Tu ti tu rum tu tu, gołe jajka pod kiltami, i Złośliwy motyla noga z rogami
…Czyli 10 upojnych dni w Szkocji w towarzystwie Ell, Ani i Pinia.
Jako że język giętki Ell radzi sobie ze składnią i gramatyką lepiej niż mój inżynierski, mniała una to stworzyć poniższą fotorelacyjkę, lecz cóś doczekać się nie można, więc napiszę kilka słów, a Asieńka dopisze później, co będzie chciała
Pierwszy nocleg – jakże upojny – (dosłownie) spędziliśmy w Fort Wiliam 50 m obok tablicy „No camping” – Ci Polacy… Nic nie kumają…
Po niemałym zamieszaniu spowodowanym przez malezyjskie pająki, które zjadły Ell połowę jej treków wyruszyliśmy z Fort Wiliam w kierunku najwyższej góry Wielkiej Brytanii Ben Nevis około 14 godziny. A słynny Ben Nawis Śnieżny prezentował się tak:
W drogę (ruszyliśmy z poziomu morza, więc niepozorne 1344 metry w pionie wydawały się dziwnie odległe… całkiem nie jak Beskidy…
W połowie drogi no w każdym razie po przejściu tej dłuższej połowy natrafiliśmy na Lochan Meal czyli piękne jeziorko położone wśród dzikich i nieprzyjaznych Szkockich Szczytów. Jako że nie mieliśmy szans na dotarcie na szczyt i wycofanie się do miejsca z noclegiem – postanowiliśmy: Tu nam dobrze, tu nam ciepło, tu będziemy żyć i się rozmnażać!!!
Jakaś dziwna rogacizna kręciła się wokół nas i do tego była taka bezczelna, że prawie się nas nie bała… Dzielne zwierzęta
Była również dziwna niezidentyfikowana „Rogacizna na dziko” lecz te nie były już takie odważne i ich zdjęcia wyszły Beeeeeeeeeeeeeeznadziejne.
Rano: Pada, skwitowałem to tekstem którego tu nie zacytuję (a był na tyle dobry, że cytowaliśmy go do końca wyjazdu.
Ben Nevis w chmurach pogoda taka do d…. że nikomu przy zdrowych zmysłach nie chciałoby się nosa z namiotu wystawić… Nam się też nie chciało… musieliśmy… Moje buty nocowały w kałuży która powstała pod tropikiem w nocy, co potęgowało przyjemność z opuszczenia namiotu… Wyszliśmy i… na chwilę mgła do góry się podniosła… a tam… ci pop…..ni Szkoci w góry lezą!!! – szok!!!!
Więc i my poleźliśmy
Po drodze napotkaliśmy następujące zjawiska przyrodnicze: Mgła, śnieg od dołu, śnieg od góry, woda i błoto od dołu, deszcz z góry, gradobicie i popie…..o ptaszka który sobie w tym wszystkim latał…
Po zejściu do miejsca gdzie zostawiliśmy namioty nadeszła chwila na Travel Lunch

- miodek i mówię Wam malyna, a później dziewczęta udowodniły mi i Piniowi że nie mamy pojęcia o składaniu namiotów, Panowie, Wy to też obejrzyjcie i weźcie sobie do serca, Wasze panie też kiedyś mogą Was zawstydzić:
Jak widać z powyższych fotek, pakowanie się moje lub Pinia może i szybsze ale jakże beznadziejnie nudne
I tu okazało się że jesteśmy śledzeni przez złośliwego ni mniej, ni więcej tylko QQrrwwa, który wszędzie zostawia swoje bobki. Odkryła to Ell po wylądowaniu za sprawą Pinia na glebie wykrzyknęła: "TU JEST PEŁNO BOBKÓW QQRRWWA"
Jadąc w góry wielkości Beskidów nie wierzyłem że są to góry o charakterze alpejskim… mieliśmy się jeszcze kilkukrotnie przekonać o tym że, Szkockie góry w połączeniu ze Szkocką pogodą (zwłaszcza majową) to wymagający przeciwnik. Ten dzień dał nam tak popalić, że postanowiliśmy zanocować w schronisku Ben Nevis Inn i przypieczętowaliśmy koniec dnia, jak na Szkocję przystało irlandzkim piwem
CDN…