Chciałem przedstawić małą fotorelację z kilkudniowego wypadu w Tatry.
Wyjechalismy w sobotę o 3 rano, tak aby w Zakopanem być na ok 10 i zrobić sobie w ramach rozgrzewki spacerek na Nosal i Kopieniec. Niestety... drobny pech w drodze - okazało się że w pożyczonym samochodzie zrobiła się dziurka w jakiejś tam rurce od układu chłodzenia i zasadniczo jedziemy bez żadnego chłodzenia, bo cały płyn sobie wyciekł. Z początku wyglądało to groźniej, ale skończyło się dobrze - przymusowy postój w Częstochowie, gdzie jednak po kilku godzinach (i paru złotych mniej w portfelu) przywrócili nasze autko do życia. Zwiedziliśmy sobie w efekcie Jasną Górę

Do Zakopanego dotarliśmy na 17, na miejscu szok - leży ogromna ilość śniegu, a na dodatek cały czas pada. Na następny dzień byłem umówiony z ! i z Justką na wycieczkę Ściezką nad Reglami od Chochołowskiej do Kalatówek, ale pech chciał, że ! też nawalił samochód i w efekcie poszedłem z moją lubą sam, a i to nie od Chochołowskiej, a od Małej Łąki (jako że mamy niedaleko kwaterę, to nam pasowało, nie trzeba nigdzie jeździć). Niedzielny poranek - wchodzimy na Drogę pod Reglami i... i nie ma tej drogi, tylko gruba warstwa świeżego puchu, a ciagle go przybywa

Szlak w samej Dolinie Małej Łąki jednak przedeptany, ale tylko do Wielkiej Polany. Ścieżka nad Reglami w obie strony zasypana całkowicie, tylko takie delikatne wgłębienie w puchu pozwala się zorientować, którędy biegnie. Na Przełęcz w Grzybowcu torowalismy w śniegu po kolana, czasem i sporo głębszym. W dół schodziło się świetnie, praktycznie zbiegając. Dopiero w Strążyskiej szlak w dolinie wydeptany i Ścieżka nad Reglami również. Chwila postoju i idziemy na Czerwoną Przełecz. Potem na Sarnią Skałę, gdzie również szlak przetarty. Na szczycie nawet wyszło na moment słońce i góry dało się zobaczyć. Po zejściu do Doliny Białego okazało się, że dalej Scieżka na Reglami to znów jednolita warstwa śniegu, no ale co tam - idziemy !

