Riders of the storm - one with the wind, defenders of creation
Riders of the storm - aligned with the sun!
Prolog
Sobota, 7 czerwca... już 3 egzaminy za mną. Chwila przerwy, więc z nudów przeglądałem sobie moje mapy. Akurat wpadła mi w ręce stara mapa Beskidu Sądeckiego, na której bazgrałem pisakiem gdzie ja to już nie byłem. Kilka rzutów oka i widzę że w zasadzie niewiele mi już brakuje żeby skompletować wszystkie znakowane szlaki w Sądeckim. Hmm, a gdyby tak...?
A może jutro /w niedzielę/? Kto by tu mógł pojechać...
- Cześć, jedziemy jutro w góry na jeden dzień?
- Eeee jutro nieee, ja się uczę...
Tak wyglądały chyba wszystkie moje rozmowy ze znajomymi. No ludzie, kto się uczy w czasie sesji? No i okazało się że nici z niedzieli. Hmm, kiedy by tu jeszcze...
W poniedziałek i wtorek musiałem być na uczelni, ale codziennie sprawdzałem prognozy pogody. Stanęło na środzie - nieważne, czy kogoś zgarnę, ale muszę pojechać.
Część 1
6:00 - pobudka, kurrr..., ja wiedziałem że położenie się spać przed 3 nie jest najlepszym pomysłem :/ Ale nic to, kawka na śniadanie, duuużo kawy do termosu i się pakuję. Wychodzę, wsiadam w autobus miejski, jadę na dworzec. 7:15 - odjeżdżam peksą Tarnów-Krynica, jednak jadę sam.
Zawsze gdy przejeżdżam przez Nowy Sącz, tracę orientację, nie mogę rozkręcić tego zakręconego wjazdu na dworzec PKS. A z autobusu wysiadam zaraz za Sączem, w Nawojowej. Tak, brakowało mi między innymi tego odcinka - Nawojowa-Ostra-Makowica.
Niebieski szlak, tuptuptup po asfalcie na początek, mijam kościół w Nawojowej, "witamy księdza milicjanta"... yyy, co? Wróć, "...prymicjanta" jednak. Kolejny łyk kawy i już przeczytałem poprawnie. Z asfaltu skręcam na polną drogę i powolutku do góry grzbietem wśród pól. Widoki nawet nawet, ale przejrzystość jest kiepska, czuć nadchodzące pogorszenie pogody. Przed sobą mam fragmenty masywu Makowicy, a za plecami Mamonie... Hm, (łyk kawy), Margonie jednak.
Wkrótce doganiam jedynego turystę spotkanego dziś na szlaku (co się okazało później), nie licząc schroniska. Chwilę rozmawiamy, on też sobie uzupełnia braki na mapie. Narzucam dość szybkie tempo i zostawiam gościa w tyle, on i tak będzie się musiał sprężyć jeśli chce dociągnąć do Krynicy, jak mi mówił.
Część 2
Bzzzz... bzzzz bz bz bz bzzzzz bzzz... Aaaa zgłupieć można! MUCHY! Zleciało się tałatajstwo nie wiadomo skąd i krążą jak te sępy wredne, włażą do oczu, nosa... A ja jeszcze nawet do skrzyżowania z zielonym nie doszedłem. Ale o wilku mowa, jest i skrzy
bzzzzzzżowanie, nie zatrzymuję się, skręcam w lewo w stronę Makow
bzzzzzicy.
Bzzzz, bzzz, bzzzz bzzzzzzzzzzzzz bzzzz grrrrdudududummmm... Yyy mucha tak nie brzęczy? Oj oj burza za mną chyba? Hmmm, gdzie mam bliżej, w dół do Nawojowej, czy już na Cyrlę? Jednak na Cyrlę szybciej dojdę. Odpalam turbo i śmigam, nie zauważam właściwie podejścia pod Makowicę. (
bzz? Haha - spróbuj mnie teraz dogonić, chromolony insekcie!)
Skręcam na czerwony, słyszę jeszcze jeden grzmot i błyskawicznie (o ironio) pojawiam się w schronisku na Cyrli.
Część 3
Burzy nie słychać, much nie słychać... niby wszystko pięknie ładnie. Ale żebym się nie rozweselił zanadto - w schronisku i wokół niego kłębią się ze dwie wycieczki szkolne. Kto tam był, wie jak ciasno jest w "jadalni", mimo wszystko ja się tam próbuję zalogować, nie będę się smażył w tym upale na zewnątrz... Zamówiłem kiełbachę, siadam...
Miauuuuuuu! Osz ty sierściuchu, skąd mogłem wiedzieć że akurat leżałeś na tym krześle... Skurczybyk na dodatek w kameleona się bawi, przybrał kolory maskujące i zniknął gdzieś na tle drewnianej boazerii. No mniejsza z nim, kłaki z ubrania się wytrzepie, ważne że jedzonko podali (o dziwo jakoś poza kolejką chyba, patrząc na to ile czekały te wycieczki). W końcu dzieci się jakoś rozpierzchły po okolicy, w środku zrobiło się trochę luźniej i w spokoju skonsumowałem jeszcze szarlotkę.
Burza jakby przeszła, no to idę dalej, jeszcze się zastanawiam gdzie zejść, Młodów czy Rytro, dochodzę na przełączkę gdzie do czerwonego szlaku dochodzi niebieski gminny i widzę jak z okolic Sącza zapieprza w moją stronę bydlacka deszczowa chmura. No to dokonałem szybkiego wyboru - schodzę tam gdzie bliżej

Myk na czerwony do Rytra, w dół po błotku (tam chyba zawsze jest błoto!) i udaje mi się zdążyć do Rytra przed ulewą.
Zadzwoniłem do domu odmeldować się rodzince że już czekam na ciapąga, i w tym samym momencie jak nie lunęło
W skrócie mówiąc, wyrobiłem się w 3 godziny z Nawojowej do Rytra, oczywiście nie licząc w tym dłuższego popasu na Cyrli. Foty takie sobie, było cholernie ostre światło i niewiele na to mogłem poradzić...
Ciąg dalszy nastąpi - zapewne za tydzień ;]