Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Wt mar 19, 2024 5:45 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Wt lip 26, 2022 2:50 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 31, 2007 9:46 pm
Posty: 4463
Lokalizacja: GEKONY
Plan na weekend był taki żeby jechać gdzieś pod namiot i zabawa polegała na tym żeby nie trafić na główny front burzowy. Miejscówki wybierane od Gór Opawskich za zachodzie po Beskid Niski i Pogórze Ondawskie na wschodzie. Kierunek – wschód okazał się słuszny. Tym razem pojechaliśmy w czwórkę, dołączył do nas Michał.

Obrazek
Bobry się napracowały

Z Krakowa wyjeżdżamy po 7 rano, o 10:00 parkujemy w Blechnarce koło Wysowej-Zdrój i dochodzimy do wniosku, że jest tutaj tak fajnie, że w sumie nie trzeba nigdzie iść i można rozbić namiot nad Ropą. Chociaż moczenie stóp w ropie nie brzmi dobrze. Zakładamy plecaki i czujemy ten dociskający do ziemi ciężar (ubrania, śpiwory, namioty, jedzenie, woda, piwo). Trzeb będzie intensywnie odchudzać plecaki.

Wędrujemy najpierw płaską, szutrową drogą wzdłuż Ropy, słońce grzeje niemiłosiernie, ja z Norbertem zostaliśmy lekko z tyłu, no ale ktoś musi robić zdjęcia. Trasa wiodła przez cmentarz z I WŚ nr 49 na który było trzeba odbić w prawo w las. I już w pierwszej godzinie wędrówki zaczęły się przygody bo Ewa z Michałem się zagadali i poszli dalej prosto, z Norbertem doszedłem do odbicia, ale widzę, że wszystkie odciski butów idą prosto. Myślę (skąd inąd słusznie) pewnie przegapili odbicie i poszli drogą no to idziemy jeszcze kawałek, może poczekają na nas, ale mijamy zakręt i ich nie widać. No to wracamy w stronę cmentarza. Ewidentnie dzisiaj nikt tędy nie szedł. Idzie znowu dalej drogą, tym razem dalej, dochodzimy do polany na której było idealne miejsce żeby się położyć, ale tutaj też pusto. Próbujemy do siebie dzwonić, niestety nie ma sieci, więc zasięg i internet złapiemy pewnie bliżej jakiejś miejscowości na Słowacji. Idziemy z Norbertem znowu w stronę cmentarza, tym razem dochodzimy do niego i idziemy dalej Głównym Szlakiem Beskidzkim tak jak zakładaliśmy na początku.

Obrazek
Cmentarz z I Wojny Światowej nr 49

Na GSB zostawiamy strzałkę z patyków i szukamy powoli jakiegoś miejsca odpoczynkowego. W pewnym momencie pojawia się sieć, trochę szatkuje, ale dogadujemy się kto jest gdzie ustalamy miejsce spotkania.

Gdy dochodzimy do rzadszego lasu robimy z Norbertem drugi popas i chwilę później dobiegają do nas (z wypchanymi plecakami i w pełnym słońcu Michał z Ewą). Okazało się, że byli kawałek za polaną do której doszliśmy z Norbertem i najzabawniejsze po późniejszym przestudiowaniu mapy – gdyby szli dalej drogą to byśmy się spotkali w tym samym miejscu bez wracania się 2 km. Nie ma tego złego co na dobre by nie wyszło – jest pretekst żeby uzupełnić witaminy i odciążyć plecaki.

Obrazek
Na GSB – pierwszy postój

Mija nas pierwsza czwórka turystów, kawałek dalej na Obyczu spotkamy jeszcze rowerzystę i kilka osób w wiacie.

Posileni ruszamy dalej, najpierw pod górę na Obycz, a następnie opuścimy GSB by żółtym szlakiem zejść do Regetovki na Słowacji.

Obrazek
Obycz 788 m n.p.m.

Słońce w dalszym ciągu przypieka, we wsi mały ruch i nagle, już przy końcu miejscowości dostrzegamy napis OTVORENE. Tutaj popełniam mały błąd, gdzieś jakieś styku w mózgu nie zadziałały, albo szare komórki się nie spotkały bo zamiast degustować lokalne zimne trunki i zjeść coś konkretnego to stwierdziłem, że wyskoczę na szybko na Smilnianski Vrch. Górka ma 750 metrów, jest kilka kilometrów dalej, nie ma co prawda na nią żadnych szlaków, ani dróżek, natomiast zalicza się do Korony Gór Słowackich i Wielkiej Korony Beskidów więc zostawiłem ekipę z menu i zimnym, lanym (do tej pory widzę oczami wyobraźni co straciłem przez te 2 godziny) i pobiegłem w palącym słońcu z butelką piwa w jednej ręce i musem w kieszeni zdobywać szczyt. Swoją drogą Słowacy mają podobne zamieszanie z zestawieniem co my, otóż najwyższym szczytem Pogórza Ondawskiego i to sporo przewyższającym Smilnianski Vrch jest Stebnicka Magura 900 m n.p.m.

