Forum portalu turystyka-gorska.pl http://boguszk.website.pl/forum/ |
|
Dachstein rodzinnie http://boguszk.website.pl/forum/viewtopic.php?f=11&t=10095 |
Strona 1 z 1 |
Autor: | grubyilysy [ Pn sie 02, 2010 10:23 am ] |
Tytuł: | Dachstein rodzinnie |
Udany wyjazd do Austrii w roku ubiegłym w zasadzie przesądził o kierunku naszego wakacyjnego wyjazdu AD 2010, miała to być Austria, a wyjazd miał być plus minus taki sam jak http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=8198 Sęk w tym że lubię poznawać nowe miejsca i Austria owszem, ale trzeba było wybrać coś innego od Kaiser Gebirge. Internetowo-mapowe poszukiwania objęły różne rejony od Zillertal po Totes Gebirge, w pewnym momencie stanęło już na Salzkammergut, ale w końcu po dogłębniejszej analizie internetowej dostępnych atrakcji wybór padł na południowe podnóże Dachsteinu a konkretnie na Ramsau am Dachstein. Konkretnie, ze względu na obecność darmowej plaży wprost na kempingu, na kemping Ramsau-Beach http://www.beach.co.at. Skład wycieczki dzięki Bogu taki sam jak rok wcześniej: Gruby, Gruba, Ola, Zosia i bestia, transporter ten sam (Citroen C5), acz wzbogacony o genialny wynalazek - bagażnik dachowy. Dzień 1 (Poniedziałek) Żeby gdzieś pojechać, to najpierw trzeba wyjechać. Ruszyliśmy jak rok wcześniej, na noc z niedzieli na poniedziałek. Wszystko byłoby dobrze gdybyśmy na granicy w Zwardoniu nie zorientowali się, że wzięliśmy dużo różnych rzeczy, za to nie wzięliśmy rzeczy podstawowych, mianowicie paszportów dzieci. Przymusowy postój w bungalowach w Żywcu wykorzystaliśmy na wizytę w DinozauroLandii http://www.dinolandia.eu. ![]() Dzień 2 (wtorek) Paszporty dojechały w poniedziałek wieczorem Kurierem PKP do Bielska i w efekcie wtorek upłynął nam na podróży do Ramsau. Dzień 3 (środa) Od czegoś trzeba zacząć. Postanowiliśmy zacząć od małej i krótkiej ferraty Kali-Steig przygotowanej specjalnie dla... dzieci http://www.bergsteigen.at/de/touren.aspx?ID=1828. Miało być dla dzieci, czyli łatwo. Pewien niepokój budziła dziwna wycena z Bergsteigen "C/D", dla przykładu Lipella na Tofanach ma "C". Asekuruję Olę i Zosię z góry. Przy okazji od przewodnika który przemknął obok nas z grupą coś jak 7 dzieciaków na linie nauczyłem się metody lepszej - prawidłowo powinno się wziąć dwie dorosłe osoby o odpowiednich umiejętnościach oczywiście i związać się jak na lodowiec na w miarę napiętej linie z dziećmi pośrodku, a dorosłymi na końcach (z przodu "bergfuhrer" który "nigdy nie odpada") i oczywiście przećwiczyć chodzenie "synchroniczne". Pomijam oczywiście że chodzenie na ferraty z dziećmi należy tak ogólnie raczej odradzać niż polecać, tym nie mniej na "bergsteigen.at" znajdzie się kilka ferrat oznaczonych jako dostępne dla rodziców z dziećmi a widywałem dzieciaki i na ferratach dla dorosłych, chociaż wyglądały na wspinające się co najmniej odkąd stanęły na nogi. Ogólnie napiszę, że na Kali-Steigu łatwo nie było ![]() ![]() Wieczorem zaczęliśmy się martwić zapowiadaną zmianą pogody, od soboty miało przyjść załamanie. Dlatego też postanowiłem już tego dnia w nocy