forum Turystyka Górska
Teraz na dół. Wg drogowskazu 3 i pół godziny. Plus minus da się to zrobić. Z tym, że wracamy inaczej - do znajomej przełęczy a potem Drogą przez Próg na dno Doliny Vrata. Ten wariant jest zalecany do zejścia. Trochę trudno było - raz na płacie śniegu, drugi raz na Progu Planica. Coś pięknego - calkowity pion i jeszcze skały blokujące duże plecaki. I przyjemny krok w lewo aby wejść w drugi ciąg liny. Takie okolice Koziej Przełęczy od 5 Stawów razy dwa. Swoją drogą to część drogi piątkowej kojarzyła mi się z odcinkiem Skrajny - Krzyżne. Potem jeszcze trzy zaśnieżone żleby ( jeden ominełem skalistym dnem ) , jeden bardzo dobrze ubezpieczony wąwozik żlebiasty i dno doliny. Pogoda się pieknie wyostrzyła i za nami wyłoniła się Triglavska Ściana. Potęga - 3 kilometry długości, wysokość do 1800 metrów. Padłem na pysk przed nią. Pluskamy się w strumieniu, przekraczamy go i spacerek do Aljażewa. Tam sesja zdjęciowa z Triglavem w tle, zupka, piwko, kartki pocztowe i na parking. Po drodze zwiedzamy jeszcze jeden wodospad. Potem już tylko droga. W Żywcu byłem o 2.30 z soboty na niedzielę.
POLECAM !!! BYŁO WSPANIALE.
P.s. Jak ktoś ubóstwia czarnowlose i ciemnookie to jazda, Jakbym tam był z tydzień to bym się pewno zakochał