Wracając do mojego nieprzemyślanego planu – pierwszy kilometr z hakiem to asfalt i już zdaję sobie sprawę z głupoty mojego pomysłu, ale żeby było śmieszniej to uznaję że skoro jestem sam to przecież nie będę biegł asfaltem do podnóża góry tylko skrócę trasę przez strumyk i pola. Przy strumieniu już było mi tak gorąco, że chłodziłem sobie głowę w wodzie, jak się zaczęły pola to po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć i dotknąć pola ostów. Nogi mi trochę pocięło, przejść przez to się nie dało i i tak musiałem je obchodzić. Później przez kolejne pole tym razem bez problemu, kolejny strumień i do góry. Już jestem zgrzany, piwem ratuję się jak izotonikiem, Smilnianski Vrch jest jest jednak bardziej stromy niż się spodziewałem, a do tego nie ma tu nawet leśnej dróżki więc idę na azymut między drzewami tak jak puszcza. Strasznie mnie to wypruło. Na podejściu zacząłem słyszeć pomruki burzy – kurczę miała być po 21:00, a nie ma jeszcze 14. Patrzę na mapę i chyba jeszcze sporo mi zostało widząc swoje tempo poruszania się. Postanawiam zawrócić i dzwonię do Ewy, że słyszę burzę i żeby rozglądnęła się za jakąś bliższą miejscówką na namiot, ale po głosie słyszę, że tam już jest chill i namiot mogli by pewnie rozbić nawet obok restauracji. Zanim wróciłem zdążył mnie złapać jeszcze deszczyk, wysuszyło mnie słońce, a jak dotarłem do restauracji to musiałem wyglądać nieźle bo wywołałem niepohamowane śmiechy. Uzupełnianie płynów i chyba jedyny plus mojego wypadu to znalezienie po drodze miejsca na biwak.

Obrazek
Paledovka

Obrazek
Smilniansky Vrch

Obrazek
Między Paledovką, a Smilnianskim Vrchem

Obrazek
Na końcu, po lewej Stebnicka Magura

Obrazek
Nasz dzisiejszy nocleg

Miejsce na rozbicie namiotów znalazłem zaraz za skrzyżowaniem dróg, jakieś 2 km od restauracji. Strumień w pobliżu, miejsce na ognisko, zadaszona wiata, siłownia na świeżym powietrzu… no i kilka kilometrów bliżej niż pierwotnie zakładałem. Zdążyliśmy się rozbić przed deszczem, zastanawiałem się jak Norbert będzie spał w czasie burzy… jak nam się będzie spało. Na szczęście było bardzo dobrze, Norbert nawet się nie obudził, my trochę gorzej, ale ogólnie na plus. Przed 7 rano zaczęliśmy wychodzić i się oporządzać, po 8 udajemy się w stronę miejscowości o wdzięcznej nazwie Chmelova. Po drodzy przypominają mi się czasy dzieciństwa i co jakiś czas odbijam gdzieś na grandę (za granicą liczy się podwójnie), a to czarne porzeczki, a to jabłka, maliny. Normalnie sałatka owocowa na raty. Lokalne domki bardzo fajnie zadbane, nie są obsadzone tujami żeby odgrodzić się od świata, tylko przy każdym zadbany ogródek, ale jednego nie wiem. Skąd pomysł i po co kontakty na słupach przy drodze? Jak Ci bateria w komórce siądzie to żebyś na chodniku mógł się zatrzymać i podładować?

