Czwartek- ostatki pogodnego lata. Murowana pogoda pozwala na trasę: Javorina -Koperszadzką Granią na Jagnięcy -Czerwona Turnia - Modra T. -Kołowy - Czarny. Zaczęło się pechowo- na równiutkim asfalcie przewracam się nabijając ze 2 siniaki, po omacku odnajduję czołówkę, którą niosłem w ręce, ubierając pętle od kijków, na szczęścia jakoś się pozbierałem, po godzinie już zapomniałem o bólu. Pierwsze promienie słońca dostrzegam na szczytach tuż przed 6 rano:
Z Przełęczy Pod Kopą już cały czas idę w słońcu.
Parę skoczków i 3/4 litra wody - poza tym wodę mogę oglądać tylko z daleka -dorwę się dopiero do strumyka wieczorem w Dol. Dzikiej, po zejściu z progu po łańcuchach.
Pierwszy fragment grani jest orientacyjnie oczywisty, gdy kopczyki odchodzą od grani, są nadal pozostałości po łańcuchach, bardzo przyjemna droga krawędzią grani
Z wierzchołka widać mgły utrzymujące się jeszcze nad Spiszem.
Na Jagnięcy Przechód schodzę szlakiem, gdzie spotykam pierwszych turystów. Dalej w stronę Kołowej Przełęczy idzie ścieżka tuż pod granią, na szczęście w cieniu. Przed Czerwoną Turnią obchodzi trochę niżej grań, na przełęcz wchodzę przez dość sypki piarg, po bokach są na szczęście dość urzeźbione skały. Przechodząc Czerwoną Turnię mam problem orientacyjny - słońce świeci prosto w oczy, gdy usiłuję wypatrzeć wejście we właściwą rynnę - rok temu zapchałem się w dość trudny teren zbyt dosłownie interpretując opis WHP, ale wtedy nie byłem sam, asekurowała mnie Ania. Wiedziałem, że ta płytka rynna nadaje się do żywcowania, w razie czego można obchodzić kopczykowanym wariantem. Trochę tam czasu straciłem, końcówka jest całkiem wygodna
Z dość poziomej grani szczytowej Czerwonej Turni widać masywny Kołowy, ale po drodze jeszcze jedna -Modra Turnia (Belasa Veża). Zejście na Modrą Ławkę wariantem łatwiejszym wydaje mi się bardziej ryzykowne, prosto w dół b. stromym ostrzem grani są lite chwyty i stopnie, a na obejściu -wygląda krucho.
Dalej już bez trudności na wierzchołek Kołowego, gdzie spotykam dwóch Słowaków, jeden z koszulką "Cracovia Marathon" - okazuje się, że pracuje w moim mieście. Wchodzili przez Czarną Jaworową, schodzą do Zielonego Stawu.
W książce szczytowej widać wpis mocnej ekipy z FTG:
Wreszcie ktoś mi może zrobić zdjęcie:
Następne nietrywialne miejsce jest w jedynkowej grani w okolicach Czarnego Kopiniaka -szczerbinę podobno można nawet przeskoczyć, ale gdy się żywcuje- to wolne żarty! Jeden z bloków obchodzę przeciskając się dookoła, zejść prosto z krawędzi też by się tu dało. Gdy dochodzę pod blok szczytowy Czarnego, trochę odzywa się obolałe kolano, patrzę na zegarek- bezpiecznie będzie zakończyć na tym szczycie, dziś nie czuję się w nastroju na żywcowanie Papirusowych Turni - nie wiem, czy jest tam krucho. A tak- uda się przejść bez wyciągania z plecaka liny -zabranej, gdybym się gdzieś zapchał. Żeby trochę odpocząć, zostawiam plecak w miejscu, gdzie odchodzi kopczykowana droga normalna na Czarną Galerię. Za to staram się trzymać jak najbliżej ostrza grani. Miesiąc temu byłem i na tym wierzchołku, również solo.
[Czarny Szczyt:]
Zejście bez asekuracji jest chwilami dość stresujące
Mam od zawsze problemy z pamięcią wzrokową. Schodząc ze szczytu- jednak trochę się zapchałem. Chyba zmyliła mnie pętla do zjazdu- ktoś lekko spanikował, a to była właściwa droga zejścia. Poniżej też trochę się rozminąłem z optymalną drogą, z pół godziny badałem różne prawdopodobne warianty, wreszcie po paru delikatnych trawersach trafiam z powrotem na plecak. Potem już
jest teren 0+. Aby nie schodzić znów w ten sam sposób, co przed miesiącem (Jakubową Drabiną) postanawiam spróbować drugiego z kopczykowanych wariantów. Z początku idzie się dalej w dół piargami Galerii, dość długo.
Z młodości pamiętam, że kopczyki wyprowadzały poza jej wschodnią krawędź, zboczem na dno Dol. Jastrzębiej, skąd już na próg Dzikiej. Ale chyba tam kopczyki zlikwidowane, w końcu 30 lat minęło. Natomiast wyraźne kopczyki sprowadzają wprost do Dol. Dzikiej, ale przez dość stromy żleb.W miejscu, gdzie się rozwidla, trzeba wybrać prawą odnogę. Próbowałem z początku lewej, ale z przerażeniem zauważyłem, że stoję na kruchych stopniach. Szybko wróciłem na właściwą drogę, ale jest dość męcząca, jak na koniec długiego dnia. Śnieg, który miesiąc temu utrudniał zejście Dziką Dol. w moich podejściówkach Adidasa tym razem pewnie już zniknął, ten wariant zejścia przez dolną część Czarnej Galerii, zwłaszcza wieczorową porą, odradzam!
Z dołu wygląda to jeszcze groźniej, po ciemku zdjęcie nie najlepiej wyszło:
Potem już po ciemku dochodzę do Chaty przy Zielonym stawie, gdzie bez problemu znajduję nocleg. Rano znów piękna pogoda, aż żal, że muszę po południu być w Krakowie