Tytułem wstępu:
- 1800 km biegowych,
- 1250 km rowerowych,
- ok. 23 dni wspinania w tym 8 dni na Sycylii i kilka krótszych wyjazdów na Jurę – w sumie ok. 150 dróg;
- 2 wycieczki w Alpy, jedna 14-dniowa i jedna 3-dniowa - łącznie 11 długich dróg wspinaczkowych i około 11 tys. m podejść;
- 2 krótkie wyjazdy w Tatry - jeden trekkingowi i jeden wspinaczkowy w ramach kursu tatrzańskiego,
- wspinanie na ścianie, inne treningi i inne wycieczki nizinne; poza tym bóle kolan, barków, bioder i inne codzienne zmagania

Sama nie wiem, kiedy, ale kolejny rok minął, zatem jeszcze raz kolejne podsumowanie.
LutyZimowa zmiana klimatu i lutowe wspinanie na niezwykle zielonej o tej porze Sycylii to już tradycja, zatem w lutym, wraz z Pawłem i Zombim spędziliśmy tam owocne wspinaczkowo 8 dni. Było dość intensywnie a pogoda tym razem dopisała aż nadto. Zrobiliśmy po około 50 dróg i dwa razy w szybkim zdobyliśmy tempie Monte Monaco.





KwiecieńW kwietniu, tuż przed Wielkanocą załapałam się na ostatki tatrzańskiej zimy. Takie całkiem ostatki to nie były, bo trafiłam na zamieć z mgłą i pierwszy raz w życiu udało mi się w tej mgle trochę pobłądzić. W każdym razie na Wołowiec szłam niecałe 3h, a z powrotem 3.5, zahaczając o … słowackie Sedlo Zabrat

. Teraz już wiem, że do góry to nawet we mgle jakoś tam się idzie, ale później okazuje się, że „dół” jest z każdej strony szczytu, tylko która jest tą właściwą - gdy nie ma żadnych punktów odniesienia – nie wiadomo

. Na szczęście intuicja sprowadziła mnie (jeszcze tym razem) na właściwą drogę, a schodząc spotkałam nawet jednego turystę, który wyłonił się z mgły dosłownie kilka metrów przede mną …





Wiosna to działania skałkowe (jeden wyjazd trzydniowy i jeden jednodniowy) i stacjonarne biegowo-rowerowe. Formę w Alpy trzeba było robić

.

Czerwiec-lipiec Tradycyjny, długi wyjazd w Alpy Julijskie przypadł tym razem na przełom czerwca i lipca. Tym razem byłam tam wraz z Zombim i Tadeuszem, który, pomimo iż przeszedł już na emeryturę, tempa nie zwalnia i dzielnie za nami nadążał, a już tydzień po powrocie pojechał na wyjazd rowerowy w Beskid Niski, a chwilę później - z plecakiem do Gruzji ...
W Alpach, jak zwykle ostatnio, było dużo słońca (chyba nawet więcej, niż zazwyczaj …), dużo zmęczenia, dużo metrów poziomych i pionowych i trochę wina. Odwiedziliśmy znane nam już rejony, gdzie poprowadziliśmy łącznie 10 długich dróg wielowyciągowych. Zombi dodatkowo zrobił jedną drogę ze słoweńskim znajomych ścianie Triglava (Copov Steber), ja z Tadeuszem zrobiłam tego dnia wycieczkę trekkingową.
Za sprawą doskonałej pogody nie było praktycznie czasu na rest, więc było mega intensywnie, pomimo iż przez pół wyjazdu mocno dokuczał mi bolący bark. Ale, od czego jest ibuprom .... Dopiero, gdy przenieśliśmy się do malutkiego schroniska pod Mangartem przyszło długo oczekiwane, ale nie tak długo trwające, jak to zapowiadano, załamanie pogody. Pomimo tego załamania udało nam się jednak wyskoczyć na krótki wspin na znajdującej się nieopodal schroniska niezbyt długiej drodze. A nazajutrz, gdy chmury nieco się już rozpierzchły, poszliśmy na długą, ale znaną nam już drogą południowej ścianie Mangartu. Wprost spod Mangartu ruszyliśmy już w drogę powrotną do Polski.



















SierpieńNa początku sierpnia, chcąc nie chcąc w szczycie sezonu odwiedziłam Tatry, z uwagi na to, że byłam umówiona na dokończenia kursu tatrzańskiego. Okazało się, że nawet w szczycie sezonu największy tłok jest w Zakopanym i może w dolinach. W rejonie Moka zaś było wręcz pusto, do czego na pewno przyczyniła się też tatrzańska pogoda, na jaką akurat trafiliśmy. Ale podziałać się udało, kurs oficjalnie zakończyłam i w sumie były to fajne 3 dni.



Sierpień-wrzesieńW sierpniu i wrześniu działałam skałkowo, udało się wyrwać na kilka 3-dniowych wyjazdów, w tym w końcu – w Sokoliki, i już wiem, że na pewno tam wrócę.




Listopad Na jesień wyjazdów nie planowałam, bo zostały mi 2 dniu urlopu i postanowiłam przeznaczyć je na jakąś spontaniczną akcję. Poza tym przez pół września aż do połowy października było zimno i mokro i przestałam już liczyć na góry suchą stopą w tym sezonie. W tym czasie Zombi napisał, że znalazł tanie bilety lotnicze do Lublany na okolice 1-go listopada i z okazji postanowił skorzystać. Hmm, popatrzyłam, pomyślałam i też kupiłam. U nas co prawda pogoda się właśnie zmieniła i przyszła piękna i ciepła jesień, ale ja już myślami byłam w alpejskich przygodach. Postanowiliśmy tym razem udać się na południową stronę Julijskich Alp, do Starej Fuziny, i stamtąd atakować różne cele, górskie i skałkowe.
Prognozy tuż przed wjazdem niestety nie były już zbyt optymistyczne. Na miejscu okazało się, że Starą Fuzinę spowija gęsta mgła, co jednak nie przeszkadzało w skałkowym wspinaniu. Jednak czułam, że ponad tą mgłą można jeszcze złapać letnie słońce. I tak było. Drugiego dnia udaliśmy się z nieśmiałym zamiarem zrobienia górskiej drogi 4-wyciągowej na Malim Draskim Vrhu. Gdy na podejściu zastaliśmy śnieg, nadzieje na zrobienie drogi zbladły i liczyliśmy się tym, że zrobimy po prostu pieszą wycieczkę ze szpejem na plecach. Jednak po wyjściu ze strefy mgieł okazało się, że wyżej jest sucho i panuje prawdziwe lato. Całość okazała się świetną przygodą, jeszcze tak nie miałam, żeby podchodzić w śniegu, wspinać się na letnim słońcu a schodzić w beskidzkim błocie i mgle. A ukoronowaniem całości było małe schronisko, jakie w drodze powrotnej wyłoniło się z mgły, w którym zjedliśmy pyszną zupę i wypiliśmy – ku przerażeniu gospodarza

– po dwie mocne kawy. Na trzeci dzień najpierw szukaliśmy skałek w lesie, ale ponieważ i tak się rozpadało na dobre, z poszukiwań więc zrezygnowaliśmy na rzecz wycieczki wokół jeziora, którą też po godzinie i totalnym przemoknięciu zakończyliśmy ... Ale jeden dzień fajnego górskiego wspinania zrekompensował wszystko, więc wyjazd uznaję za bardzo udany

.















Wszystkim towarzyszom wycieczek, znoszącym cierpliwie moje czasem marudzenie, a częściej - wymowne milczenie

, serdecznie dziękuję!

ps. ponieważ nie pisałam wcześniej żadnych relacji, tu pozwoliłam sobie wrzucić więcej zdjęć

.