No to idziemy..
"Hawiarską Drogą na Małołączniak", szlak o którym Nyka pisze "Najciekawszy ze szlaków wiodących na Czerwone Wierchy, choć nie najpopularniejszy" i faktycznie tego dnia popularny to on nie był co mi zresztą pasowało, zanim jednak dotarłem na "niebieski", walczę ze zwierzyną na Ścieżce nad Reglami, bowiem ruszam z Kir. Hawiarz to ponoć znaczy górnik, a ja idę drogą , którą niegdyś zwożono rudę z kopalni działającej swego czasu na zboczach Skoruśniaka - ładna i pouczająca historia - ale nie po to tyle k**wa kilometrów jechałem, żeby znowu koło kopalni drałować.. no nic jak w domu.
Później wiadomo.. przestrzeń, przyroda, techniawka w aranżacji własnej pikawy i puste szlaki - fajnie. W okolicach Litworowego znajduję wydeptaną w resztkach śniegu ścieżkę odbijającą od szlaku.. pewnie prowadzi do jaskini, a może by tak sobie chociaż zajrzeć.. ale nie przecież to zło wróć na szlak mówi ten dobry głos - i tak też zrobiłem w imię turystyki uduchowionej (laurki do złożenia w mojej parafii - dziękuję).
Później wierchy - wyżerka, foty, odpoczynek i w tej ciszy najgłośniej zjedzone jabłko na świecie..
Powrót - szlak czerwony z Ciemniaka. Miejscami taniec na lodzie.. strumyk, który latem spływa urokliwie po kamieniach teraz daję popalić, trawa mokra, śliska, ubłocona, a przecież wiadomo że ma być wypielęgnowana, sucha i zmielona - prawda Śliwowico na Świnicy?
Następnie wracam ponad trzy i pół godziny, trasą, którą rano pokonałem w dwie z groszami..
No i jeszcze parę obrazów - włącznie z lodowym jeżem.
