Miała być Mała Fatra - nie wyszło. Miały być Tatry Zachodnie - nie wyszło. To może Beskid Żywiecki? A jak! Rzutem na taśmę załatwiam sobie towarzystwo. Koleżanka koleżanki, poznajemy się dopiero w pociągu. Jest fajnie więc wyjazd zapowiada się całkiem obiecująco.
Tak więc dzięki uprzejmości PKP w czwartkowy poranek przemierzamy trasę Białystok -> Katowice -> Zwardoń. Wszystko zgodnie z planem, bez tłoku i opóźnień.
Dzień 1
Wyruszamy ze z Zwardonia w kierunku Wielkiej Raczy. Pogoda raczej kiepska ale nie pada więc nie ma co narzekać. Początek szlaku nie jest zbyt wymagający: trawers Skalanki i krótkie podejście na Beskid Graniczny. Potem Kilkula i już z górki. Cała trasa w błocie, strasznie się ślizgam i przeklinam swoje podeszwy.
W drodzę na Kikulę:
Z tego co pamiętałem z majowej wizyty teraz będzie przez chwile na luzie. I tak też jest: trawersujemy Mały i Wielki Przysłop, na wschodzie otwierają się widoki na Rycerki, Praszywki i inne Bendoszki.
Teraz już tylko w górę. Zaczyna padać deszcz a po chwili i śnieg. Błoto znów daje się we znaki - idzie się ciężko mimo, że podejście nie jest specjalnie strome. W końcu zziębnięci i mokrzy docieramy do schroniska. Tu już raj. Ciepłe żarcie, zimne piwo, fajni ludzie. Za oknem po przjściu chmur pojawiają się cudne widoki - wrodzone lenistwo powoduje jednak, że nie chce się nam znów pakować w kurtki, polary, spodnie i wychodzić na zewnątrz.
Dzień 2
Jako, że do północy siedzieliśmy racząc się zimnym piwem pierwotne plany od razu poszły w łep - koleżanka ma kaca. Z lekkim poślizgiem ruszamy dalej. Na zewnątrz pięknie!
Schodzimy trochę w dół. Hala na Małej Raczy znów otwiera przed nami fantastyczne widoki: Mała Fatra, Wielki Chocz, Beskid Żywiecki. Cudo!
Dalsza droga w kierunku Przełeczy Przegibek nie jest wymagająca. Co jakiś czas spomiędzy drzew widać Tatry, Mała Fatrę, Wielką Raczę i inne szczyty Beskidu Żywieckiego. Wkurza tylko wszechobecne błoto.
Robimy chwilę przerwy w schronisku i dochodzimy do wniosku, że musimy odpuścić Rycerzową bo będzie problem z dotarciem do Rajczy przed nocą. Tak więc kombinacją szlaków zielonego i niebieskiego dochodzimy pod Mładą Horę i dalej czerwonym idziemy grzbietem w kierunku cywilizacji. Znów błoto, błoto i jeszcze raz błoto. Słońce powoli chyli sie ku zachodowi co sprawia, że niebo nabiera pięknych kolorów - złapanie ich było jednak za trudne dla mojego wspaniałego aparatu.
Na kwaterę docieramy już po zmroku umorusani po kolana w błocie. Miło było ale się skończyło, w niedzielę powrót do szarej rzeczywisctości - turystyka górsko błotna też daje dużo radości