Bardzo żmudne torowanie, obchodzenie zwalonych drzew, potem przedzieranie się przez wiatrołom. Wreszcie doszliśmy do żlebu spadającego spod Wrotek. Tam są takie dwa drewniane mostki - przekroczylismy je z duszą na ramieniu. Ale kawałek dalej kolejny żleb, zawalony śniegiem tak samo, ale trzeba by się przebijać przez 1,5 m warstwę puchu, nachyloną pod katem 45 stopni. Samobójcami nie jesteśmy, więc zawróciliśmy. Za nami przyszła jeszcze jakaś para, ale również zawrócili. Zeszliśmy do Doliny Białego, a potem poszliśmy jeszcze do Dolinki ku Dziurze. Byłem tam ostatnio jako 4-letni brzdąc, więc zupełnie nie pamiętałem ani dolinki, ani jaskini. Całkiem ciekawa, zwłaszcza zimą. Potem powrót na Krzeptówki drogą pod Reglami.
W poniedziałek mieliśmy w planach pójść na Nosal i Kopieniec, a po południu na nartki, które obiecałem mojej lubej. Tak więc wstaliśmy przed świtem, o 7 z minutami byliśmy w Kuźnicach. Szlak okazał się wydeptany i szybko dotarliśmy na szczyt Nosala. Widoczność fenomenalna, wszystko ostre, wyraźne, zalane porannym słońcem. Ani jednej chmurki. Zrobiło się ciepło. Po całej sesji zdjęciowej zeszliśmy do Olczyskiej i poszliśmy na Kopieniec. Szlak również był wydeptany, więc wejście bezproblemowe. Panorama równie wspaniała jak z Nosala, ale na szczycie wiał dosyć silny wiatr, więc długo na nim nie zabawiliśmy. Potem przez Polanę pod Kopnieńcem wróciliśmy do Olczyskiej i do Jaszczurówki. Po południu poszliśmy na narty na Szymoszkową, pogoda zaczęła się zmieniać, nad Tatrami zaczął wiać silny wiatr podrywając śnieg z grani. Góry wydawały się "dymić", wyglądało to niesamowicie. Obawiałem się, że jak przyjdzie halny i się ociepli, to kiepska sprawa - wzrośnie jeszcze zagrożenie lawinowe, a na dole zrobi się błocko.
Wtorek - mieliśmy w planach albo Babią Górę (jeśli widoczność by była taka jak w poprzednim dniu), albo resztę Ścieżki nad Reglami (przy gorszej pogodzie). Pogoda była kiepska, niski pułap chmur, więc zdecydowalismy się na Ścieżkę. Poszliśmy na przystanek, ale wtedy pogoda zaczęła się poprawiać, odsłonił sie Giewont, zaczął przebijac tu i ówdzie błękit nieba. Więc zmiana planów - w samochód i jazda na Babią. Jednak po drodze zaczął sypać śnieg, widoczność spadła do kilkuset metrów, na Krowiarki dało się z trudem podjechać. Sam parking na Krowiarkach zawalony sniegiem, udało się nam zatrzymać samochód tuż przy wjeździe. Wokół żywego ducha, budka BPN zamknieta na cztery spusty. Ale szlak przedeptany, więc raźno ruszylismy pod górę. Prawie godzina marszu dośc stromo pod górę w lesie, potem wyjście na Sokolicę. Wydeptane ślady stawały się coraz mniej widoczne, padał snieg, widocznośc nie większa jak 50-100 m. Wszystko wyglądało jak królestwo zimy - drzewa i krzaki pokryte warstwą lodowo-snieżnych igiełek, nieskończona biel śnieżnych zasp. Powyżej granicy lasu pojawiły się tyczki. Wydeptane ślady były juz praktycznie niewidoczne, zawiane i zapadane całkowicie. Marsz od tyczki do tyczki, co jakis czas włączałem GPS żeby sprawdzić naszą wysokość. Skończyła się kosówka i... zaczęło się bardzo nieprzyjemne uczucie. Doszedłem do kolejnej tyczki i nagle straciłem poczucie kierunku, nie potrafiłem odróżnić ziemi od nieba, nie widziałem zupełnie nic. Aż mi błędnik zaczął lekko wariować i zakręciło mi się w głowie. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie doświadczyłem. Myslałem wtedy, że jedyne wyjście to zawracać po własnych śladach. No ale nie potrafiłem się jakoś tak od razu poddać. Kazałem mojej lubej stać przy tyczce, a sam poszedłem dalej, tak żeby utrzymac z nią kontakt wzrokowy. I po paru krokach zamajaczyła mi kolejna tyczka. Szedłem do niej widząc właściwie tylko ją - tak jakby była zawieszona w białej pustce. W pewnym momencie złapałem wzrokiem granicę nieba i ziemi i od razu układ odniesienia wrócił mi na miejsce i szło się już zdecydowanie lepiej. Ale dalszy marsz wyglądał właśnie tak - Madzia zostawała przy tyczce, a ja szedłem naprzód wypatrując kolejnej. I co jakiś czas zerkanie na GPS na wysokość... 1600...1650...1690... kurcze, zrobiło się płasko, czyżby tu? Nie. Dalej kolejne tyczki i znów lekko w górę. Wreszcie znów płasko a dalej grań upada już w dół i widać kolejną tyczkę. Rzut oka na GPS - pokazuje 1735 m... o 10 więcej niż powinien, no ale to nie jest jednak aż tak mega dokładne urządzenie (choć na wysokich szczytach Tatr nie myli się więcej niż 2-3 m jeśli chodzi o wysokość). Tak więc jesteśmy na Diablaku, obok stoi tyczka wbita w spory kamienny kopczyk. Wszystko oblepione śniegiem. Widać na kilkanaście metrów, wiedziałem, że są gdzieś w pobliżu jakieś tabliczki informujące o szlakach, o przejściu granicznym, ale przyznam szczerze - jakoś nie miałem ochoty ich szukać. Szybkie zdjęcia, kilka kawałków czekolady i z powrotem w dół. Miałem ochotę jak najszybciej uciekać z tego miejsca. Ta mgła ogłupiala i powodowała autentyczną depresję. Więc w dół po śladach. O dziwo teraz tyczki były jakby lepiej widoczne - czasem po 3-4 do przodu, w dodatku nasze własne ślady - więc szło się o wiele lepiej i szybciej niż w górę. Potem zaczęła się kosówka i wzrok miał się już na czym zatrzymać - i od razu samopoczucie nam sie poprawiło. W pewnym momencie na chwilę wiatr odwiał chmury z dość sporego odcinka grani - zobaczyliśmy jakieś 500-700 m dalej punkt widokowy na Sokolicy, a patrząc w górę spory odcinek grzbietu, a na nim cały rząd tych zbawczych tyczek. Teraz już byliśmy wyluzowani, zrobiliśmy trochę zdjęć. Potem w już w lesie szło się lekko i przyjemnie, prawie zbiegając. Królestwo zimy, inaczej tego nie umiem określić. Śniegu więcej niż w Tatrach, drzewa fantastycznie nim pooklejane. Doszliśmy w końcu na Krowiarki, gdzie znów nie było żywego ducha. Mam wrażenie że tego dnia tylko my wleźliśmy na szczyt. Nasz samochodzik stał sobie spokojnie, nawet nie było problemów z wyjechaniem. Powrót do Zakopanego już bez żadnych kłopotów, drogi pieknie odśnieżone i posypane.
Ta ostatnia wycieczka baaaardzo mi sie podobała. Zdobyłem zupełnie nowe doświadczenie - poruszanie się w gęstej mgle na szerokim, odkrytym grzbiecie. Delikatnie mówiać - nieprzyjemne doznanie, ale uważam, że warto coś takiego przeżyć, aby zobaczyć jak nasza psychika reaguje na taką sytuację.
W górach leży ogromna ilość śniegu, jak dla mnie w Tatrach jest IV stopień zagrożenia lawinowego