marx napisał(a):
Generalnie to też zaobserwowałem, że całe masy ludzi nie wiedzą gdzie idą tak naprawdę i gdzie są, nie wyobrażają sobie trudności terenowych, kondycyjnych, są nieprzygotowani, idą bo tak wypada, bo jest modnie, bo są na wakacjach i myśleć nie trzeba itd. etc. często jest podążanie tam gdzie walą wszyscy. I powtórzę jak ktoś nie jest odpowiedzialny za siebie to niech nie liczy, że ktoś będzie za niego. (bo tego wymagano od Markiza)
No i cóż tu jeszcze więcej dodać. Chyba tylko to, że również nie popieram żeby czyjaś pierwsza w życiu wycieczka w Tatry zaczynała się na szlakach takich jak OP. Sytuacja opisana przez Markiza nie jest niestety niecodzienna. Problem zdarza się nagminnie i to nie tylko w przypadku Rysów. Szkoda by mi się tych ludzi zrobiło, ale sami są sobie winni i zasługują na nauczkę. Może im to da do myślenia. Człowiek się nigdy nie nauczy na cudzych błędach, tylko jak już to na własnych. A że żadnych komplikacji zdrowotno-pogodowych nie było, to markiz mógł ich z czystym sumieniem zostawić na tym pargingu po udzieleniu im rad. Mało jest takich sytuacji, że chcemy komuś z dobrego serca pomóc, a zostajemy oszukani jak ten Słowak? To nic dziwnego, że ludzie potem nie mają serca żeby pomagać. Owszem trzeba pomagać, ale trzeba też przy tym być ostrożnym.
A jeśli chodzi o powrót z Rysów polską stroną to w życiu bym się nie zdecydowała schodzić na słowacką bez mapy i żadnej wiedzy na temat szlaku. Jak pierwszy raz szłam na Rysy mając w planach wejście i zejście polską stroną sprawdzałam też w internecie słowacki szlak, schroniska, dojazd w razie gdyby coś się stało, jakies załamanie pogody, dla którego alternatywą byłby łatwiejszy szlak. Ale to oczywiście była opcja ostateczna. Nie twierdzę, że dzięki temu na 100 % wrócę do domu cała i zdrowa, ale zminimalizuję przynajmniej ryzyko przydarzenia mi się jakiejś nieciekawej przygody. To powiedzcie mi w takim razie dlaczego jeden potrafi zorientować się w terenie chociaż minimalnie, a inny olewa sprawę całkowicie i liczy na to, że jakoś to będzie, że ludzie pomogą? Ja nigdy na to nie liczyłam. Każdy kto raz a porządnie dostanie w dupę nauczy się w końcu chociaż trochę myśleć. Ja też dostałam po dupie niegdyś podobnie jak koleżanka Adhezja, z tymże mnie noc na Czerwonych Wierchach zastała, a latarki nie mieliśmy i wydarzyła się jeszcze jedna ciekawa przygoda na tych niesprawiających trudności łańcuchach na Małołączniaku, od których to o mało nie odpadłam, nie mówiąc już o tym, że jakiś dzik czy cuś nas pogonił.

W tej sytuacji raczej by mi porzypadkowi turyści nie pomogli. Mogliby nas conajwyżej porządnie zjechać, ale nikt taki niestety się nie pojawił. A teraz wiem, że takich nieodpowiedzialnych turystów powinno się z drogi zawracać żeby oszczędzić toprowskie śmigło. Zwłaszcza jeśli chodzi o nastolatki, które chodzą po trudnych szlakach, bez mapy, bo im ktoś powiedział, że tędy dojdą. Mieli iść czarnym szlakiem, ale sobie nawet trudu nie zadali żeby patrzeć na kolor i nagle znaleźli się na czerwonym i nie wiedzieli gdzie są. Potem ludzie im tłumaczą żeby zeszli Kulczyńskim. Schodzą zrzucajac przy okazji sporej wielkości kamienie, które mogłyby kogoś zabić. Do Koziej Dolinki doszli bezpiecznie, klnąc co prawda i marudząc. Ale na szczęście nikomu nic się nie stało, w sensie ani im ani mnie, czy innym znajdującym się w tym terenie osóbkom. Dzięki Ci Boże, że nie przyszło mi do głowy iść tym Kulczyńskim Żlebem i żyję. Jak ja bym ich spotkała gdzieś na OP to kazałabym im zejśc tam skąd przyszli czyli czarnym szlakiem do piątki. Ciekawe co na to ich rodzice.
