Dzisiaj odwiedziliśmy Beskid Śląski. Na Baraniej Górze byliśmy wiele razy, ale ani razu z Kamesznicy. Podjechaliśmy autem ile się dało wzdłuż potoku Janoska i ruszyliśmy żółtym szlakiem. Zapowiada się sielankowy dzień.
Tylko, że ja chciałem zaliczyć jeszcze Gańczorkę, więc wymyśliłem, żeby odbić jakąś drogą w jej kierunku. Odpowiednia droga pojawiła się szybko, poszliśmy nią i po kilometrze droga się skończyła - tak po prostu. Drogi robione pod zwózkę drewna czasem tak mają. Myślałem, że Ukochana pozłości się na mnie i wrócimy do szlaku, ale o dziwo sama chciała powalczyć dalej. Po chwili byliśmy już w czarnej dupie.
Szczena mi opadła, bo mimo sytuacji, Ukochana w doskonałym humorze. Zadowolona i ufająca, że wszystko będzie dobrze.
Doszliśmy do niebieskiego szlaku, którym już bez przeszkód poszliśmy na Gańczorkę.
Na Gańczorce są wychodnie skalne i grota. Groty nie znalazłem, a z wychodni jest taki oto widok w stronę Baraniej Góry. Szlak idzie dołem, widać go na wprost. Żeby zaliczyć wychodnie z tym widokiem, trzeba trochę pochaszczować.
Zadowoleni z przebiegu wycieczki udaliśmy się do Schroniska pod Baranią celem wypicia piwa. Samo schronisko jest najbrzydsze w całych Beskidach, ale za to ma bardzo sympatyczną wyluzowaną obsługę. Na zdjęciu domek Muzeum Beskidu Śląskiego przy schronisku.
No a to już Barania Góra.
Zamieszczam zdjęcie, żeby nie było kontrowersji, czy zdobyliśmy, czy nie... jak w przypadku Elisabeth Revol i Nanga Parbat.
Zejście czarnym szlakiem z pięknymi, choć nie do końca super przejrzystymi widokami.
I jak już nadszedł moment, żeby bezszlakowo odbić w kierunku auta, to odbiliśmy zgodnie z planem i się zgubiliśmy. Ale byłem zdziwiony! Ukochana tylko kiwała głową i powtarzała "jak zawsze... jak zawsze...". Trzeba było schodzić byle w dół.
A takie schodzenie pełne jest niespodzianek.
Ostatecznie udało się dotrzeć do auta z niewielką obsuwą i w dobrych humorach.
A w domu postudiowałem różne mapy internetowe i zdjęcia satelitarne i wszystko się wyjaśniło... po prostu nowe drogi powstają, a stare zarastają w szybkim tempie, szczególnie w Beskidzie Śląskim, gdzie wiatr i inne nieszczęścia zlikwidowały lasy na ogromnych obszarach.