A dokładniej w Dolomitowie. Jak wieść forumowa niosła, Dolomity stoją i maja się dobrze. Wraz z moim górskim towarzyszem (pojawiającym się tu pod nickiem
rambler) postanowiliśmy to sprawdzić
Podróż przebiegała sprawnie, zwłaszcza od chwili przekroczenia polskiej granicy (bye bye remonty, witajcie autostrady), czego niestety nie mogę powiedzieć o pakowaniu. Chętnie przeczytałabym poradnik z serii: jak pakować samochód systemem "light and fast", gdyż nam zdecydowanie wyszło "slow and heavy"
Tyle o drodze.
Po uprzednim przeanalizowaniu tras jakie chcieliśmy zrobić w górach, stwierdziliśmy że nasz szmaciany domek postanie na campingu Olimpia. Miejscówka sprawdzona i godna polecenia, dwa rzuty beretem od Cortiny.
Na camping dotarliśmy tuż po godzinie 13.00, od razu doświadczając czym dla Włochów jest sjesta, a sjesta to rzecz święta

Miły pan z okienka poinformował, że zarejestrować nas może dopiero po 15.00, po czym usiadł na ławeczce przed recepcją i tak sobie siedział przez te 2 godziny

W tym czasie rozstawiliśmy się z "kuchnią" na parkingu przyrządzając obiad, w który o mało co nie wjechał nam samochód. Po obiedzie kąpiel, parę zdjęć okolicy i dwie godziny zleciały. Podczas rejestracji trochę głupio się czułam stojąc z mokrymi włosami obok recepcjonisty, który dokładnie tłumaczył gdzie są m.inn. toalety
Na campingu zaskakująco często rozbrzmiewał język polski, a po kilku dniach zostaliśmy w zasadzie 'otoczeni' przez rodaków

Chcąc nie chcąc słyszeliśmy więc ich rozmowy z których wynikało, że najczęściej łoją 5tkowe i 6stkowe ferratki, co przyznam było nieco deprymujące
Dzień 1
Miało być coś na rozgrzewkę oraz wprawienie się w obsłudze sprzętu (mój ferratowy 1wszy raz) więc padło na
Nuvolau i Averau. Do szczytów prowadzi kilka dróg, my postanowiliśmy wystartować z Passo Giau, przełęczy położonej na wysokości na nieco ponad 2200 m n.p.m. do której można dojechać samochodem. Od Cortiny jest to jakieś 1000 m przewyższenia. Pokonane w nienaturalnie szybkim czasie zaskutkowało tym, że gdy wysiadłam z samochodu przez kilka minut nogi miałam jak z waty i czułam jak bym wykonała spory wysiłek przy pustym żołądku. Dziwne wrażenie, tym bardziej, że wysokość przecież nie była duża.
Ferrata na Nuvolau, wyceniona w przewodniku na 3/6, a więc trochę trudniej niż na Orlej P. wydała nam się całkiem łatwa. Właściwie na całym szlaku ubezpieczenia były w dwóch miejscach, w krótkim kominku na początku ferraty oraz tuż przed schroniskiem Nuvolau, w postaci drabinki. Przyznam, że od strony ferratowej byliśmy nieco rozczarowani, bo więcej było tu 'zbrojenia się' niż ferraty. Niektórzy szli zupełnie na luzie, bez sprzętu i chyba słusznie, bo najbardziej uzasadnionej na tej trasie było posiadanie kasku.
Będąc na Nuvolau z niewyjaśnionych przyczyn;) nie weszliśmy na wierzchołek Ra Gusela, czego trochę żałuję, a poszliśmy szlakiem do schroniska, a następnie na drugi szczyt, Averau. Od strony Passo Giau Ra Gusela wygląda groźnie i niedostępnie, natomiast 'od tyłu' teren wypłaszacza się i wygląda jak pochyła, skalna pustynia, z której wejście na wierzchołek wydaje się banalne.
Przy schronisku Nuvolau zrobiliśmy sobie dłuższy popas, w tym milontrzystadwaczterysta zdjęć i jazda na Averau. Tu poprowadzenie stalowej liny było zdecydowanie bardziej uzasadnione. Ferrata choć ogólnie krótka, zaczynała się pionową ścianką przechodzącą w rynnę, a dalej podobnie jak na Nuvolau, wypłaszczenie, pod koniec trochę stromego podejścia i szczyt. Na szczycie wpis do zeszytu, chwila odpoczynku i powrót łatwym szlakiem, trawersującym trawiasto-kamieniste zbocze na Passo Giau.
Podsumowując, pierwszy dzień w Dolomitach zaczął się świetnie. Tego dnia mieliśmy chyba najlepszą pogodę i widoczność z całego pobytu. Od strony ferratowej (poza początkiem ferraty Averau) bez rewelacji, ale za to widokowo... Nie wiadomo gdzie oczy podziać, bo gdzie nie spojrzeć roztaczają się widoki przez duże W i góry, dziwne, i tak inne od naszych.. Na mnie największe wrażenie zrobiła grupa Tofan z di Rozes na czele, której całe piękno widać dopiero z pewnej odległości.
Tofana di Rozes z drogi na Passo Giau. Dla mnie jedyna prawdziwa królowa Dolomitów. I basta.
Nuvolau z wierzchołkiem Ra Gusela z Passo Giau
Grupa Tofan z okolic ferraty Nuvolau
Schronisko Nuvolau, po prawej wyłania się Averau
Cortina di Ampezzo
Skalna pustynia czyli Nuvolau od kuchni
Marmolada z ferraty Nuvolau
Cinque Torri
Averau z okolic schroniska Nuvolau
Schronisko Nuvolau widziane ze szczytu Averau
Wierzchołek Tofany di Rozes
Ciąg dalszy nastąpi. Przepraszam za rozwlekłą pisaninę, postaram się ograniczyć (ze zdjęciami będzie gorzej

)