wyruszyć, by zrealizować jedne z moich "egoistycznych" celów wycieczki, jakim było wejście na Hoher Dachstein przez ferratę Der Johann (E). ![]() ![]() Dzień 4 (czwartek) Pobudka 3:30. Wszystko przygotowane, więc do samochodu i górską drogą płatną na zjeździe 5EUR od osoby (w nocy bramki oczywiście otwarte) pod stację kolejki na Dachstein. Tutaj jest już kilka samochodów gdzie widać jakąś krzątaninę - nie jestem jedyny ![]() Ferrata kończy się wprost na schronisku SeethalerHutte, ale i tak nie korzystam z usług (poza toaletą) tylko wychodzę na lodowiec - chcę jeszcze wejść na szczyt. Drogi są dwie, lodowcem krótko i w lewo na skały lub lodowcem pod samą ściankę szczytową i po skałach możliwie już krótko. Wybieram tę drugą, wydaje się szybsza. Po drodze trzeba przejść rejon szczelin, przy czym okazuje się że szczelina jest jedna i co ciekawe ze względu na popularność drogi przez szczelinę przerzucono autentyczną himalajską drabinkę. Końcowy odcinek jest strasznie zatłoczony, niestety nie zrobiono dwóch linii jak na Giewoncie i w efekcie jest miejscami straszny stau. Dowiaduję się o zasadzie mijanek na ferratach - idący w dół ma pierwszeństwo. Miejscami odpinam się od liny i omijam korki wspinając się z boku na żywca. Koło południa jestem na zatłoczonym szczycie. Widoki niesamowite. Czas wracać. Postanawiam ambitnie zejść a nie zjechać, najłatwiejsza droga na południe to fragment drogi "615" w tym miejscu będący ferratą "B". Tuż przede mną schodzi małżeństwo z córką na oko dwunastoletnią. Nie wyglądali na nowicjuszy. Schodzą sprawnie i - uwaga - na żywca. Mi zejście ferratą zajmuje znacznie więcej czasu, chociaż dogonię ich jeszcze na samym dole przy stacji kolejki. Z nieba leje się żar. Ale to już ostatnie dni "afryki w alpach". Przy samochodzie jestem koło 15:30. Uświadamiam sobie że do tej pory wypiłem ok 4 litrów płynu a wysiusiałem może ćwierć szklanki. Do wieczora podwoję jeszcze tę statystyklę - jedno świerć szklanki w zamian wypitych jeszcze następnych 4 litrów. ![]() A rodzinka moja ostatnie dni pogody też wykorzystała, acz znacznie przyjemniej ![]() Nie będę rozpisywał się na temat szczegółów Der Johann, trochę napisałem tu: http://forum.turystyka-gorska.pl/viewto ... 0&start=25 a po szczegóły odsyłam na bergsteigen – tam jest wszystko. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Dzień 5 (piątek) Piątek był dniem przejściowym. Po południu miało zacząć padać, do południa miało być jeszcze w miarę. Wybieramy się zatem na wycieczką na "rodziny" szczyt Stoderzinker. Szczyt ma 2048 metrów wysokości nad poziomem morza, a podjechać samochodem można na jakieś 1800, więc to coś dla nas. Co prawda, ów alpejski podjazd wzbudza ogromne emocje u Grubej, zwyczajnie nie lubi mijanek na wąskich eksponowanych alpejskich dróżkach. Padać niestety zaczyna znacznie wcześniej niż miało, na szczęście narazie bez jakiejś nawałnicy. Wejście na szczyt, zwłaszcza że odbyło się całym zespołem, wymagało jednak sporej determinacji, widoczność spadła do ok. 30 metrów. W końcu znajdujemy jakiś maszt, uznajemy że to jest