Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest N gru 22, 2024 1:10 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 12 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Śr lip 15, 2015 3:51 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pt lis 21, 2008 10:48 pm
Posty: 1238
Lokalizacja: Warszwa
Kovik napisał(a):
viking powiedział/-a:
- kiedy ruszasz w dolomity na:
a- wspin,
b- trek (ferraty)

wspinać się jeszcze nie wspinałem a na trek to może jak Bozia pozwoli to za dwa -trzy lata

Tak właśnie odpowiedziałem na pytanie Vikinga, jakie mi zadał w formowej zabawie „Tydzień Kovika” trzy lata temu. No i stało się. Postanowiliśmy wspólnie z Basią, że ten urlop spędzimy w tych urokliwych górach. Mijały godziny siedzenia w internecie przy szukaniu odpowiednich tras, studiowanie mapy czy przewodników. W międzyczasie pierwotna ekipa się wykruszyła. Buuu, niedobrze. Trzeba się posilić znajomościami no i długo nie trzeba było czekać. Uformowała się fajna czwórka: Sonia, Zanzara, Barbórka i ja Kovik ochrzczony jako władca haremu. W piątek popołudniu pakujemy się do gumowego auta, który polecam na takie wyjazdy (Sonia pewnie mnie za to zabije, ale zaryzykuję). No i zaczynamy naszą podróż ku nieznanemu. Ahoj przygodo można by rzec. Jedna winietka, druga winietka postój gdzieś przed Grazem i stwierdzamy, że tam już byli „nasi”.
Obrazek

Mkniemy autostradami przy intensywnym świetle księżyca i tylko Hołek co chwilę każe trzymać się lewej strony jakby chciał, abyśmy jak najszybciej dotarli na miejsce. Dziewczyny usnęły zmęczone ciężarem dnia i podróżą. Obudzone dopiero, gdy obijały się o ściany auta podczas podjazdu licznymi, stromymi serpentynami pod Rifugio Auronzo. No bo jak to być w Dolomitach i nie zobaczyć Tre Cime, to tak jak być w Tatrach i nie widzieć Morskiego Oka.

Dzień 1 Monte Paterno 2744 m.
Już powoli szarzało gdy dojechaliśmy na parking przed w/w schroniskiem. Wypadało by co nieco się przespać po całonocnym czuwaniu. Wyciągam karimatę i śpiwór coby sobie rozłożyć na jakiejś płaśni przy samochodzie. Niby to, aby dziewczynom było luźniej i wygodniej w aucie a tak na poważnie, to chciałem sobie wygodnie wyprostowany spać pod gwiazdami, których było już coraz mniej. Na nic zdało się przekręcanie z jednego boku na drugi, bo gdy otwierałem oko to postrzępione góry nie dawały mi spokoju. Może spałem ok. pół godziny.
Po wybudzeniu reszty z błogiego snu (tak myślę, bo wszystkie miały wyrysowany uśmiech na twarzy) i szybkim śniadaniu ruszamy na podbój okolicy. Pogoda beznadziejna (czyt. piękna), migawki aparatów są w ruchu.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Idziemy w stronę schroniska Tre Cime. Tkaczyk pisał, że trasa jest żmudna i monotonna ale nie dla nas. Może dla stałych bywalców tego miejsca jest nudne, ale dla naszych dziewiczych przejść w żadnym stopniu. Po wejściu na Forcella Lavaredo wybieramy górny wariant, bardziej górski.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dochodzimy do wspomnianego schroniska tam wypijamy małe (dosłownie małe) piwo i po krótkim odpoczynku ruszamy na szczyt Monte Paterno ferratą Innerkofler.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest to ciekawa ferrata prowadząca na długim odcinku tunelem wydrążonym w skale na potrzeby I Wojny Światowej, mocno oblegana z powodu łatwego i wygodnego dostępu z pobliskich parkingów. Wychodząc z tunelu wspinamy się po ukośnej półce aż pod samą przełęcz Camosci. Jesteśmy coraz wyżej i coraz to piękniejsze widoki.

