Dowaliło lodowych kulek, biorę garść i wrzucam do butelki, przynajmniej lodu do drinków jest pod dostatkiem

Chłopaki zdecydowani są schodzić żlebem do doliny, obawiają się kolejnej burzy, no nie bardzo mi pasuje ta opcja. Żleb jest ciężki w zejściu a przy takiej ilości lodu może być konieczność zjazdów, czasowo może wyjść tyle samo co dokończenie grani do Łomnicy. Klaruję im, że to co się skumulowało przez dzień w chmurach to już spadło, jest 17 nie ma już takiej termiki by urodziła się z tego kolejna burza a po tej co przeszła znacząco spadła temperatura. Na chwilę wychodzi słońce, więc można się trochę podsuszyć i ogrzać.

Odrobina słońca krzepi serca i daje nadzieję, że uda się dotrzeć do Łomnicy bezpieczniej, niż schodzić żlebem do doliny. Skały rozgrzały się przez cały dzień na tyle, że po deszczu szybko wyschły i na grani praktycznie nie widać, że padało. Szybko wchodzimy na Mały Durny.



Pogoda się klaruje, decyzja o kontynuacji była jak najbardziej trafiona, chyba by mnie skręciło jakbym miał schodzić z Małej Durnej Przełęczy, wiem ile trzeba sił włożyć by na nią wejść. Robimy trawers pod Durną Igłą i wchodzimy na Durny.


Widać jeszcze ludzi na tarasie widokowym Łomnicy, ale zanim tam docieramy kolejka już nie działa.



Schodzimy do punktów zjazdowych i robimy jeden zjazd na dwóch złączonych linach.

Potem ostrożnie kontynuujemy grań, nie wiem czy ktoś przed nami szedł już w tym roku, ale trzeba uważać bo jest sporo luźnych kamieni odspojonych po zimie, szczególnie te, które mogły by być dobrymi chwytami.






Trawersujemy Poślednią Turnię i docieramy na Przełączkę pod Łomnicą, teraz tylko do góry.




Podejście kominem wysysa ostatki sił z rąk, ale jesteśmy już w najwyższym punkcie tego dnia, teraz tylko w dół.



Zaciech jest, chociaż zrypani jesteśmy na maxa, zejściem dobijemy się na cacy

Zaliczamy jeszcze zachód słońca na Łomnicy, jest 20.








Mamy to, najdłuższa nasza graniówka w Tatrach

Marcin zalicza swoją najwyższą górkę

Miała być kima na Łomnicy i na drugi dzień Grań Wideł, ale pogoda ma się popsuć przed południem, dlatego odpuszczamy Widły, chcemy się podelektować tą granią a nie zapieprzać bez opamiętania.

Jeszcze sesjona na Tytanicu



Przemieszczamy się w kierunku baru, o dziwo jak się poprosi to kelner jeszcze piwko naleje, na dechach rozłożone są śpiwory i trzy osoby mają zamiar spać na szczycie, więc już mamy info, że nie gonią ze szczytu, gdyby się chciało zrobić biwak. Nie jesteśmy ostatni, z Grani Wideł schodzi jeszcze jakiś zespół. Siedzimy na szczycie do 21 i raczymy się domowymi wyrobami

Widok na Poprad by night zacny, ale schodzić trzeba.

Po łańcuchach prawie zbiegamy, potem jest gorzej, w paru miejscach są jeszcze spore płaty śniegu, nie chcemy po nich przechodzić, więc omijanie ich też jest dość ekwilibrystyczne, całe zejście dłuży się niemiłosiernie. Około 23 jesteśmy na Łomnickiej Przełęczy, wyciągamy maszynki i jedziemy z bufetem. Zupki, kawka, jak człowiek coś ciepłego wleje w siebie to aż drugiego życia dostaje. Niebo jest bezchmurne i jest pełnia, księżyc daje na maxa, rodzi się pomysł fotki w stylu Chrystusa z Rio.

Pozostaje monotonne zejście długimi zakosami nad Skalny Staw a potem magistralą do Zamkowskiego i do Smokowca. Chłopaki robią po drodze przerwy, ja lecę ciągiem, jak się zatrzymam to zostanę tam do rana. Po drodze zaliczam jeszcze głębokie spojrzenie w ślepia prawdopodobnie wilka, który stoi na torach kolejki na Hrebienok. Sytuacja patowa, ja stoję i on stoi, ja patrzę, on patrzy, zaczęło mi się robić gorąco, ruszyły poszukiwania jakiegoś badyla lub większego kamienia, cholera wie co mu do łba strzeli, na szczęście gdy się schyliłem po jakiegoś głaza, czmychnął w chaszcze. Po drodze mijam jeszcze kilka osób, które wystartowały już w górę. Na parkingu jestem koło trzeciej, rzucam plecak koło samochodu i kładę się na asfalcie by chociaż chwilę się kimnąć, po około 30 minutach dociera reszta ekipy. W domu jestem koło szóstej, całość akcji 20h i 27h na nogach, tym samym pobiliśmy nasz zeszłoroczny rekord 19h na Dent du Geant, jak się potem okaże pobijemy go kolejny raz na alpejskiej grani w lipcu. Dzięki Pany za mega wyrypę ... kiedy kolejna ?
