I w końcu doszły i je przeszliśmy. Rewelacyjny, tatrzański grzbiet do którego z każdej strony jest daleko. 3 godziny jazdy z domu i nie ważne czy chcesz objeżdżać Tatry od prawej czy od lewej strony. Już nawet Krywań jest bliżej! Kawał drogi, mega podejście, ale zdecydowanie warto!
Drewniany narciarz
Parkujemy przy wejściu do Uzkiej Doliny, pierwsze zdziwko – tylko 3*C, drugie zdziwko – parkingi płatne na sms, lub aplikację, więc skończyło się Eldorado i zbieranie listków „Ne zaplatil” w nagrodę za wczesne wstawanie.
Na szlak ruszamy ok 7:30. Zakładamy bluzy i próbujemy się rozgrzać w marszu. Było tak zimno, że kremy przeciwsłoneczne i nakrycia głowy zostały w samochodzie przez co po pierwszych 30 minutach i wyjściu na słońce zaczął się proces przypiekania i smażenia. Aktualnie jesteśmy na etapie schodzącej skóry. Dolinka spoko, po drodze widzimy jaz na wodzie, nie zdążyła nam się znudzić i dosyć szybko dotarliśmy do rozdroża przy Niskiej Łące gdzie zaczęło się strome i mozolne podejście. Na dystansie ok 4 km robimy ciągiem 1300 metrów pod górę, a nie jest to całe podejście na dzisiaj.
Plus jest taki, że widoki uprzyjemniają wysiłek od samego początku. Od wschodu wyłania się ramię Bystrej, od zachodu Barańca. Im wyżej, tym więcej widać, do tego wystarczy się obrócić by podziwiać panoramę Niżnych Tatr.
Trochę wysokości już zrobione
Po wyjściu w górne partie Otargańców jest coraz więcej głazów, można poużywać trochę rąk i pokombinować grzbietem, lub obejściami. Widoki coraz lepsze, pojawiają się Tatry Wysokie, najpierw Krywań, później kolejne szczyty przez Gerlach, Wysoką, Lodowy, aż do Jagnięcego. Od zachodu widoki równie piękne, więc głowa lata prawo, lewo.
Wyłaniają się Tatry Wysokie
Drugie śniadanie z widokiem na Baraniec i Rohacze
Kwitnący mech
Ręce się przydawały
Gdzieniegdzie jeszcze płaty śniegu
To już za nami
Na Jakubinie robimy trzeci postój żywieniowy, delektując się kapitalną panoramą. Przerosła moje oczekiwania. Rozmawiamy trochę z innymi turystami na szczycie i zabawna sytuacja – poznajemy parę która zaliczała offroad w tym samym miejscu co Ewa i prawdopodobnie tego samego dnia. To się nazywa zbieg okoliczności!
Z Jakubiny
Powtórzę po raz kolejny – Kominiarski Wierch wygląda najlepiej
Osobita i Babia Góra
Trzy Kopy, Banówka, Rohacze, Wołowiec – brzmi jak plan
Czeka nas jeszcze zejście i ostatnie podejście tego dnia na Jarząbczy Wierch. Już nie będę się powtarzał jakie mamy super widoki. Pogoda dopisała po długiej rozłące z Tatrami.
Zejście z Niskiej Przełęczy do najprzyjemniejszych nie należy, za to Dolina Jamnicka niczego sobie. Tutaj wodospad, tam strumyk… pewnie gdybym chodził nią tak często jak Chochołowską to bym miał inne zdanie, ale prawdopodobnie przez wiele lat nawet nie będę się zapuszczał w okolicę.
Po drodze widzimy jeszcze chatkę z miejscami noclegowymi, piecem i WC (wolę takie miejsca niż schronisko typu hotelowego), oraz zauważamy pomysłowość Słowaków. W lesie są pochowane rowery! Leżą gdzieś w trawie, ile się da tyle jadą, a jak schodzą z gór to zamiast nudnej drogi doliną w dół to raz, dwa zjeżdżają. No cóż, my chowamy piwo w strumykach i stawach, więc każdy ma swoje patenty na góry.
Całkiem przyjemna chata w Dolinie Jamnickiej
Cała wycieczka z postojami na jedzenie zajęła nam blisko 20 godzin, samej akcji górskiej było 11, ale to co najbardziej dało w kość to 1500 metrów podejścia w słońcu.