Obrazek

Obrazek

Na przełęczy zostawiamy plecaki i już na lekko zdobywamy nasz pierwszy szczyt tego wyjazdu. Sporo ludzi na nim nawet jest tam wbita polska flaga, choć nieco poszarpana. Sesja foto, odpoczynek i ostrożnie schodzimy w dół.

Obrazek

Obrazek

Idziemy w stronę przełęczy Forcella Passaporto. Najpierw stromą rynną usytuowaną w sypkim piargu, na którym Zanzara jako pierwsza się osuwa wydrapując na przedramieniu ciekawy wzorek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Później już schodzimy ciekawymi półkami i po kilku godzinach dochodzimy do auta, by następnie przetransportować się w okolice Canazei, które to będzie naszym (z terminologii wojkowej) miejscem tymczasowej dyslokacji. Tam prysznic

Obrazek

jedzonko i „palulusia”. Przed spaniem jeszcze intensywne czyszczenie spiżarki z masła, które to wypłynęło ze swojego opakowania podrażnione wysoką temperaturą.

Dzień 2 Marmolada 3343 m.

Na drugi dzień wędrówki zaplanowaliśmy Włoski Dżem…- widząc inne relacje z tego miejsca- często zastanawialiśmy się jak smakuje dżem powyżej 3 tysięcy.
Biwak na „dziko” pod Marmoladą sprawdził się znakomicie!
Wczesna pobudka o 6 rano patrzymy pogoda do dupy, zwijanie obozu i ruszamy ku najwyższemu pasmu w Dolomitach. Barbórka na samą myśl o koszykowej kolejce dostawała rozstroju żołądka, a ja tylko podsuwałem diabelskie rozwiązanie- „może by tak rozbujać nasz koszyk?” Ha ha! „Ten to ma pomysły, ja tu ledwo stoję, kurczowo trzymam się tego koszyka – chociaż to bezsensu, bo jakbyśmy polecieli w dół to razem z nim…” – takie myśli chodziły po głowie Barbórce.
Obrazek

No ale szczęśliwie udało się wyskoczyć z koszyka w odpowiednim momencie - na wysokości 2.626 m i rozpoczęliśmy zejście i następnie żmudne podejście pod Forcella Marmolada szlakiem 606, najpierw po kamiennych progach, potem po śnieżnym polu.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ubieramy się ferratowo i startujemy! Idziemy cały czas granią zachodnią ku szczytowi pokonując liczne rysy, półki i inne ciekawe urozmaicenia skalne. Po pokonaniu licznych klamer wyciągamy głowy ku górze widać już kilka „cycków” ale to ciągle nie jest upragniona Punta Penia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wychodzimy na śnieżne pole, a stamtąd już szczyt na wyciągnięcie ręki. Ostatnie kroki i jest krzyż! Jesteśmy! Bijemy swoje prywatne rekordy wysokości – 3.343 jupii – udało się wejść. Dziewczyny (Sonia i Zanzara) czekają już od dłuższego czasu na nas! Tak to już będzie na tym wyjeździe – Koviki zawsze mają swoje tempo robimy wspólne fotki, cieszymy się, że mamy takie warunki pogodowe – widać pięknie masyw Sella z Piz Boe na czele, widać Sassolungo, widać… ja pierdziu - wszystko widać!!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No ale, czas leci nieubłaganie, ostatnia kolejka odjeżdża o 16.45 – trzeba się spieszyć. W dół schodzimy najpierw śniegowym polem, by potem zejść krótka i prostą ferratą na lodowiec, i tutaj idziemy po śladach, omijając szczęśliwie rozwarte gardła lodowca – szczeliny.