Obrazek
Ruiny zamku Zborov

W kolejnej miejscowości – Zborov znajdujemy otwartą restaurację/bar „U Mata”. Właściwie to przyszliśmy zaraz po otwarciu, właściciel nas pytał czy idziemy Cestą Hrdinov SNP bo często do niego zaglądają piechurzy którzy mierzą się z tym szlakiem (634km). Było kilka zabawnych sytuacji (pomijając fakt, że śmiesznie brzmiał jak prawie każde zdanie kończył tym słowackim HEEEJ), jak zapytaliśmy o Langosze to powiedział, że jest jeden, ale poleca pizze, no dobra, wybieramy coś z menu i mówi, że „idzie pokukać co kucharz przygotował”. Kucharz nawet popakował pizze do folii i zamroził, chyba go znam, przygotowuje dania dla wszystkich marketów i wystawia je przy plakatach „najtańsze”. Z pomidora na pizzy została tylko skórka, ale i tak pojedliśmy i popiliśmy ile się dało. Później była zagwozdka czy da się skorzystać z toalety, ale na szczęście poprzedniego dnia naprawili i jest już woda. Może w kolejnym tygodniu będzie nawet mydło.

Okoliczne sklepy pozamykane, czynna była jeszcze tylko poczta (w niedzielę!) więc zbieramy się w dalszą trasę mając świadomość, że musimy mocno oszczędzać wodę, bo dzień zapowiada się gorący, a dokupić nie ma gdzie.

Kolejne 2 km asfaltem i odbijamy za czerwonym szlakiem na Stebnicką Magurę. 600 metrów podejścia z plecakami to nie była lekka przeprawa. Tzn. Norbert streszczał Ewie o co chodzi w Ninjago, Ewa starała się nadążyć, my zostaliśmy z tyłu i co chwilę traciliśmy kontakt wzrokowy, albo raczej sporadycznie gdzieś z przodu nam mignęli i po raz pierwszy doszło do tego, że musiałem usiąść i odpocząć, a Norbert wbiegł na górę i czekał na nas. To podejście wypruło, niby jesteśmy na Pogórzu, a nie w górach, ale tutaj też może być stromo.

Na szczycie meldujemy się 3 godziny po spakowaniu namiotów. Jest wiata, jest vrcholová kniha, jest masz przekaźnikowy na który chyba nie wolno wchodzić bo jest ogrodzony drutem kolczastym, ale z Michałem obydwoje zauważyliśmy, że chyba ktoś już go forsował i dałoby się wejść, a BNT to by wszedł już na pewno i wtedy pewnie zastanawiałby się po co na dachu poukładali kostkę brukową?

Obrazek
Wiata na Stebnickiej Magurze

Obrazek
81 metrowy maszt przekaźnika radiowo-telewizyjnego

Zejście niebieskim przez Ostriez do miejscowości Wysny Tvarozec w której sympatyczni mieszkańcy ratują nas wodą. Osuszyliśmy bukłaki do zera, uzupełnili nam 1,5 l zimną kranówą (pyszna:) ) i dali na drogę drugą butlę mineralizowanej. Trochę porozmawialiśmy i ten język słowacki przy granicy jest taki bardzo spolszczony tutaj. Bez problemu można się porozumieć.

Dodam tak na marginesie, że byliśmy już odwodnieni, a słońce grzało cały czas mocno i te 3 litry wypiliśmy na dystansie 5 km. Żeby uspokoić opinię publiczną – Norbert miał wodę cały czas, my w razie potrzeby ratowaliśmy się puszkami.

Obrazek
Niebieski szlak ze Stebnickiej Magury

Obrazek
Widok na Beskid Niski i dominujący Busov

Przed ostatnim podejściem do GSB zjadamy jeszcze zapasy które nam zostały w plecaku (kolejna przewaga kiełbasek roślinnych nad mięsnymi – nie psują się w wysokiej temperaturze i można je jeść nawet kolejnego dnia). Przy granicy oglądamy się jeszcze za siebie żeby nacieszyć oczy widokami i skrótem wracamy do Blechnarki.

Obrazek
Ostatnie spojrzenie na słowackie kapusty i za 2 km będziemy w Blechnarce

1 dnia ok 20 km (każdy inaczej, zależy czy z błądzeniem, czy z próby wejścia na coś ekstra).

2 dnia 25 km

Fajne tereny, pierwotna trasa była trochę inna, ale słońce, a później piwo skutecznie nas rozmiękczyło, na szczęście było miejsce gdzie mogliśmy spokojnie się rozbić i przespać nawet mimo burzy. Plecaki nas wgniatały w ziemię, każdy ma swoje odciski na pamiątkę, ale można było zapuścić się w nowe rejony na Słowacji, pokukać co kucharz ugotował, skosztować lokalnego piwa, wejść na najwyższy szczyt Pogórza Ondawskiego i korygować trasę na bieżąco żeby się wyrobić z powrotem.

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.

http://summitate.wordpress.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
cron
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL