W pisaniu relacji górskich mam zerowe doświadczenie wiec proszę o wyrozumiałość
3:40, wolne od pracy, a mimo to jakaś nieokreślona moc każe mi wstać z łóżka. Plan na dzisiaj był prosty, pijemy piweczko, walimy Kościelca i w schronie żegnamy rok 2009, góry jednak skorygowały nasze plany... Po kolei. A gwoli ścisłości to koleją i to jakąś starą udajemy się do Krakowa skąd znana już trasa do Zakopanego. Tym razem kierowca okazał się cwany (pewnie poznał Kiełbasę) i powiedział żeby się pospieszyć więc nasz el profesore wrzuca swój plecak do schowka, wsiada do autokaru i ruszamy w podróż. Nie wyjechaliśmy poza obręb dworca i zauważył, że bateryjki zostały w plecaku. Grymas na twarzy, dzień zapowiada się kiepsko, teraz ja się rewanżuję i wyciągam Okocimia którego od razu nie otwieram. W okolicach Wawelu nie wytrzymał i el profesore zaproponował, że może byśmy coś zjedli i tak racząc się jednym piwem dojechaliśmy do Zakopca. Bus do Kuźnic już na nas czekał więc od razu zmieniamy środek lokomocji i po krótkiej chwili można obrać kurs na Murowaniec. Tempo mamy bardzo dobre i po ok godzinie meldujemy się w schronie. Króciutki popas, właściwie wypicie tylko herbaty. Oceniamy nasz dzisiejszy cel i wygląda troszeczkę kiszkowato, mało śniegu, dużo syfu. Okoliczne szczyty poza Świnica i Granatami też bez szału. Dochodzimy w końcu do wniosku, że na Granaty jesteśmy dzisiaj zbyt leniwi, a na Świnię nie mamy ochoty. Ustalamy spokojny cel – Kasprowy! Idziemy sobie tak spokojnie i nagle dostrzegamy to co nas dzisiaj przyciągnęło. Naszym oczom ukazała się BESTIA! Lęk nie pozwalał nam iść dalej więc dozbrajamy się rakami, czekanami i wszelkim innym żelastwem. Staramy się oprzeć działaniu Bestii jednak jest zbyt silna... schodzimy ze szlaku i atakujemy ją. Nacieramy centralnie na przełaj, śnieg twardy, w górnej części puste płaty tylko czekające na to żebyśmy postawili nogę na kamieniu i zdarli lakier z raków. Po ciężkiej walce porównywalnej do Pudzian – Nejman zdobywamy szczyt po kilku minutach. Na Beskidzie spotykamy Jolkę(?), rozmawiamy, pijemy, focimy, generalnie wyczes i wypas z naciskiem na lans. Po rozładowaniu dojlidzkich bateryjek dopada nas lenistwo i pada pomysł wchłonięcia kalorii na Kasprowym. Ruszamy dziarskim krokiem, prezentując debiutujący sprzęt (mój kask,raki i spodnie, a Kiełbasy stuptuty). Po wyjściu na kolejny szczyt wykonujemy kilka kontrolnych połączeń i nabieramy sił w promieniach słonecznych. Tym razem zamiast bateryjek 5% mieliśmy solary chyba zamontowane na stałe bo cały dzień zasuwaliśmy w bardzo przyzwoitym tempie nie odczuwając zmęczenia czy głodu. Idziemy cześć granią, część trawersem przez Goryczkową Przełęcz, Pośredni Wierch Goryczkowy i dochodzimy do Suchego Wierchu Kondrackiego po drodze upamiętniając piękne widoki (Rochacze i Mięgusz wyglądają naprawdę imponująco obsypane cienką warstwą śniegu).
Śnieg przez całą drogę jest twardy i bardzo fajnie się po nim idzie, niestety z tego samego powodu musimy odpuścić dupozjazd i schodzić pieszo do schroniska na Kondratowej Hali.
Po wejściu do środka nasz gwiazdor po raz kolejny został rozpoznany i przywitany okrzykiem szalonej niewiasty „WAM SIĘ TO CHODZENIE PO GÓRACH JESZCZE NIE ZNUDZIŁO?!” mimo że nas rozpoznała to jednak nie wystarczyło by nam podała ciepłe parówki, które po całym dniu i tak smakowały wyśmienicie. Po wypiciu piwka, pakujemy sprzęt i ruszamy w drogę powrotną. Zbiegamy sobie (po co chodzić po Tatrach?) do Kuźnic, kierowca od razu nas łapie i mówi, że odjeżdża. Pakujemy się do cieplutkiego busa, jejku jakie to wspaniałe uczucie po całym dniu w kilkustopniowym mrozie i wietrze. Dojeżdżamy do dworca i znowu autobus czeka tylko na nas. Dwie minuty i możemy wracać do domu delektując się zapachem górskiej braci, pięknymi zakopiankami za oknami i korkami do Nowego Targu.
Relacja miała być wrzucona wczoraj, ale usnąłem
! Walczy z Bestią
Ciekawe czy długo bym leciał?
[*] Odszedł jeden z nas

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.
http://summitate.wordpress.com/