Obrazek

Obrazek

Często to przypomina zjazdowe tempo, bo śnieg miękki i śliski, ale dzięki temu dobiegamy do kolejki (miejsce startu) o 17.05. Barbórka błagalnie patrzy wzrokiem kota ze Shreka na Pana technicznego, a ten pokazuje 10 minut – w przypływie emocji wymyka się jej i kieruje do Pana „Aj lov ju” – a ja myślę: „no tak, takiemu to od razu mówi aj lov ju - co tam, że wkrótce bierzemy ślub…” Szczęśliwie zjeżdżamy kolejką po 30 minutach (ah te włoskie zegarki) i rozpoczynamy wieczorny rytuał kąpielowo-biesiadny.
Obrazek
Zeby to fachowo ubrać w słowa na Marmoladę weszliśmy granią zachodnią, bądź Drogą Seyffertra

Dzień 3 Colac 2715 m.

Budzimy się na campingu w Canazei. Pogoda znowu beznadziejna. No ale coś trzeba urobić w ten poniedziałkowy dzień. W planie był niezbyt wysoki jak na Dolomity szczyt Colac. Należy on do tych szczytów, które cieszą się dużą popularnością. Jest on atrakcyjnym celem nawet dla wymagających turystów. W Albie startujemy kolejką na Ciampac 2150 m. Naszym zadaniem jest dowiedzieć się co to znaczy wg Darka (Tkaczyk): charakter rozrywkowo-sportowy, prowadzenie odcinków niezbyt szczęśliwie czy śmiało oraz plastyczny profil Marmolady.
Oczywiście po wyjściu z kolejki robimy sobie „grupen foten”.
Obrazek

Obrazek

Widząc na twarzy Basi malowany stres pytam, czy może pójdziemy sobie na szczyt drogą normalną, albo ogólnie „potrekujemy sobie wokół?” Decyzja była szybka, że wchodzimy feratą Finanzieri jak było w planie.
Obrazek

Obrazek

No więc ok. śmiało nabieramy wysokości na piargach podchodząc pod ścianę. Tam szpeimy się i puszczamy dziewczyny przodem. Wszystko idzie gładko dopóki nie dochodzimy do kluczowego miejsca, które Darek opisał tak: „Tu napotkamy drabiny, których przejście a zwłaszcza trawers z jednej na drugą wymaga dużej odporności na przepaściste widoki.”

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Spędzamy tam trochę czasu. Basia zastanawia się jak ugryźć pierwszy stopień, który jest dość wysoko umocowany a podciągnięcie rękami jest też siłowe. Widząc coraz większy stres, mówię, że może zawrócimy bo przecież „Żaden wycof nie przynosi ujmy”. NIEEE! WEJDĘ TAM! DAJ MI MINUTĘ! Zaproponowałem swój bark jako dodatkowy stopień, z którego Basia skorzystała. Jakież było moje zdziwienie, gdy Barbórka będąc w transie pokonywania tegoż utrudnienia skorzystała także z mojej głowy jako kolejnego stopnia. No ale liczy się efekt. Jest to baba z jajami!!!!

Później już tylko w górę ku szczytowi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dziewczyny czekały na nas …. Ale się nie doczekały. Po dwóch godzinach rozpoczęły zejście. Minęliśmy się o jakieś 10 czy 15 minut. Ze szczytu widać ten profil Marmolady ale czy on jest plastyczny? Nie mi to oceniać. Wszakże różni się od północnego zbocza diametralnie. Liczne chmurki na niebie nadają kolorytu widokom ze szczytu, na którym oprócz nas są jeszcze 3 osoby.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mamy jeszcze sporo czasu do ostatniej kolejki, ale znając historie z dnia wcześniejszego powoli zbieramy się do zejścia drogą normalną co daje nam doskonałe widoki na dolinę Val Contrin. Dochodzimy do górnej granicy potężnego żlebu schodzącego z przełączki pomiędzy głównym a bocznym wierzchołkiem Piccolo Colac.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wychodząc z tego żlebu wchodzimy w końcu w trawiasty teren, którym śmigamy na łąki poniżej przełęczy Forcella Neigra. Idziemy już z automatu, wody brak a żar leje się z nieba. Będąc już na dole napełniamy butle źródlaną wodą, która skutecznie ugasiła nasze pragnienia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przed zjazdem obowiązkowe piwko a na campingu biesiada przy miejscowych chipsach. To był Dobry dzień!
Obrazek

Dzień 4 Masyw Sassolungo i Sasso Piatto 2958 m.

