Weekend przesunęliśmy tym razem o 2 dni, bo otwarło się okno pogodowe odpowiednie na nasz cel: Śnieżny Szczyt z Dol. Jaworowej. W środę Ania mogła wyruszyć dopiero po 23:00. Dopiero tuż przed 2 w nocy byliśmy w Javorinie. By nie budzić sąsiadów zostawiamy auto przy drodze i te 100 m do domku Eli i Andrzeja dochodzimy z bagażem. Auto sprowadzam pod dom dopiero o 6 rano gdy wyruszamy. Trochę szpeju i 60m liny (wystarczyła by 50-tka) na zjazd z wierzchołka na Wyżnią Lodową Przeł., wszystko to waży. To pierwsza moja wyprawa z Anią od ponad 2 miesięcy, wcześniej Ania działała z mężem pod Górą Kościuszki na antypodach, ja poza 8 dniami w Tatrach w lipcu, 2 dniach w Beskidach- raczej w roli przewodnika, nie mogłem się doczekać poważniejszej akcji. No i się doczekałem.
Pierwsza przygoda, to przejście przez potok po pochyłym powalonym drzewie śliskim (bez kory), Ania wolała zdjąć buty i przebrnąć w gumowych sandałkach, nawet dla mnie zabrała 2. parę. Przyda się w Terince. Potem częściowo w strumyku, częściowo przez kosówkę i po trawach i porannej rosie dochodzimy do progu Czarnej Jaworowej, gdzie korzystamy z liny.
![Obrazek](https://images81.fotosik.pl/770/650edfd6505eedf2med.jpg)
![Obrazek](https://images82.fotosik.pl/771/c17f858d88830182med.jpg)
Powyżej kierujemy się bardziej w prawo po wantach i piargu do Śnieżnego Bandziocha, mijając jakąś kolebę. Tam leżą spore płaty zlodowaciałego starego śniegu, ale żleb w stronę Wyżniej Śnieżnej Przełęczy jest od niego wolny. Natomiast po przedwczorajszych opadach jest świeży śnieg, trochę lodowych igiełek, które na szczęście daje się usunąć ze stopni.
![Obrazek](https://images83.fotosik.pl/769/82b57edae463fe3cmed.jpg)
Gdy żleb robi się bardziej stromy, przechodzimy po skałach i trawkach na prawo i po jakichś 200 m wspinaczki mieszanym terenem (miejscami z powodu oblodzeń żywcowanie jest emocjonujące) docieramy na grań miejscami bardzo wąską, widokowo wspaniałą.
![Obrazek](https://images82.fotosik.pl/771/42dd31b0810bddf2med.jpg)
![Obrazek](https://images81.fotosik.pl/770/3d59e4207a614e9bmed.jpg)
Z wierzchołka Śnieżnego wspaniale wygląda Lodowy Szczyt
Widać oblodzenia w postaci igiełek i resztki śniegu po północnej stronie grani.
![Obrazek](https://images84.fotosik.pl/770/257197dcd3f3af31med.jpg)
Do zastanych pętli dokładamy własną taśmę i 2 mini-karabinki na krótszej parze pętli. Zjazd w końcowym fragmencie -bez kontaktu ze ścianą, to czysta frajda. Mniej przyjemne jest dalsze zejście - dość kruchym żlebem z Wyżniej Lodowej Przełęczy. Chyba lepiej było pociągnąć granią do Zwornika i zejść Lodową Rampą. Ponieważ szybkość nie jest najmocniejszym atutem naszego zespołu, delikatnie mówiąc, zdecydowaliśmy się na zejście terenem 0+, gdzie jednak widać było pozostawioną pętlę tuż pod przełęczą. Nie chciało się nam wyciągać liny, ale czasu nie zaoszczędziliśmy, poniżej w dość kruchych trawkach zostawiliśmy jednak 2 własne pętle. Potem jeszcze piarżysta część "drogi normalnej" z Lodowego, pod koniec przy świetle czołówek. W Terince tłok jak zwykle, ale dostaliśmy nawet 2 miejsca w pomieszczeniu w małym budyneczku. Poprzednie noce może i były zimne, ale tym razem napalono w piecyku i na górze (jest 6 piętrowych łóżek wciśniętych jedno tuż przy drugim) było koszmarnie gorąco. Zamiast się wyspać, jeszcze ponad 2 godziny się wierciłem. Wcześniejsze prognozy pogody na szczęście się nie sprawdziły- burze nie dotarły na południe i następny dzień mogliśmy wykorzystać na przejście z Kopy Lodowej granią na Lodowy.
![Obrazek](https://images83.fotosik.pl/769/07ed580fceda86b9med.jpg)
Zejście ściśle granią na Sobkowy Przechód, dalej Galerią, Michałkową Drabiną. Nie chciało się nam wyciągać WHP, nie wiedzieliśmy, że po dojściu do Michałkowej Grani trzeba kilkanaście m w górę. Wydeptane ścieżki w dół prowadzą do żlebików, z jednego przechodzimy w lewo do następnego itd. aż widać w dole bardzo głęboki główny żleb z Lodowej Kopy. Ktoś zaklinował pętlę z grubej liny, ale mocno przetarta nie budziła zaufania. Wolimy dojść prawą odnogą do samego progu, zjeżdżamy 30 m i jeszcze parę m trzeba się zewspinać w wodzie lub po ściance obok. Dalej już tylko piarżysty żleb dochodzący do Żl. Sobkowego, jeszcze za jasna dochodzimy do szlaku. Potem spacerek prawie 4 godzinny do Javoriny, już nie musimy się spieszyć. Wyjątkowo ciepłą noc co jakiś czas rozświetlały rozbłyski odległej o kilkadziesiąt kilometrów na północ burzy.
![Obrazek](https://images81.fotosik.pl/770/78f1d54a50af7b0emed.jpg)