Tegoroczne Tatry odkryły przede mną nieznane niemal bezludne oblicze…
A przy tym w dalszej części bardzo gościnne
18.07.2010.
Kościeliska, Jaskinie Smocza, Mylna i przypadkiem kawałek Obłazkowej
Rozgrzewka mięśni, trochę deszczowo, do tego z 5latkiem, bardzo żwawym i ambitnym górsko, ale jednak ‘krótkim’. Smoczą i Mylną zdobył bez problemów, w Mylnej się z nas do tego naśmiewał, że za duzi jesteśmy :p
Głupio nam było, więc przeszliśmy ją w try miga, ale zabawa przednia
19.07.2010.
Orla Perć w chmurach i inwersji temperaturowej
Ruszamy przed 7mą, chmury od rana, ale cel jasny i przejrzysty – chcemy przejść orlą. Mój malutki defetyzm zostaje rozwiany przez parcie kuzynki, która była tylko raz na orlej perci i chce bardzo to powtórzyć. Jak się okazuje - Chcieć to Móc - przebijamy się ponad chmury, chmurzaste widoki na żywca są naprawdę super

. W drodze na Zawrat zero ludzi, dopiero ok. pół godz. przed przełeczą doganiamy kilka osób, m.in. 4 osobowe stadko chłopaków, którym kuzynka zadaje pytanie, czy robią zdjęcia do jakiegos katalogu ubrań górskich

ponoć nie, ale mają fajna lustrzanke, wiec trzeba wykorzystac
Chmury zostawimy pod nogami
Na Zawracie króluje czerń z czerwienią
Nikt z obecnych na Przełeczy nie wybiera się na orla, wszyscy idą na Świnice ,mimo, ze kuzynka ich przekonuje, że na Świnicy jest nudno. Nie to nie, cykamy pamiętkową fote
i idziemy same. Żydowski Żleb mi przypomina, że mam jakieś cienie leku wysokości [img]
http://images50.fotosik.pl/321/4daefb92ac42effemed.jpg[/img] ale chmury wkoło szybko mi pomagaja o nim zapomnieć. W oddali majaczy pojedynczy człowiek, w maskujących kolorach szaro-zielonych, niewidoczny generalnie, którego później dogonimy przed drabinką.
Czy ktoś wie, gdzie dokładniej są te cholerne klamry dla długonogich?
Mleko zrobiło się takie, że co chwile ‘zdobywałysmy’ Kozi Wierch (chyba za 3cim razem dopiero prawdziwy ;p)
Gdzieś w okolicy Przełączki na Buczynową zaczęło kropić i Żleb Kulczyńskiego z wodą pod pupami dał nam popalić, kuzynka przegapiła szlak i zaczęła schodzić jakimś lewym żlebem w dół, ale ‘siła woli’ się jakoś cofnęła - dzięki Bogu. Do pełni szczęścia dały nam po tyłkach płaty śniegu na dole – bez dupozjazdzików się nie obyło.
W rezultacie udała nam się naprawde miła wyprawa, bez żadnych korków, na trasie od Zawratu do Czarnego Stawu spotkałyśmy aż… 2 + 1 +2 + 2 = 7 osób, w tym 1 człowiek szedł w naszym kierunku, 2 w przeciwnym, 2 zeszło ze wspinu i poinformowało nas, ze po sobotnim wypadku taternickim wszyscy się wystraszyli orlej, a 2 zrobiło pętelke po Granatach. Dzicz w środku lipca
W Jaworzynce nas zlało, ale to nic, fajowo było