Rano standardowe procedury, z których potwierdzenie beznadziejnej pogody wywołuje śmiech. Jedziemy odwiedzić jedną z najmniejszych jak nie najmniejszą samodzielną grupę górską Dolomitów. Szczyty wyrastają wprost z łąk tworząc miejscami imponujące ściany. Mimo niewielkich rozmiarów grupa cieszy się dużym zainteresowaniem turystów. To dlaczego my nie mamy jej „spróbować”.

Obrazek

Kolejką koszykową podobną do tej z Marmolady z jednym wyjątkiem, że jest zabudowana, wjeżdżamy na przełęcz Forcella Sassolungo. Tam znajduje się małe klimatyczne schronisko Demetz. Mogliśmy się tez przekonać na fotografiach jak intensywna była zima dwa lata temu.
W schronisku wypijamy kawę, robimy zbiorowe foto i powoli schodzimy po osypującym się piargu do schroniska Vicenza, które znajduje się 400 metrów niżej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Idziemy sobie tak, idziemy i postanowiłem, że nagram filmik z okolicy nie zatrzymując się. Oczywiście musiała mnie za to spotkać kara. Szybki poślizg, trzy obroty wokół własnej osi i głowa śmigająca caaałkiem blisko skały wielkości telewizora. No ale aparatu z rąk nie puściłem! Sonia oczywiście musiała uwiecznić moje zniżenie. Szybka kontrola stanu: ręce choć odrapane są, nogi choć odrapane są, głowa cała. Ufff. Wstaję otrzepuje się z kurzu i już ostrożnie schodzimy dalej. W schronisku siadamy na trochę.

Obrazek

Obrazek

Sonia i Paulina zamiarują wejść na Sasso Piatto ferratą Oscara Schustera. My od razu mieliśmy w planie okrążyć szczyt wygodną ścieżką. Postanawiamy, spotkamy się w schronisku Sasso Piatto.

Obrazek

Obrazek

Tak też czynimy. Idziemy sobie powolutku chłonąc alpejskie widoki. Tu strzeliste turnie, tu zielone łąki zza których wyrastają kolejne szczyty. Coś wspaniałego.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po niecałych dwóch godzinach stajemy na werandzie wspomnianego schroniska. Ku naszej radości znajdują się tam leżaczki, które w mgnieniu oka zostają przez nas zajęte. W takim to luksusie przyjdzie nam czekać prawie trzy godzinki na dzielne zdobywczynie prawie trzytysięcznego szczytu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Podejmuję wyzwanie rzucone przez Sonię, aby zamiast podskoku na „juhasa” robić jak Pan Demetz.

Obrazek

Obrazek

W czasie oczekiwania przysiada się do nas koleś podobny do Reinholda Messnera.

Obrazek

Kiedy dziewczyny dotarły do nas opowiedziały swoje wrażenia z drogi, wypiły piwko i poszliśmy ścieżką Sentiero Federico Augusto w stronę auta. Wędrujemy prawie poziomo po trawiasto - skalnym zboczu z niepokojem obserwując powoli chmurzące się niebo. Na nasze szczęście zaczęło padać gdy byliśmy w samochodzie. To był dobry restowy dzień.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dzień piąty Canazei.

Na ten dzień pogodynka przewidziała deszcze i burze, więc postanowiliśmy zwiedzić naszą tymczasową okolicę. Malowidła, płaskorzeźby, strojenia czy dekoracje to wszystko przy praktycznie każdym domu tego malowniczego miasta.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Dzień 6 Piz Boe 3152 m i Piz de Lech 2911 m.

