Doszedłem do wniosku, że relacja z tego wschodu nie nadaje się jako up date w relacji ,,świtowanie,,. Był to zdecydowanie najładniejszy poranek tego roku.
Cała akcja wyszła dosyć spontanicznie i z przysłowiowej dupy. W ostatnim czasie większość wyjazdów właśnie tak ,,planujemy,,.
A wszystko to działo się w noc Wszystkich Świętych (z 1.XI na 2.XI). Ruszamy z naszego rodzinnego Krosna (i okolic) coś koło 1:30. Po drodze jeszcze zbieramy się do kupy. Kierunek Przełęcz Wyżniańska. Podróż mija spokojnie, wszystkie cmentarze widać z daleka. Przed maskę wyskakują nam 2x sarny, 1 lis oraz 1 bóbr (mało brakowało a byśmy go lekko poczochrali).
Coś w okolicy 4:04 startujemy z parkingu w kierunku Wielkiej Rawki. Bezchmurne niebo, spadające gwiazdy, względnie ciepło, orzeźwiające powietrze, doborowe towarzystwo- czego chcieć więcej?! W okolicy Małej Rawki niebo powoli zaczyna przybierać piękne kolory więc na prędkości lecimy na Wielką Rawkę. Tam znajdujemy małe zagłębienie w którym zasiadamy i podziwiamy ten piękny spektakl.










Powoli sytuacja się normuje więc dźwigamy dupska i zbieramy się do zejścia (w planie zielonym do Wetliny). Trochę nam się spieszy.










Tak jak zaplanowaliśmy z Małej Rawki odbijamy zielonym do Wetliny. Jednak po drodze stało się coś dziwnego. Całkiem przypadkiem po drugim śniadaniu które jedliśmy pod wiatą nieświadomie zboczyliśmy ze szlaku i w dosyć szybkim czasie znaleźliśmy się na przełęczy Wyżniej. Taki dziwny zbieg okoliczności bo akurat nie mieliśmy tego dnia dużo czasu.




W Bieszczadach jesień w pełni. Było tak pięknie, że żal wracać.





Jest i Przełęcz Wyżnia. Tu w szybkim czasie łapiemy stopa (zapewne za sprawą naszych uroczych koleżanek) i wysyłamy kierowcę po samochód.
Wróciliśmy coś przed 12.
Ogólnie: szybka piękna akcja. Bieszczady są zayebiste! Polecam
*to był 24 dzień tego roku w górach (teraz jest 26). Został ponad miesiąc a ja walczę żeby dobić do miesiąca (nawet biednego lutego).