Dzień dobry, to mój pierwszy topik.
Długo się wzbraniałem przed relacjami, w sumie nie wiem czemu, chyba czekam na materiały godne prezentacji. Pewnie będą kiedy zacznę łazić tak jak to mi się wydaje, że się powinno.
Z drugiej strony trochę głupie tylko teoretyzować na forum. Ale do rzeczy...
Rok 2012 był dla mnie przełomowy, ponieważ przeszedłem z fazy wycieczek spontaniczno-chaotycznych do fazy zaplanowano-zorganizowanych. Niestety tryb życia (dzieci!) mocno ogranicza możliwości, więc ten rok był jednocześnie połączeniem przyjemnego z koniecznym, czyli inicjacją górską dzieci. Były obawy czy to w ogóle wypali, ale wypaliło.
Siłą rzeczy większość relacji i zdjęć to są wyprawy z dziećmi, to mówię na wypadek jakby ktoś już miał dość ciągłego gadania o dzieciach.
Nie wypaliły mi wszystkie plany, bo albo lało z nieba, albo ja lałem na wyjazdy, albo inne przyczyny.
A to co wyszło, poniżej.
Kwiecień – krótka przebieżka na krokusy i z powrotem w Chochołowskiej. Zdjęcia są tak denne, że przejdę od razu do kolejnego.
Dalej w kwietniu – start z dziećmi – Morskie Oko i z powrotem. Byłem pewien, że wymiękną, ale pełen zaskok i szacun. Obawy rozwiane, możemy próbować dalej.

Test drugi – trochę do góry, czyli Turbacz w czerwcu. Po 10 minutach od wyjścia z Koninek pierwszy kryzys, chyba oznaki histerii córki, że to strasznie daleko i wysoko. Wycof wisiał na włosku, ale porządnie opindoliłem, pobajerowałem, napoiłem i już do końca było dobrze. Syn natomiast ambitnie, wręcz domaga się wyższych zdobyczy i doładowania plecaka. Na górę bez łańcucha patrzy z lekką pogardą.
Powrót przez Obidowiec i pod wyciągiem na skróty.

Test trzeci – Babia od Krowiarek przez Markowe, powrót górą. Strasznie długa trasa, częste odpoczynki ale bez lamentowania, włącznie z padaniem na ścieżce. Radość i satysfakcja na mecie ogromne.

Test czwarty – sierpień Dolina 5S od Roztoki, powrót przez Świstówkę. Kondycja podopiecznych coraz lepsza, bez sensacji, za to dużo radości. Dzieci zaczynają czuć góry, Jest dobrze!
Pechowo trafiliśmy jakiś rekordowy dzień, powrót asfaltówką i idziemy jak w pochodzie pierwszomajowym. Lekki motyla noga ale trzymam fason. Przed Wodogrzmotami jednak pierwsza lekka kontuzja u córki, coś z kostką, nadwzyrężenie. Odbijamy do Roztoki (ale ulga!), cisza, pusto, ale dziecko kuśtyka. Zaczynam myśleć o telefonie. W schronie dłuższy odpoczynek i sytuacja wraca do normy (uff!). Powrót na asfalt i do domu. Na wszelki wypadek asekuracja kijem leśnym.

Lato – wyjazd bez dzieci fak yeaaaaaaahhh! Nareszcie!! Plan – Rohacze od Grzesia. Prognoza pogody – nieciekawa, możliwe burze, ale . spróbujemy. Znaczy ja i konkubina, która to poprzestaje w związku jałowym ze mną. Tradycyjnie rowerek do Hucisk i dalej z buta. W Chochołowskiej jest ok, więc idziemy. W lesie słyszymy pierwsze odległe grzmoty, na poziomie kosówek pierwsze krople i nagle jak nie jebnie. Cudo! Dźwięk przepiękny. W schronie byliśmy chyba w 10 minut. Trudno. Kiedy dochodzimy do parkingu niebo błękit, słońce, lampa. motyla noga.
Zdjęć brak, nie zdążyłem i się obraziłem.
2 tygodnie później – ten sam plan, tym razem sam solo. Jest pogoda. Rowerek, jajecznica w schronie i koło południa na Ostrym. Niestety za późno by poznać Ikę a Silvie, zostawiły mi tylko wiadomość.
Jedyne moje wyjście samotnie, i najlepsze. Doskonale się czuję sam ze sobą LOL
Ciekawostką było spotkanie psa, o którym było głośno. Model husky polujący na świstaki.

Koniec sierpnia atakuję z dziećmi Goryczkowe. Plan na Kasprowy z buta, dalej przez Kopę i powrót Kondratowa. W Zakopanem leje, mieszane uczucia co robić. Niepogoda odstraszyła jednak kolejkowiczów i na dolnej stacji zastajemy pustą kasę z ziewającą kasjerką. Najwyżej wyjedziemy i zjedziemy. Na górze oczywiście słońce więc idziemy zgodnie z planem, rozszerzonym o Giewont skoro jest zapas czasowy. Krzyż zdobywamy bez tłumów, choć jak schodziliśmy robiło się już gęsto. Na szczycie jest czas na odpoczynek i relaks. Nie znałem takiego Giewontu.
Mały Jasio chce wchodzić jeszcze raz bo kocha łańcuchy. Za to w Kalatówkach gubi legitke szkolną, ale odsyłają później pocztą. Wielce udany teścik, chyba ostatni bo nie ma już co testować, wszystko wytestowane.

Jesień – spacer na Czerwone w składzie jak Grześ z burzą, od Kir, powrót Mała Łąka. Na Krzesanicy chciałem popykać fotki małym aparatem, ale pyknąłem kilka i go szlag trafił. Ten co chciałem Jakubowi sprzedać. Jakby co jeszcze aktualne.

Koniec października w składzie jak wyżej – na Grzebień od Łysej Polany, powrót tą samą drogą. Inwersja się trafiła to i człowiek z udarem wrócił

I tyle, stanowczo za mało. Ze dwa-trzy wyjazdy nie wyszły – stanowczo za dużo.
Na ten rok w planie Lodowa, Sławkowski, Furkotna, Krywań, PpCh, OP, Salatyn – addults only, oraz Kozi i Szpiglas jako opiekun.
Howgh!