Kaytek napisał(a):
No to zapodaj co nieco
Jednak trochę zaśmiecę, bo pisać oddzielnej relacji z wejść sprzed kilku lat jakoś mi nie wypada.
Jak szedłem na Skrlaticę za pierwszym razem - szedłem konsekwentnie do góry, nie zauważyłem, że wielki, stromy, zbity piarg pod kopułą szczytową trzeba przetrawersować na lewo a nie pchać się nim do góry. Wlazłem w jakiś wielki żleb, którym płynęła woda. Na szczęście poszedłem po rozum do głowy, zawróciłem i żyję.
Podczas drugiej wyprawy, pamiętam, że mżyło i wiało. Miło nie było, tym bardziej, że za mną szedł kolega z dziewczyną i gdzieś pobłądzili. Najpierw czekałem na szczycie, później nie spotkałem ich schodząc. Najadłem się strachu. Zresztą oni też.
Za trzecim razem szedłem w towarzystwie dwóch zakopiańskich ski-alpinistek. Imponowały mocą i dobrym, stabilnym tempem. Pogoda również była słaba. Tym razem jednak nikt się nie pogubił a atmosferę pamiętam jako pełną śmiechu.
Znany ze zdjęć fragment po gładkiej, połogiej płycie wygląda dobrze na zdjęciach ale w rzeczywistości trochę rozczarowuje. Na szczęście jest tam - na początku kopuły szczytowej - trochę takiego fajnego "skramblingu", ale jednak - zważywszy na ogólną długość szlaku - dość niewiele.
Zdjęć w postaci elektronicznej nie mam. Szczytu chyba nie lubię. Na wycieczkę kondycyjną, rozruchową lub odpoczynkową jest trochę za "ostry", na czwartą wycieczkę za monotonny i mozolny.
W tym roku mieliśmy plan zdobycia od Pogacnikov domu, ale lipcowa pogoda pokrzyżowała plany. Sam z siebie na Skrlaticę nigdy już raczej nie pójdę, jedynie dla towarzystwa.
Wspinaczkowo też mnie jakoś nie zachęca. Jeśli nie spać w którymś z biwaków, podejście zbyt długie, a skała na specjalnie litą mi nie wygląda.
Jednak niewątpliwą zaletą góry są widoki oraz to, że nie jest zbyt popularna. Sklatica nalezy do mało popularnej, lecz pięknej grupy szczytów Martuljeka (zdjęcie z summitpost)
