Uff, myślałem, że nie zdążę, ale jednak się udało, zima w górach jeszcze trwa, więc mogę jakieś podsumowanko pyknąć
W dwóch słowach ... było cieniutko. Jak nie było zimy, to nie było, ale jak przyszła to z przytupem. Niewątpliwie karty tej zimy rozdawał wiatr, odczuwalny był bardziej lub mniej podczas każdej górskiej akcji.
Startujemy pod koniec stycznia, zważywszy na warunki jakie panują porywamy się tylko na Świnicę. Byłem co prawda na wierzchołku taternickim w zimowych warunkach, ale nie zimą. Ruszamy z Brzezin stałym trójkącikiem

Zima najpiękniejsza jest w górach.



Dobrze ubitym szlakiem, właściwie drogą idzie się całkiem sympatycznie, ale droga dłuży się niemiłosiernie.


W końcu jest, Murowaniec, nie zatrzymujemy się, szkoda czasu, kierujemy się na Kasprowy.





Pogoda wydaje się być rewelacyjna, ale to tylko podpucha.



Im wyżej tym bardziej odczuwalny jest wiatr. Docieram na Kasprowy z Michałem i idziemy do lokalu co by się ogrzać i coś zjeść, Bogdan kontynuuje marsz w kierunku Świnicy, ma wolniejsze tempo i nie chce potem zostać z tyłu. Posileni i zgrzani/rozgrzani ruszamy śnieżną granią w kierunku Świnicy.




Wiatr nie odpuszcza, jest mega upierdliwy.








Docieramy na Pośrednią Turnię, sytuacja pogodowa jest nie ciekawa, ale Bogdan rozpoczął podejście na szczyt i jest w połowie drogi. Chłopaki mają jednak ciśnienie, ja najchętniej bym zawrócił, tydzień wcześniej też próbowali wejść na szczyt, zrobili wycof, chyba jeszcze ze Skrajnej Turni z powodu kompletnego braku widoczności.








Ruszamy do góry.




Docieramy na szczyt, mamy farta bo pogoda wytrzymała i są jakieś widoki.





Kierujemy się w stronę turystycznego wierzchołka biorąc na przyczepkę dziewczynę zapoznaną na szczycie.





Przejście nie jest banalne, na początku kawałek ścianki a na końcu wąska, śladowa grańka.






Zrywamy się do zejścia, bo pogoda chyli się ku upadkowi. W miarę dobrych warunkach docieramy na Pośrednią Turnię.

Ja idę z Michałem, Bogdan ciągnie ze sobą jakąś grupę i tak przy pogarszającej się widoczności rozłączamy się. Tymczasem widoczność siada i widać może na 10m a wiatr niesie grudki lodu i śniegu, przybiera tak na mocy, że dwa razy ląduje na kolanach. Przy zejściu ze Skrajnej Turni gubimy szlak i wychodzimy na jakichś skałkach, wiem że nie tędy droga, cofamy się do słupka granicznego na szczycie ST i schodzimy ze szczytu ponownie z lekko prawą orientacją. Docieramy do słupka wskazowego na Przełęczy Liliowe. Stoimy, czekamy, może Bogdan dotrze, nie da się jednak za długo nie ruszać, wiatr momentalnie wychładza. Od Beskidu podchodzi dwóch chłopaczków, którzy stwierdzają, że zabłądzili, bierzemy ich na przyczepkę i ruszamy w kierunku Beskidu. Jakoś udaje się dotrzeć do skałek jakie są na wschodnim zboczu, wychodzimy na szczyt. Teraz najlepsze, nie wiedziałem, że droga z Beskidu na Kasprowy jest taka długa

Wszystko zlewa się ze sobą, ciężko odróżnić podłoże od otaczającej przestrzeni. Staję na krawędzi niewielkiego nawisu, który się załamuje i tracę równowagę spadając do zaspy 2m niżej, co za wrażenie, mam dwa czekany w rękach, odruchowo wbijam gdzie popadnie, ale śnieg w zaspie był na tyle głęboki, że nigdzie się z niej nie ruszyłem, wydrapuję się na górę, kontynuujemy marsz. W końcu dostrzegam chorągiewki okalające nartostradę na Kasprowym, wchodzimy na peron kolejki by się trochę odmrozić. Po minach chłopaków widać było, że mieli dość, kupują połówkę w restauracji w podzięce. Czekamy chwilę na Bogdana, ale ani go widu, ani słychu. Postanawiamy zejść do Murowańca, idziemy wzdłuż chorągiewek, schodzimy około 30m poniżej stacji kolejki i pogoda wyraźnie się poprawia, widać że ten wiatr szaleje głównie na grani. Dostrzegamy, że z Przełęczy Liliowe schodzi grupa pięciu osób, zakładamy że to właśnie Bogdan z resztą straceńców. Rozkładamy się w Murowańcu, gdzie po kilku minutach dociera Bogdan, opowiada walkę o przetrwanie i panikę pary, która chciała dzwonić po TOPR, ludzie to jednak są bez wyobraźni, trochę by poczekali na ratowników zanim by ich znaleźli bo o śmigle w takich warunkach można zapomnieć. Przygód jak na taką Świnicę co nie miara, kolejne ekstremalne doświadczenie zaliczone w ciemnościach schodzimy na parking do Brzezin.