Wybieramy się na ten najwyższy szczyt Masywu Sella z przełęczy Passo di Pordoi (2.239 m), na której znajduje się kolejka. Ale my tego dnia nie dotkniemy nogą tej kolejki, dzielnie ruszamy do góry szlakiem 627 w stronę schroniska Kostner.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Aparaty ciągle w dłoniach, bo z prawej strony rozpościera się przepiękny spektakl – Marmoladę widać jak na dłoni, ciągle na nią patrzymy, w tle widać grań Padon, Civettę, Monte Pelmo, zdobywany pare dni wcześniej Colac, widać też Mauzoleum ofiar austriackich żołnierzy z I Wojny Światowej – w kształcie rotundy – robi wrażenie. A z lewej strony skalista półka, pod którą kroczymy zachwyceni formacją, jej wielkością, strukturą, kolorem – dosłownie wszystkim!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dochodzimy do miejsca, gdzie rozpoczyna się najtrudniejsza ferrata Cessare Piazzetta. Dziewczyny (Sonia i Zanzara) „napalone” Sonia już składa kije do plecaka i zachęca Zanzarę mówiąc:
- Zobacz, to tylko te pierwsze metry takie trudne, potem będzie już lepiej.
Dziewczyny postanawiają spróbować sił, więc szczerze je podziwiamy, ale również się niepokoimy, bo wiemy, że ta ferrata jest naprawdę trudna i wymagająca.

Obrazek

Sami postanawiamy podążać ku schronisku drogą klasyczną i umawiamy się, że spotykamy się na szczycie. Ale do tego niestety nie doszło - o czym za chwilę. Od początku zakładaliśmy, że wchodzimy na szczyt drogą Crestra Strenta (ze względu na mega atrakcyjne podejście granią) a Sonia i Zanzara ferratą Vallon.
Idziemy sobie tym pięknym krajobrazem, nagle pojawiają się dodatkowe atrakcje- jamy śnieżne, które wymuszają, abyśmy przykleili się do ściany masywu i tak chwilami pokonujemy trasę, coraz bliżej schronisko Kostner.
Po jakimś czasie (przy rozwidleniu w kierunku żlebu Rissa da Pigolerz) – widzimy Dziewczyny, które zdecydowały jednak iść do schroniska naszą trasą.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Cieszymy się więc dalej wspólną wędrówką i docieramy do schroniska Kostner na wysokość 2.540 m. Robimy sobie dłuższy popas delektując się włoską kawą (mega!) i innymi rarytasami. Wspólne fotki dookoła i ruszamy.

Obrazek

Obrazek

My wracamy się kawałek na drogę Crestra Strenta nr 672, Sonia i Zanzara idą w stronę ferraty Vallon.
Droga Kovików: Wg Darka (Tkaczyka) Cresta Strenta to bardzo atrakcyjna krajobrazowo i widokowo trasa, nie jest to ferrata – ale występują tam ubezpieczenia (w początkowej części tej drogi) – i trudno się z tym nie zgodzić - Barbórce bardzo ona przypada do gustu – może sobie ćwiczyć chwyty w skale i cieszy się z tego jak małe dziecko.
Pokonujemy stromą, ale ciekawą ścianę i następnie podążamy wygodną skalną półką zdobywając coraz większą wysokość.

Obrazek

Droga jest bardzo urozmaicona, wychodząc na płaskowyż możemy się cieszyć rozległymi panoramami i już czujemy przedsmak widoków ze szczytu. Widać już zresztą solarną infrastrukturę na szczycie, ale do niego jeszcze godzina drogi.

Obrazek

Wspinamy się na kolejne górskie „cycki” i już jesteśmy na samej grani – Piz Boe na wyciągnięci ręki – dostajemy smsa, że nie spotkamy się z Dziewczynami na szczycie – zafascynowane ferratą nie odbiły w odpowiednim momencie na Piz Boe i weszły na Piz da Lech… więc będą schodzić tą samą drogą aż do przełęczy Pordoi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

My po 15 minutach (a 2.30 od wspinaczki ze schroniska) meldujemy się cali w skowronkach na szycie! Ależ tu pięknie! Panorama 360stopni! Widać wszystko rewelacyjnie: Marmoladę, Antelao, Civettę, Pelmo, wszystkie Tofany, Wysokie Taury z Grosglocknerem, Zillentarskie Alpy, Otzlalskie także. A najbliższe otoczenie wygląda jak Kanion Colorado.
Siedzimy sobie na tym szczycie szczęśliwi, foty z flagą, foty bez flagi, skoki z radości i zaczynamy schodzić drogą 638 w kierunku Forcella de Pordoi (wiele osób wybiera ten szlak na wejście).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Fajne lekkie schodzenie – chociaż zaczyna podwiewać mocniej i Kovik odczuwa zmianę temperatury, bo zakrywa się i teraz bardziej przypomina ninję niż człowieka.

Obrazek

Obrazek

Schodzimy w księżycowym krajobrazie i docieramy do schroniska pod Sas de Pordoi, skąd ruszamy w dół piargiem do przełęczy Pordoi, gdzie mamy samochód. W schronisku Barbórka dokonuje niecnego zamachu na papier toaletowy – skończyła nam się rolka – a Polak w potrzebie!
-Zły to czyn mówi – bijąc się w pierś – ale w końcu toaleta płatna, więc i rolka papieru opłacona, no nie?
I jakby za karę osuwamy się co chwilę na tych pierońskich kamyczkach i piargu. To schodzenie to męczarnie i katusze dla kolan. I już prawie prawie udaje się bez upadku, gdy Barbórka dostrzega schodzące Dziewczyn i wtedy bum! I słychać tylko nieprzyzwoitą wiązankę i „dupa” znowu oznaczona siniakami!

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Po 10 godzinach wędrówki jesteśmy na campingu – ten dzień należał do długich ale jak zwykle obfitych w siniaki i radość. Na campingu ogarnia nas mały „wkur…” – sąsiad - Anglik znowu coś pysznego pichci i się nawet nie podzieli – cham jeden!:) Rano raczy nas zawsze zapachem bekonu i jajecznicy… i jak tu żyć?

Dzień 7 Lado di Sorapis

Ostatni dzień przeznaczamy na lajtowe wejście nad bajeczne jezioro - Lago di Sorapis. Ponieważ zbliżamy się do końca naszego zaplanowanego urlopu, przemieszczamy się na camping Olimpia z Canazei do Cortina d’Ampezzo i tam rozkładamy ostatni obóz. Przepiękne miejsce w lesie nad rzeką, która ma również inny walor-wieczorem służy do schłodzenia dobrych trunków.
Po rozbiciu namiotów i szybkim posiłku ruszamy stronę masywu Sorapis na przełęcz, którą Barbórka nazywa „Trzy krocze”, czyli Tre Croci, które jest punktem startowym.
Trasa początkowo wiedzie lasem – szlak nr 215, po czym przechodzi w odcinek bardziej skalny. Jest to prosta trasa o kilku eksponowanych miejscach, ale bez trudności technicznych. Widokowa, więc robimy dużo fotek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W międzyczasie Sonia tak zapatrzyła się w alpejski kwiatki i chciała sobie pstryknąć taki jeden na stromym zboczu. Poprosiła abym podał jej mój kijek. Ok nie ma sprawy. pętla zawinięta na nadgarstku i mój mocny chwyt na niewiele sie zdał. Gdy tylko wzięła ciężar ciała na siebie rączka odpadła od kijka a uchwyt został mi w dłoni. Zsuwając sie troszkę napędziła sobie i nam strachu. W ten oto sposób jako ostatnia Zniżyła sie do poziomu gleby z naszej czwórki.

Po około 2,5 godz. Docieramy nad jezioro o kolorze: i tutaj wersji jest kilka: turkusowe, zielone z kokosowym mlekiem, trudne do określenia. Siedzimy nad jeziorem długo podziwiając okoliczne szczyty, jeden jak tłumaczy nam Zanzara z włoskiego oznacza „Palec Boży” i tak to wygląda.
Postanawiamy obejść jeziorko dookoła, ostatnie metry są nawet wspinaczkowe – te Dolomity ciągle czymś zaskakują! I wracamy tę samą drogą do parkingu, gdzie czeka na nas samochód.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W samochodzie Sonia zauważa komara i krzyczy do Kovika: „weź go ubij, szybko!”, po czym Zanzara tłumaczy nam, że właśnie ją zabiliśmy – po włosku Zanzara oznacza właśnie…komara!!! Mamy z tego ubaw na całego.

Na campingu odkrywamy cudowne miejsce na spożycie wszystkiego, co nam jeszcze zostało. Jest świeża sałatka z rukoli, roszponki, włoskiej fety, oliwek oraz oliwy – do tego serwujemy sobie dziś schłodzone w rzece winka, a Kovik odkrywa, że kociołek o węgierskim smaku z ziemniakami warto wymieszać z 2 torebkami ryżu - tak tworzy się niesamowita potrawa – ziemniaczano – ryżana (kto by pomyślał, że to będzie dobre?:)) – chyba rośnie nam nowy Szef Kuchni. Odkrywamy, że Zanzara przygotowuje sobie „działkę” z fety nad palnikiem i wciąga ją potem jednym rzutem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I takie tam głupoty przychodzą nam tego ostatniego wieczora do głowy – zabawa przednia i aż szkoda wracać. Tym bardziej, że cytując Panią Zanzarę: towarzystwo kiepskie z „ponurą atmosfera w ekipie, niesamowicie nudne trasy, nieurokliwe widoki, no i do tego jeszcze ta beznadziejna pogoda. Z trudem, ale jakoś wytrzymaliśmy ten tydzień”

Następnego dnia zwiedzamy Cortinę i wracamy na ten czysty i otwarty na nas Śląsk. Ale po czymś takim długo nie można się pozbierać. Amare di Dolomiti

Obrazek

Podsumowując: Spędziliśmy tam 7 pełnych słonecznych dni. To co zaplanowaliśmy zrobiliśmy prawie wszystko - oprócz jednego deszczowego dnia. Cytując znowu mnie z gry:
Kovik napisał(a):
Cytat:
2. Twoje ulubione góry to ... i dlaczego, a może jeszcze w nich nie byłeś

Tatry bo w Polsce najwyższe uwielbiam kontakt ze skałą i myślę, że to będą Dolomity - nie byłem ale zdjęcia urzekają

Nic się nie zmieniło - powiem więcej ZAKOCHAŁEM SIĘ W NICH

Dziewczyny wielkie dzięki za ten tydzień! Było wspaniale.

_________________
Jeśli zdajesz pytanie dlaczego chodzę po górach to znaczy że nie zrozumiesz odpowiedzi


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lip 15, 2015 5:23 pm 
Kombatant

Dołączył(a): Pn gru 05, 2011 12:08 am
Posty: 640
Lokalizacja: 110 km
wow tym razem pogoda wam dopisała i to jak!!!
widoki naprawdę wypasione
wieczorem przeczytam a tymczasem graty raz jeszcze :)

_________________
http://wokolkominainietylko.blogspot.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lip 15, 2015 5:53 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt maja 04, 2010 5:34 pm
Posty: 419
Lokalizacja: Rybnik / Piding
Fajnie się czytało, bo dużo pozytywnej energii płynie z treści i ze zdjęć :)
Zrobiliście sobie naprawdę fajne i intensywne wakacje.

