Ale na tyłku. Chyba, że masz raczki. Ja nie miałem.
Wielki Chocz zaprasza
Było lekkie wahanie czy wybrać Wielkiego Chocza na którym nas jeszcze nie było, czy sprawdzoną Babią Górę. Mimo odległości padło na Chocza i nowe tereny. Ustawiamy budzik na jakąś nocną godzinę. Nawet granicę w Chyżnem przekraczamy zanim pojawią się pierwsze oznaki świtu i o tym, że ludzie już nie śpią świadczy jedynie kolejka gości z zagranicy po hot-doga ze stacji i druga do toalety. Na szczęście kawałek dalej bo przeciwnej stronie była jeszcze jedna stacja gdzie było luźniej.
Ok 8 rano zajmujemy jedno z ostatnich miejsc parkingowych przy cmentarzu w Valasce Dubovej, skąd prowadzi nas niebieski szlak. Parking 4 euro, 5 stopni poniżej zera, po prawej jakaś dziwna konstrukcja (kawałek na pierwszym zdjęciu), po lewej karczma w której podobno ukrywał się Janosik zanim zdradziła go jego kochanka. Bo to zła kobieta była.
Szlak się pnie z początku łagodnie, później bardziej stromo, miejscami wygląda jak wymyte koryto strumienia, a miejscami jak lodowa zjeżdżalnia poprzetykana kamieniami. Z naszej trójki tylko ja nie zaopatrzyłem się w raczki, bo przecież jak nie trzeba używać raków to w samych butach też sobie poradzę. Było trochę więcej kombinacji podczas podchodzenia, ale jakoś poszło. Idzie się dobrze, robi się coraz cieplej, kilka razy widzieliśmy jakieś skały zamiast drzew, a jak doszliśmy do Pośredniej Polany to już całkiem uśmiechy zagościły na naszych twarzach. Pierwsze górskie widoki, czyste niebo, idealne miejsce na przerwę śniadaniową.
Pośrednia Polana
Z polany można iść dalej drogą zimową (szlak niebieski i czerwony), lub letnią (zielony). Obydwa wydeptane, my wybieramy drogę zimową na której trafiliśmy na większe ilości śniegu, a dodatkowo w dwóch miejscach łańcuchy. Nie było to jakieś wybitnie ciężkie miejsce, natomiast w zimowych warunkach jeżeli ktoś porusza się bez raczków to faktycznie pomagają. Jeżeli ktoś ma nie czuje się na siłach to stąd też już jest na prawdę przyjemny widok.
Miejsce widokowe przed łańcuchami
Łańcuchy przed szczytem Wielkiego Chocza
Po pokonaniu dwóch odcinków z łańcuchami, dalsza droga to już spacerek ścieżką między kosówkami na szczyt Wielkiego Chocza. W nagrodę czekała na nas kapitalna, pełna panorama! Było widać Tatry, Niżne Tatry, a w oddali między nimi Góry Lewockie. Patrząc dalej pojawiają się kopulaste szczyty Wielkiej i Małej Fatry na których wydaje się, że jest więcej śniegu niż w Tatrach. Wypatrzyliśmy Mincola na którym byliśmy kilka lat temu, a po polskiej stronie wyraźnie bardziej bezśnieżny Beskid Żywiecki z dominującymi Pilskiem i Babią Górą. Robimy masę zdjęć, wpisujemy się do nowej książki szczytowej, kręcimy się po szczycie i ładujemy baterie na koniec roku. Wszak jutro Sylwester! Mimo, że relację piszę dopiero 4 stycznia.
[youtube]https://youtu.be/byuEeEACBps[/youtube]
Główny wierzchołek Wielkiego Chocza
Tatry z Wielkiego Chocza
Tyle Gór do odwiedzenia
A tutaj na lekkim zbliżeniu
Mała Fatra
Mimo końca roku, śniegu praktycznie nie ma. Na horyzoncie Pilsko i Babia Góra
Zejście w butach bez raczków dostarcza więcej emocji niż podejście, na początku jak śniegu jest trochę więcej da się miejscami zjeżdżać jak na nartach (oczywiście z pominięciem łańcuchów), natomiast tam gdzie skończył się śnieg, a pojawił lód i większe nachylenie terenu przypomniała mi się zasada, że 80% wypadków zdarza się podczas zejścia. Tutaj nie miała ona zastosowania, a jeżeli wziąć pod uwagę tylko turystów bez raczków to wynik mógł oscylować w okolicach przekraczających 200%. Co chwilę ktoś lądował na tyłku, a mówiąc co chwilę mam na myśli sytuację, że nie zdążysz się zaśmiać, gdy ktoś się poślizgnie, a już sam lądujesz 4 literami na lodzie. Zdarzały się upadki niemalże synchroniczne – trzyosobowe, powtarzane kilkukrotnie. Taka była zabawa na zejściu.
Ogólnie Wielkiego Chocz zdecydowanie polecam, długo odwlekaliśmy wyjazd na niego, ale na pewno tutaj wrócimy bo widoki są warte tego podejścia i sporego czasu przejazdu.