Kolejny punkt na mapie gdzie jest kawał, drogi (chociaż ostatnio zwrócono mi uwagę, że 3 godziny w Tatry to nie jest daleko). Cel na dzisiaj wymyśliła Ewa, pogoda dopisała, a szlak mnie zaskoczył, a nie trafił.
Krywań z welonem
Znowu nie pospaliśmy, ale podczas wypadów w góry to bardziej cieszy niż smuci – w końcu wcześniej będziemy na szlaku! Parkujemy przy Trzech Źródłach, samochodów już sporo, ja na szybko szamam owsiankę, by później jeszcze szybszym krokiem podążać za Ewą. Pod górę mamy do zrobienia 1300 metrów, a przy tym tempie zapowiada się intensywne cardio.
Idziemy zielonym szlakiem, początkowo wśród drzew, jednak gdzieniegdzie prześwituje Kopa i Krywań. Minutę od szlaku znajdują się pozostałości bunkra, robię szybki skok w bok zobaczyć jak wygląda. Został kawałek drewnianych ścian, obok na kamieniu umieszczono tablicę upamiętniającą partyzantów zamordowanych przez oddziały SS 14.01,1945.
Bunkier partyzantów pod Krywaniem
Ewę doganiam dopiero za zakosami. Po wyjściu na otwarty teren robimy postój na jedzenie, ja dodatkowa robię striptiz i suszę podkoszulek. Następny check point robimy za źródełkiem w okolicach żlebu, bo jak wiadomo po jedzeniu chce się spać, więc Ewa ucina sobie kilkuminutową drzemkę.
Regeneracja pomogła i jak się okazało była we właściwym momencie bo (co mnie zaskoczyło) od rozstaju dróg w Krywańskim Żlebie nawet było trzeba trochę popracować rękami. Zawsze to fajne urozmaicenie. Co jakiś czas wygodny szlak był poprzetykany skałami gdzie przydawał się napęd na 4. W miarę jak się wznosiliśmy chmura która nad Krywaniem wisiała od samego rana też wędrowała ku górze, przez co byliśmy cały czas pod nią i mieliśmy widoki na okolicę, a gdybyśmy wyszli 15 minut wcześniej to pewnie szlibyśmy w totalnym mleku. Po drodze mijamy trochę ciekawych turystów, jednego z takim lękiem wysokości jakiego chyba nikt inny nie ma, drugi na leginsy i spodnie założył uprząż wspinaczkową, a trzeci wchodził w japonkach. Co kto lubi.
Szlak na Krywań
Zielone Krywańskie jezioro i grań Krótkiej
To na prawdę ładny szlak!
Po drodze wchodzimy na Mały Krywań i od czasu do czasu używając 4 kończyn po 3 godzinach z hakiem stajemy na 10 najwyższym szczycie Tatr. Widoki raz są na góry, a raz tylko na chmury, jemy, pijemy, opalamy się, a jak się słońce schowa za chmurę to marzniemy. Piękne zwieńczenie tego solidnego podejścia. Dodatkowo korzystam i podchodzę do urwiska zobaczyć z góry jak wygląda północna ściana Krywania, która od lat mnie fascynuje. Kawał lufy! Kiedyś trafiłem na ciekawą relację z przejścia ściany gdzie cała akcja trwała 3, albo 4 dni. W 2015 roku działali tam Tomasz Klimczak i Maciej Bedrejczuk o czym pisano w Taterniku i zrobili nawet krótki filmik z przejścia.
Gdyby iść ściśle granią to doszlibyśmy do Mięguszowieckich Szczytów nad Morskim Okiem
Szczyt Krywania
Przepięknie jest
Wszyscy czekają na wiatr co rozgoni…
W stronę Zachodnich
Później zejście niebieskim na którym obserwuje nas świstak.
6 godzin w samochodzie, 8 na szlaku.
Można posiedzieć i nacieszyć oczy
_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.
http://summitate.wordpress.com/