szczyt, kilka metrów dalej droga zaczyna się obniżać. Zdjęcie i w dół. Towarzyszy nam gradobicie, psycha połowy zespołu nieco spada, ale jednak dzielnie się wspomagając schodzimy coraz niżej, gdy dochodzimy do "obozu I" na szczęście się wypogadza. Gnębią mnie wątpliwości czy byliśmy na szczycie, wypytujemy spotkanego turystę który był, podobno tam gdzie byliśmy to faktycznie "najwyższy punkt", chociaż "główny wierzchołek" jest 30 metrów dalej i jest to szczyt z krzyżem i tablicą. No.... Zaliczamy sobie ![]() Wieczorem nad Ramsau przechodzi front. I to nie byle jak. Gdy przechodzi główna linia muszę stać i trzymać maszty namiotu, przedsionek zalewa się wodą, momentami jest ciężko i zaczynam wątpić w możliwość przetrwania. Ale na szczęście atak się kończy a woda szybko wsiąka w glebę. Pozostaje wolno siąpiący deszcze z krótkimi przerwami. Pozostaje narazie gnić w namiocie. ![]() Dzień 6 (sobota) Nie będziemy tak gnić bez końca, jedziemy na wycieczkę samochodową do Halstatt. Podobno ładne miasto. My w nim nic wielkiego nie zobaczyliśmy. Za to zobaczyłem z bliska klif nad Halstatt See, prowadzi nim ferrata Seewand, chyba najtrudniejsza ferrata, jaką dotąd zbudowano, a która jeszcze mieści się w tym pojęciu. Jeszcze zdobycie skoczni w Ramsau i tak udało się nam przeczekać sobotę. Ale pada dalej. ![]() ![]() Dzień 6 (niedziela) Pada dalej. Idziemy na baseny kryte w Ramsau-Zentrum. Tak naprawdę nie są jakieś rewelacyjne, ale dzieci lubią wodę. Przeczekaliśy niedzielę Dzień 7 (poniedziałek) Pada dalej, chociaż tego dnia jest akurat nieco lepiej. Coraz częściej rozmawiamy o jakimś przemieszczeniu się, ale póki co, korzystając z nieco lepszej pogody postanawiamy zrealizować nasz ostatni górski cel - ogródek wspinaczkowy nad schroniskiem Hofpurglhutte na zboczach Bishofsmutze. Wypatrzyłem go wcześniej na bergsteigen.at, prawdziwe cudo http://www.bergsteigen.at/de/touren.aspx?ID=1726 . Proponuję zwrócić uwagę na topo i na skałkę Tick, Trick, Track. Trzy w pełni obite spitami drogi o wycenie 1+. Nie mogłem tam nie pójść ![]() Najpierw jednak coś czego bardzo nie lubi Gruba: podjazd alpejską drogą pod schronisko Aualm, tym razem jeszcze bardziej emocjonujący, bo wcale nie asfaltową drogą, tylko piaszczysto-kamienistą. Docieramy jednak szczęśliwie do Aualm, teraz trzeba jeszcze podejść godzinkę 400m do schroniska Hofpurglhutte. Niestety na kilka minut przed schroniskiem dopada nas deszcz. Wchodzimy do schroniska i zamawiamy rosołki ![]() ![]() Pięć minut spacerku i jesteśmy w prześlicznym ogródku wspinaczkowym, sto kilkadziesiąt dróg wspinaczkowych dowolnego stopnia trudności, do wyboru do koloru, dwóch dorosłych, dwójka dzieci, jeden pies. Chwilkę jeszcze kropi przelotny deszczyk po czym ruszamy na podbój drogi "Trick", 1+, 6m trzy spity i łańcuch zjazdowy. Pierwsza rusza Zosia (pomijamy szerpę który na żywca zawiesił wędkę). Nie idzie dziś jej najlepiej trudności psychiczne przed drugą wpinką zmuszają ją do odwrotu. Druga idzie Ola. Niestety urobiła w zasadzie mniej niż Zosia. Przerwa na nabranie sił i powtórka. Udaje się ostatecznie dojść w okolice drugiej wpinki i niestety symptomy kolejnego opadu zmuszają nas do taktycznego odwrotu. No cóż pierwsze starciue z Trickiem przegrane, nie będzie oesa, ale może za rok już uda się. Oczywiście celowo publikuję tylko zdjęcia z boku oraz nie umieszczam szczegółowego opisu, bo Tomek l. Będzie na mnie krzyczał że mu zepsułem możliwość przejścia OS http://forum.turystyka-gorska.pl/viewto ... 9&start=57 , a tak spokojnie pojedzie, przystawi się, i załoi RP albo flashem. Wycofujemy się do samochodu, emocjonujący zjazd alpejską drogą terenową i przygotowania do kolejnej nie pozbawionej deszczu nocy do przetrwania. W ramach przygotowań do przemieszczenia mała niespodzianka. Podczas zakupów w sklepie Billy w Ramsau spotykamy nieoczekiwanie bardzo znaną polską biegaczkę narciarską ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Dzień 8 (wtorek) Decyzja zapadła: przemieszczamy się. Kierunek - Chorwacja, wyspa Krk, południowy kraniec kemping Zablace w miejscowości Baska, tam podobno świeci słońce. Na miejsce docieramy późnym wieczorem, wokół faktycznie lampa. W zasadzie od razu idziemy spać. No chociaż nie do końca, już ubrany w piżamkę i klapeczki idę pozwiedzać okolice przy świetle księżyca. Dla informacji - okazało się, że Chorwackie wyspy to nie tylko morze, niewątpliwie przepiękne, ale także przepiękne i dobrze oznakowane (system znakowania identyczny jak w Polsce, jedynie zamiast godzin na szlakowskazach kilometry) szlaki górskie (!). Spacer miałem krótki, ale przez świecący pełną buzią Księżyc może i przez jego odbicie w czystej wodzie, grę światła na chmurkach, kozy i inne krzakowe podejrzane szelesty (skorpiony?), grające cykady oraz śmieszne śródziemnomorskie karłowate drzewka, nie pozbawiony pięknoduchownych uniesień. Dzień 9 (środa) Odnajdujemy plażę gdzie wolno z psami (na samym końcu Baski) i kąpiemy się. W dalszej części dnia aquapark, zjazd mrożącą krew w żyłach zjeżdżalnią wodną oznaczoną na czerowno (zamknąłem oczy) oraz fenomenalna pizza z szynką. Na koniec zabieram rodzinę na spacer odkrytą dzień wcześniej dróżką. Zwolennikom Chorwacji polecam zabrać dobre trekingowe buty, mapki szlaków można dostać w recepcjach kempingu i zamiast cały dzień leżeć plackiem na plaży, przejść się nieco po okolicznych, przepięknych szlakach. ![]() ![]() ![]() Dzień 10 (czwartek) Pakowanie i w stronę Pysznej. Dzień 11 (piątek) Pyszną mijamy bokiem i wkraczamy na teren Rzeczpospolitej Polskiej. Stojąc w godzinnym korku w Żywcu, dwugodzinnym w Bielsku, półgodzinnym w Kędzierzynie i półgodzinnym w Zawierciu i słuchając w radiu o podwyżce VATu jestem ostro podk..ny. Dlaczego wszędzie "tam": w Austrii, Chorwacji, na Słowacji można, a tu "ni uja"? Gdzieś po głowie kołata się kawał któego w zasadzie nie lubię, ale który mnie w takich chwilach męczy: Idą dwa owsiki po łące. - Tato zobacz jak tu wszędzie ładnie! - Tak synu, ładnie. - Tato, a skoro tu jest tak ładnie, to dlaczego my mieszkamy w d....e? - Bo tam jest nasza ojczyzna synu. Dzień 11+ (sobota itd.) Zatrzymałem się po drodze u rodziny na wsi zabitej dechami i z nudów pisałem tę relację. A w tej chwili siedzę już w robocie ![]() *[i]srutu-tutu[i] |
Autor: | Kaytek [ Pn sie 02, 2010 10:47 am ] |
Tytuł: | |
Pomożemy - zażartowaliśmy ![]() |
Autor: | matragona [ Pn sie 02, 2010 9:28 pm ] |
Tytuł: | |
grubyilysy napisał(a): Żeby gdzieś pojechać, to najpierw trzeba wyjechać
![]() ![]() ![]() Fajnie się czytało o tym jak połączyć pasję z rodzinnym wyjazdem:) I gratki za Johana,i brawo dla Córek ![]() |
Autor: | keff79 [ Wt sie 03, 2010 12:24 pm ] |
Tytuł: | |
matragona napisał(a): Fajnie się czytało o tym jak połączyć pasję z rodzinnym wyjazdem:)
No właśnie. Da się. Od razu dopowiem, że to ważny przekaz dla świeżo upieczonych rodziców, zresztą pewnie dla tych oczekujących też ![]() Mój młody jest obecnie zafascynowany traktorami - koniecznie z przyczepą, dlatego wybieram się na Monoklinę Suwalską, nie wiem tylko jak zareaguje na te unieruchomione solarki. |
Autor: | prof.Kiełbasa [ Wt sie 03, 2010 12:27 pm ] |
Tytuł: | |
hehe super wyprawa- a dinoland rozwala system ![]() |
Autor: | Gustaw [ Wt sie 03, 2010 12:56 pm ] |
Tytuł: | |
G&Ł, gratulacje ... znam poniekąd smak podobnych wywczasów ... ![]() A za rok dokąd, za przeproszeniem, "walicie" ... ![]() ![]() |
Autor: | grubyilysy [ Wt sie 03, 2010 1:47 pm ] |
Tytuł: | |
Gustaw napisał(a): G&Ł, gratulacje ... znam poniekąd smak podobnych wywczasów ...
![]() A za rok dokąd, za przeproszeniem, "walicie" ... ![]() ![]() Po głowie chodzi Karwendel, ale nie pytaj mnie dziś ![]() Są też i takie pomysły: 1 tydzień z dziećmi (Grecja albo Maroko samolotem prosto na plażę), 1 tydzień bez dzieci (Będzie się działo). |
Autor: | piomic [ Śr sie 04, 2010 8:16 pm ] |
Tytuł: | |
Nie prowadziłem konsultacji społecznych, ale myślę, że nie tylko mnie to chodzi po głowie. Może by tak koledzy Gruby i Łysy za rok zorganizowali wczasy kaliber 40 dla rodzin z dziećmi w Alpach pod sztandarem t-g? ![]() Bo widzę marnujące się zdolności logistyczne do kontroli dokumentów wyznaczy się kogoś innego... |
Autor: | Rohu [ Śr sie 04, 2010 8:19 pm ] |
Tytuł: | |
Pięknie! Zastanawiam się tylko, która córa jest Grubego, a która Łysego? ![]() Pozazdrościć wycieczki jak i rezolutnych, górsko wyszkolonych cór. |
Autor: | Gustaw [ Cz sie 05, 2010 9:48 am ] |
Tytuł: | |
piomic napisał(a): ale myślę
Chyba nie mylisz się w jakiś znaczący sposób ... ![]() ![]() W tym roku zorganizowaliśmy sobie bagno logistyczne więc wakacje jakie będą takie będą (nie mam na co narzekać) ale ostatni tydzień urlopu spędzę malując plot, altankę i ławeczkę (w sumie i tak zaległe zlecenia). Natomiast za rok zaczniemy od rodzinnego wyjazdu w ciepłe rejony, potem odstawimy córkę pod Pilsko i na koniec wpadnę w polskie góry przy okazji odbierając córkę z przechowalni ... w taki schemacik jakiś wspólny wypad dałoby się wkomponować ... oczywiście nie będzie to łatwe bo dogadanie szczegółów odpowiadających wszystkim gdy grupa jest liczniejsza staje się niemożliwe ... ![]() |
Autor: | grubyilysy [ Cz sie 05, 2010 10:38 am ] |
Tytuł: | |
piomic napisał(a): ...ale myślę....
Piomic, wiesz jak to jest, urlop główny ma się jeden, to i trzeba go zaplanować i wykorzystać możliwie dobrze. W zasadzie to idzie nam już nawet dość schematycznie, tylko miejsca się nieco zmieniają. Prawdę mówiąc to moja rodzina nawet zaczyna coś myśleć o zmianach. Gruba myśli o tygodniu w górach bez dzieci, bo tak to jak ja idę gdzieś ambitniej, to ona pilnuje i pozostają jej cele spacerowe w rodzaju Stoderzinker. Poza tym już w tym roku myśleliśmy o zamianie kempingu na kwatery, ale stanęło na kempingu, ciężko w necie znaleźć coś naprawdę fajnego i taniego (próby były dość zaawansowane), chociaż jak by się znalazło jakiś dobry tani domek wynajmowany "od domku/pokoju" a nie "od osoby", to myślę że wtedy opcja jakiegoś wspólnego planowania ma swój sens. Różnica na wypadek pory deszczowej jest zrozumiała. Tak naprawdę, nie ma co owijać w bawełnę, główny problem dotyczy obaw o powodzenie wyjazdów wspólnych, zwłaszcza jak miałbym zostać mianowany "organizatorem głównym". Podobną rolę pełniłem już wiele razy i zgadnij do kogo zawsze są największe pretensje na takich wyjazdach, jak komuś np. nie podpasuje trasa wycieczki, standard kibla itp. ![]() Ale miło mi tak czy inaczej, że nasze rodzinne wycieczki się podobają i służą czasem natchnieniem (a zauważyłem komentarz kol. goutera do HalloDu ![]() Póki co 11 miesięcy przerwy od wyjazdów rodzinnych. |
Autor: | prof.Kiełbasa [ Cz sie 05, 2010 10:42 am ] |
Tytuł: | |
tak jeszcze wcinając się w temat po dokładnym obejrzeniu fotek : młodsza córeczka to cały tatuś ![]() tak przynajmniej mi się wydaje ![]() |
Autor: | prof.Kiełbasa [ Cz sie 05, 2010 10:57 am ] |
Tytuł: | |
![]() ![]() |
Autor: | piomic [ Pt sie 06, 2010 7:35 am ] |
Tytuł: | |
grubyilysy napisał(a): zgadnij do kogo zawsze są największe pretensje na takich wyjazdach
Wiem, wiem... Jak na Chorwacji camping co wieczór nawiedzały burze to też była moja wina. |
Autor: | Łukasz T [ Pt sie 06, 2010 7:37 am ] |
Tytuł: | |
piomic napisał(a): Jak na Chorwacji camping co wieczór nawiedzały burze to też była moja wina.
Jak za rok w Słoweni będzie padać to pożałujesz. |
Autor: | piomic [ Pt sie 06, 2010 8:14 am ] |
Tytuł: | |
A to ja Ci nogę złamałem, że w tym roku nie jedziesz? |
Autor: | Łukasz T [ Pt sie 06, 2010 8:15 am ] |
Tytuł: | |
Kto wie, kto wie ... |
Autor: | zephyr [ Pn gru 27, 2010 8:47 pm ] |
Tytuł: | Re: Dachstein rodzinnie |
grubyilysy napisał(a): Stojąc w godzinnym korku w Żywcu
w wakacje korki w Żywcu to norma fajne zaplanowane wakacje ![]() ![]() ![]() ![]() |
Strona 1 z 1 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group http://www.phpbb.com/ |