Na pewno kiedyś odwiedzę Dolomity, a tą relację sobie gdzieś zapiszę, żeby podpatrzyć szlaki :)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lip 15, 2015 7:10 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt wrz 02, 2014 7:06 pm
Posty: 699
Lokalizacja: Llanfairpwllgwyngyllgogerychwy- rndrobwllllantysiliogogogoch
tatromaniak24 napisał(a):
powiem więcej ZAKOCHAŁEM SIĘ W NICH
No ba! Z tyloma dziewczynami pojechałeś, to było nieuniknione ;)
Fajna relacja, intensywny pobyt, dobra pogoda i towarzystwo, a rejon wspaniały! Pozazdrościć!

_________________
Zob za zob, glavo za glavo,
Zob za zob, na divjo zabavo!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lip 15, 2015 8:18 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 28, 2011 9:09 am
Posty: 5463
Lokalizacja: Białystok
Zdjęcia kapitalne, pogoda kozacka!

Miałem Dolomity we wstępnym planach na tegoroczne wakacje ale plany oczywiście się zmieniły.
Tak więc tym bardziej po tym co tu widzę będę kombinował aby jechać za rok :mrgreen:

_________________
Wiem, że nic nie wiem


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lip 15, 2015 9:56 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt maja 04, 2010 5:34 pm
Posty: 419
Lokalizacja: Rybnik / Piding
Sokrates, z Kals w Dolomity to już bardzo daleko byś nie miał ;). Sam kiedyś podjechałem do Cortiny, bytując na południu Taurów koło Metrei, żeby popatrzyć na Tri Cime... :) A trasa przez Defreggental Landesstrasse jest baardzo urokliwa :). Warto pomyśleć o tym przy brzydkiej pogodzie, bo Italia to już podobno w samej nazwie ma słońce ;)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lip 15, 2015 11:25 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sty 24, 2011 7:54 pm
Posty: 2482
Poczytam rano, bo już mi oczy na wierz wychodzą, ale już teraz mogę powiedzieć, że mi się podoba ;)

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz lip 16, 2015 7:36 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 28, 2011 9:09 am
Posty: 5463
Lokalizacja: Białystok
Kyjo napisał(a):
Sokrates, z Kals w Dolomity to już bardzo daleko byś nie miał ;)


Wiem - tyle, że czasu mało a gór dużo :mrgreen:

_________________
Wiem, że nic nie wiem


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz lip 16, 2015 9:49 am 
Nowy

Dołączył(a): Wt cze 03, 2014 5:45 pm
Posty: 9
Super relacja a zdjęcia bajka! Pogode mieliście chyba idealna, trzeba bedzie siąść nad mapami i zaplanować cos w ten deseń na wakacje:) jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz lip 16, 2015 11:21 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sty 25, 2007 9:48 am
Posty: 7575
Madness napisał(a):
Poczytam rano, bo już mi oczy na wierz wychodzą, ale już teraz mogę powiedzieć, że mi się podoba ;)

Wczoraj wieczorem mógłbym napisać dokładnie to samo. :)

Dzisiaj - po przeczytaniu i pooglądaniu - cóż mogę napisać.. Super wyjazd, zazdroszczę! Również szczegółowa relacja świetna! Gratuluję!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz lip 16, 2015 11:37 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn sie 26, 2013 8:03 pm
Posty: 788
Gratuluję wycieczki! Aczkolwiek utwierdziłam się , że Julki i Dolomity nie dla mnie. Gdyby jednak każdemu podobało się to samo, byłoby nam za ciasno i za nudno.

_________________
Wenus w Milo


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt lip 17, 2015 7:21 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 31, 2007 9:46 pm
Posty: 4485
Lokalizacja: GEKONY
PKP! PKP! PKP! Całości jeszcze nie przeczytałem ale wypad super i fajnie, że tyle zdjęć wrzuciłeś.

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.

http://summitate.wordpress.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 12 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL