Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Śr lut 05, 2025 11:45 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 16 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: So gru 21, 2024 7:51 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1528
Lokalizacja: W-wa
Od jakiegoś czasu czytam na niemieckim forum turystycznym odjechane relacje z niezamieszkałych rejonów Syberii. Wiadomo, Laponia to jakiś promil dzikości syberyjskich, ale dobre i to:-). Szłam krańcowym, północnym odcinkiem 800-kilometrowego szlaku o nazwie Nordkalottruta/Nordkalottleden (norw./szw.), Kalottireitti (fiń.), Baddjelánndaleden (saamski), Arctic Trail (ang.) – a dokładnie z Kilpisjärvi w Finlandii – do Kautokeino w Norwegii.
Mapka 1) z całą trasą i 2) z moim etapem:
https://pl.mapy.cz/zakladni?source=osm& ... 664997&z=7
https://pl.mapy.cz/turisticka?planovani ... 235840&z=9

Przeszłam ok. 170 km (+ ostatnie 8 km stopem). W przybliżeniu, bo wciąż nie mam pewności, którędy szłam przedostatniego dnia do pkt 9 na mapce. Trasa prowadzi przez rozległe, łagodne wzgórza i w najwyższym punkcie osiąga 978 m n.p.m. W sam raz na mój najcięższy w życiu plecak. Najcięższy, bo na trasie nie ma żadnych miejscowości i żadnych sklepów. W połowie trasy można pójść, a może i choć częściowo podjechać do miasteczka - prawie 50 km w jedną stronę. Od razu założyłam, że to nie dla mnie i na zaplanowane 2 tygodnie cały prowiant niosłam w plecaku. Spędziłam 12 nocy w namiocie, 2 w chatkach i już poza trasą - 1 w hotelu i 1 w hostelu.

Termin: pełnia lata odpada ze względu na komary, wiosną poziom wód może być wysoki. Wybrałam więc przełom sierpnia i września i trafiłam idealnie: padało przez 2,5 dnia, w tym tylko przez jeden dzień bardziej dotkliwie, poza tym było ciepło i najczęściej słonecznie (przez kilka środkowych dni temp. sięgała 18 stopni), na minus zapisuję wiatr - nie lubię go, ale zapewnił mi emocjonujące noclegi.

Relację podzieliłam na tematy: biwaki i chatki, oznakowanie, rzeki i bagna, krajobraz, park narodowy w dolinie Reisa, fauna, dojazd i sprzęt.

12 BIWAKÓW W NAMIOCIE I 2 NOCE W CHATKACH

1. Biwak nad jeziorem Tshahkajärvi. Mimo długiej podróży z Helsinek (najpierw samolotem do Rovaniemi i dalej 430 km autobusem) zdążyłam rozbić namiot zanim zrobiło się ciemno - tego dnia słońce zaszło o 21.25 (wg lokalnego czasu, czyli + 1 h) i kolejny dzień będzie trwał 15 h 30 min (o 1 h 48 min dłużej niż w Warszawie). A od pierwszego tygodnia grudnia słońce nie będzie już w ogóle wschodzić i przyjdzie kaamos, czyli noc polarna. Góra za jeziorem to Saana (1029). W Finladii tylko 15 szczytów ma ponad 1000 m wysokości i wszystkie znajdują się w gminie Enontekiö, przez którą prowadzi trasa. Można z niej odbić na najwyższy punkt Finlandii - Halti (1324). Napisałam punkt, bo sam szczyt (1365) jest już w Norwegii. Najwyższa góra Finlandii to Ridnitsohkka (1316).
Obrazek

2. Nocleg w chatce Saarijärvi - zaszłam tam, żeby wysuszyć rzeczy, zobaczyłam przyjazne wnętrze, wolne miejsca, ludzi, którzy lubią to, co ja (a ja zawsze głodna rozmów o trekkingowym hobby)... zostałam na noc. Warunki doskonałe, aczkolwiek nie ma mowy o kanalizacji itp. Chatka typu „otwarta”, bo są i zamykane, płatne, do których pobiera się klucz, taka stoi tuż obok.
Obrazek

Rano zabrnęłam poniżej w wyniku grubszej pomyłki, jednej z kilku na tej wycieczce. Słowo usprawiedliwienia: przybliżając mapę w komórce nadajemy jej różne skale, w zależności od potrzeb. Nie jeden raz w związku z tym zmiennym skalowaniem bezwiednie źle oceniłam odległości i w konsekwencji - całą sytuację w terenie. Tak czy inaczej zmartwiłam się, że wpadka się wyda, gdy w ramach korekty kolejny raz będę przechodzić obok chatek - wśród mieszkańców miałam już znajomych:-). Pomyłki bywają zabawne, przygodowe, zagadkowe – ale żeby takimi się stały, muszą swoje odleżeć, bo w czasie wycieczki wpadka jest po prostu wpadką i niczym więcej.
Obrazek

3. Biwak w namiocie w okolicach Saivaara (825). Chatki na całej trasie były cudne, ale tylko dwa razy wybrałam je na nocleg. Spanie w namiocie wciąż ma dla mnie magiczny wymiar. Kupiłam go 16 miesięcy temu, bo chciałam pojechać do Skandynawii i bez namiotu wydawało mi się to trudne. Spałam w nim już 59 razy i cele kolejnych wycieczek obieram teraz pod kątem możliwości spania na dziko. Wystarczy zresztą spojrzeć na fotkę niżej – jaka chatka to zastąpi, jest krótko przed ósmą wieczorem i jestem tu całkiem sama, w sumie 8 biwaków w namiocie spędzę samotnie, gdy wokół nie będzie żywej duszy, chyba że renifery. Mój najpiękniejszy biwak miał miejsce w Szwecji nad brzegiem Zatoki Botnickiej, gdzie wieczorem i nad ranem podglądałam życie ptaków morskich.
Obrazek
Po prawej Saivaara (z tablicą pamiątkową z okazji 80. urodzin Urho Kekkonena, prezydenta Finlandii nieprzerwanie przez 25 lat).

4. Nocleg na kamieniu w okolicach jeziora Pihtsusjärvi. Wokół niby naleśnik, ale spróbuj tu gdzieś się rozbić. Jak płasko, to śledzie nie wchodzą, jak wchodzą, to krzywo pod namiotem, w końcu trafiłam na płaski kamień wielkości przykrótkiej leżanki i rozbiłam nad nim namiot. Na drugiej, porannej fotce widać, jak wraz ze skrawkiem maty wystaje za namiot. Wciąż nie mogę się zdecydować na jakiś dmuchany materac – trzeba przy nim uważać z podłożem, trzeba go nadmuchać co wieczór, ciało pewnie na nim faluje, poza tym służy wyłączenie do spania – w odróżnieniu od wielofunkcyjnych mat harmonijkowych. Zmieniłam więc tylko wysłużoną matę na Exped FlexMat Plus z przyzwoitym R-Value 2.2. Okazała się lepsza niż moje dotychczasowe, nieco wyższa, chyba lepiej izolująca, ma jednak nietypową powierzchnię przypominającą pojemnik na jajka, więc przed kupnem wyobraziłam sobie, że na niej leżę…. Fajna mata! (bez wahania zabrałam ją na kolejny wyjazd). Ale nie dla wszystkich. Lubię czytać opinie o niej:-):-): 1. To najbardziej niewygodna mata, jakiej kiedykolwiek używałam. Była tak twarda, że ​​wypustki maty w kształcie pojemnika na jajka pokryły mnie setkami małych okrągłych siniaków. 2. Podczas pierwszego użycia rozgniotłem matę na płasko. 3. Twarda jak skała. 4. Trochę dziwnie jest leżeć na kartonie po jajkach na początku, ale daje radę.
Obrazek

Obrazek

5. Biwak przy chatce. Nachodziłam się, żeby wyczaić mniej wietrzne miejsce, ale na próżno, wszędzie to samo, a do kompletu miałam skaliste podłoże z płytką warstwą ziemi. Spróbowałam wbijać śledzie „podskórnie”, bo ziemia nie puszczała głębiej, użyłam ich dużo (pewnie i obciążyłam), chyba niedokładnie, bo wystrzeliły wszystkie co do jednego w powietrze, gdy tylko postawiłam maszt. Wiatr, czasem niezwykle silny, był już do końca niemal codziennie, ale po zdarzeniu wyżej dobrze przykładałam się do rozbijania – i to wystarczyło, namiot przetrwał wszystko. Jeszcze w domu dodałam 4 linki i w sumie mogłam przyszpilić go w 12 miejscach, a w najtrudniejszych podwoić śledzie, bo miałam ich razem ze szpilkami 14.

Ale to potem, na razie zwinęłam namiot, bo pół godziny dalej była chatka Kopmajoki, ciepła i przytulna, ja jednak ostatecznie wybrałam namiot i rozbiłam się obok, tym razem bez problemów, chociaż nie całkiem, bo wylałam sobie wrzątek na stopę, na początek lekko się zaczerwieniła.
Obrazek

6. Noc z wichurą. Dzień najgorszej pogody, zacinał deszcz, na szczęście cały czas w plecy, wiało że hej, Norweżki, z którymi mijałam się na trasie, powiedzą mi jutro, że przeszły dodatkowe 4 km, żeby schronić się z biwakiem przed „windstormem”. I nagle o szóstej pojawiła się tęcza, słońce, wszystko się ozłociło, wyluzowałam się i ja – za wcześnie, jak się okazało.
Obrazek

Nagle spadł mocniejszy deszcz, na który nie byłam przygotowana, przemokłam, w dodatku wciąż bardzo wiało. I poddałam się, w sensie – zatrzymałam się nagle z myślą: zostaję tu, gdzie stoję, ani kroku dalej, teraz mam rozbić namiot i zadbać, żeby go wiatr nie porwał. To był mój najwyżej położony biwak – na ok. 800 m. Wbiłam 14 śledzi i szpilek, spieszyłam się, nie podwiesiłam sypialni, dam radę bez niej, wciąż padało. Wejście do środka było cudowne, zbawienne, usiadłam skulona i mokra, o kolacji nawet nie myślałam, ale może choć ciepły kisiel? Powoli zaczęłam się przebierać, przykryłam aluminiowym kocykiem, zjadłam kisiel, przyszykowałam do snu i zaszyłam w śpiworze z myślą „muszę jakoś przetrwać tę noc”. Cały namiot był w ciągłym ruchu, to się nadymał jak balon, to wciskał do środka, chlastając mnie po twarzy, jeszcze gorszy był huk wiatru i zaskakująco głośne trzepotanie namiotu. To niemożliwe, żeby przetrwał noc, bałam się, że pofrunie, zawali się, a wiatr pochwyci i rozniesie po świecie i inne rzeczy.
Z godzinę później, leżąc już w śpiworze, chciałam przykryć się kocykiem, ale on... zniknął, po prostu wyparował – wąski, bo to rodzaj maty, ale prawie dwumetrowej długości, z cienkiej pianki pokrytej warstwą aluminium. Trudno byłoby mi zasnąć z taką zagadką w głowie, więc obszukałam namiot, plecak, wyjrzałam z latarką na zewnątrz – nie ma.
Obrazek

Rano bez większej nadziei wyruszyłam na poszukiwania. Kocyka nie było mi szkoda, ale nie chciałam zostawiać po sobie śmieci. I pewnie bym go nie znalazła, ale świeciło słońce i nagle skrawek aluminium błysnął mi z daleka. To cud, że się zatrzymał, mógł spokojnie przelecieć ze 100 km. Wiatr wyciągnął go z zamkniętego namiotu przez szparę na dole, porwał, pognał dalej i złożył w locie wzdłuż zagięć. Z ciekawości sprawdziłam na Ventusky siłę wiatru – o 19 wiatr w porywach wiał 70-72 km/godz., a o 22 prędkość spadła do 65; (wszystkie dane pogodowe podaję za archiwum portalu Ventusky, gdzie zmieniłam system automatyczny na model regionalny MEPS/NO).

Na takim z lekka pofałdowanym terenie lepiej się nie oddalać bezmyślnie od namiotu – nie od razu trafiłam na niego gdy wracałam z odnalezioną matą i zaskoczyło mnie to.
Obrazek

7. Biwak nad doliną Reisa. Kolejna noc była dla odmiany bardzo spokojna, wiatr ucichł, o 22 było aż 14 stopni. Za namiotem jest skalne urwisko, a w dole rwąca rzeka (można do niej podejść dalej, jak to się stało, że nie zrobiłam rzece ani jednego zdjęcia?). Najpierw chciałam spać na półce skalnej nad wodą, ale się opamiętałam, potem ustawiłam namiot frontem do urwiska, ale go jednak przestawiłam, stał w końcu jak niżej i było mi tam dobrze pod każdym względem. Nie polubiłabym biwakowania w lesie w jakimś bardzo kolorowym namiocie - lubię wkleić się w krajobraz i przyrodę i nie chodzi tylko o zapewnienie sobie poczucia bezpieczeństwa z racji tego, że mnie nie widać.
Obrazek

Obrazek

8. Biwak przy chatce Sieimmastua. Ostrzegano, że na tym zarośniętym odcinku trudno jest znaleźć miejsce na namiot, więc gdy doszłam do chatki, rozbiłam go nieopodal, ale czułam się w tym miejscu jak w jakimś dole. I to był najmniej klimatyczny nocleg, po prostu przespałam się i już. Rano podeszła do mnie dziewczyna zaintrygowana moim „małym” jak się wyraziła namiotem, a ponieważ jak wiadomo uwielbiam swój namiot, z przyjemnością zademonstrowałam jego walory (w kwestii wielkości dodam, że jest to dwójka, z której korzystam jednoosobowo).
Obrazek

9. Nocleg w chatce. Przeszłam tylko 10 km, bo nie mogłam oprzeć się urokowi nadrzecznej chatki Vuomatakka w dolinie Reisa. Malutka, 6 m kw., mieści na nocleg 2 osoby. Od trzech dni mijałam się z grupką Norweżek, jedna z nich zanocowała ze mną w domku (przegadałyśmy cały wieczór). Pozostałe pięć w sekundę zgrabnie rozbiło namioty w okolicznych krzakach. Poprzedniego dnia obdarowały mnie jedzeniem, o ile zrozumiałam, miały zorganizowaną dostawę żywności w połowie trasy. Podeszły do mnie, dzierżąc w rękach prezenty żywnościowe, bardzo to było niezwykłe, próbowałam odmawiać (miałam wystarczające ilości), ale trudno mi było to robić w obliczu ich niekłamanej serdeczności i troski, prezentowanej zresztą i w innych sytuacjach. Pewnie się nigdy nie zobaczymy, więc piszę te słowa na pamiątkę tego spotkania.
Obrazek
W dawnych czasach myśliwy imieniem Nikołaj mieszkał w Vuomatakce, gdzie utrzymywał się z tego, co zapewniała natura.

Obrazek

Przybytek:-)
Obrazek

10. Biwak na wzgórzu. Zaczęłam już rozbijać namiot, gdy zatrzymała się nieopodal rodzina reniferów. Najstarszy osobnik zaczął uporczywie na mnie patrzeć i było w tym coś tak dziwnego i mocnego, że zgarnęłam namiot pod pachę i wyniosłam się dalej, czyli wyżej. Nie, nie ze strachu, nie przyszłoby mi do głowy bać się reniferów, boję się tylko niedźwiedzi (i psów pasterskich). Kamień przy namiocie obiecywał wygodną kolację, ale nic z tego, było zbyt zimno, w namiocie zawsze cieplej i nie wieje, temp. spadła w nocy do 4-5 stopni, za to kolejnego słonecznego dnia podniosła się aż do 18.
Obrazek

W głębi zdjęcia dolina Reisa, bardzo atrakcyjna, stamtąd przyszłam, piszę o niej w pkt Park Narodowy Reisa.
Obrazek

Samotna brzózka, namiot i kamień:-)
Obrazek

Przyda się jakaś góra w relacji - charakterystyczny Jierttagahpir (826) był naprzeciwko mnie, nie widać tego na zdjęciu, ale dzieli nas głęboka (ma pewnie ze 200 m) dolina.
Obrazek

11. Biwak w brzozowym lasku. Musiałam coś wykombinować pod namiot w tym lasku, bo obniżenie terenu dalej groziło mokradłami. Pod nogami miałam bardzo nierówny teren zarośnięty gęstą roślinnością i nie była to miękka trawka, raczej istny tor z przeszkodami. Pomocne były wydeptane przez zwierzęta liczne choć nikłe ścieżki, naszła mnie potem obawa, czy nie wejdą mi na namiot w nocy. Chodziłam i rozglądałam się, nie tracąc nadziei, że coś się trafi lepszego – i oto on: kamień kanapa, wyłożony liśćmi, z bardzo równą, nienachyloną powierzchnią (czego nie widać na zdjęciu) zapewnił mi najwygodniejszy nocleg na całej trasie, w dodatku mogłam na nim siedzieć ja na taborecie. Nie zmieściły się na nim odciągi, jeden opuściłam „piętro” niżej, inne przywiązałam do drzewa itp.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

12. Biwak przy jeziorze Raisjävri. Tu trafiłam przez pomyłkę, trasa od jakiegoś czasu była słabo oznaczona, a tu, gdzie się znalazłam, żadnych oznaczeń już nie było. Trochę bezradnie rozglądałam się wokół, na szczęście zamiast brnąć dalej nie wiadomo gdzie, poszłam spać. Rano nie było lepiej – poszłam dokładnie w drugą stronę, weszłam na jakieś wzgórze - i znowu skucha, żadnych znaków. Ale ogląd okolicy z góry pomógł, porównałam załamania jeziora z mapą, przebieg linii elektrycznej i już bardziej pewnym krokiem zeszłam na dół, gdzie w końcu zobaczyłam znak.
19.28
Obrazek

10.02
Obrazek

11.16 (biwakowałam gdzieś po lewej stronie jeziora)
Obrazek

13. Biwak na zboczu Jeageloaivi (549). Już od godziny schodziłam z trasy na prawo i lewo, szukając jakiegoś zagłębienia do spania. Cały dzień szłam pod wiatr i bardzo chciałam znaleźć zaciszne miejsce na nocleg. Próżny trud, tylko się nachodziłam, wiatr był wszędobylski. O 10 wiał w porywach 45 km na godzinę i potem cały czas zwiększał prędkość - aż o 22 zatrzymał licznik na 68. Namiot ustawiłam krótkim bokiem do wiatru i skutecznie go przyszpiliłam. Bardzo pilnowałam rzeczy (szczególnie namiotu), żeby mi nie odfrunęły - nigdy bym ich nie dogoniła. Poza tym było tu dziko, surowo, mrocznie, pusto, odludnie, rozlegle. Rano przyszły renifery i jak zwykle przypatrywały mi się.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

14. Biwak przy bezimiennym jeziorze. Kolejny raz pomyliłam drogę, tym razem na całego - nocowałam w pełnej nieświadomości ponad 3 km od trasy. Znaków prawie nie było albo w ogóle ich nie było, albo ich nie widziałam, kropił deszcz, szłam z opuszczoną głową (nie pierwszy raz mnie to zgubiło), mniej uważałam, bo kolejnego dnia kończyłam już wycieczkę. W pewnym miejscu było rozwidlenie, na którym pewnie popełniłam błąd - machinalnie wybrałam lepszą drogę zamiast niepewnego, rozmokłego gruntu, znaków nawet nie szukałam, tak rzadko je widywałam tego dnia, że ich nieobecność mnie nie dziwiła. Zresztą o niczym nie myślałam, szłam wygodną drogą, kropił deszcz, chciałam po prostu gdzieś rozbić namiot, po raz ostatni, bo następny przystanek to już finalne miasteczko. Dzisiaj na trasie było nieco więcej ludzi (byli to raczej myśliwi) i jakaś miła kobieta zamachała do mnie z kampera i zaprosiła na piwo, a ja przy okazji zapytałam ją, czy dobrze idę. Trochę się zdziwiłam, gdy podała liczbę kilometrów, które jeszcze przede mną, chciała mnie zresztą podwieźć.
Obrazek

Rano poszłam w jedynym słusznym kierunku – na południowy wschód, wyjęłam nawet na chwilę kompas:-), chciałam po prostu dojść do szosy prowadzącej do miasteczka. Ale ścieżka, którą obrałam, szybko zanikła i pojawiła się przede mną rzeka, nawet nie rozważałam jej przejścia, nie nadawała się, poza tym nie miało jej być, poszłam więc inaczej i przez bagniste kępki, które uginały się przy każdym kroku (brrr…), jakoś doszłam do szosy. Trzy razy pomyślałam, w którą stronę skręcić - decyzja była łatwa, więc się nie pomyliłam:-). Szosą doszłam do rzeki, sprawdziłam, że mam rzekę na mapie, idę więc dalej. Za jakiś czas przysiadłam, żeby odpocząć, zaczęłam znowu oglądać mapę i nagle zauważyłam na niej, że jeśli jestem tam, gdzie myślę, że jestem, to nad głową powinnam mieć linię elektryczną, skoczyłam na równe nogi – nie było jej nigdzie, nawet na horyzoncie, teren był płaski, widoczność dobra i nigdzie jej nie widziałam, kurna, gdzie ja jestem.

To był ostatni dzień na trasie, no cóż, będzie miała ona niesławny koniec – z GPS-em, sięgnęłam po telefon i sprawdziłam, gdzie jestem. Kolejną noc zasłużenie spędziłam w hotelu, a całkiem ostatnią w niewielkim hostelu w Tromso, w pokoiku tuż nad trotuarem, a że nigdy jeszcze żaden hostel mnie nie rozczarował, było to udane zakończenie wycieczki.

CHATKI

Chatki to ciekawy element turystyki w Skandynawii, napiszę więc dwa słowa o innych chatkach, które mijałam. Trzy były otwarte i czekały na gości, w środku nikogo nie było (nie do wszystkich zaglądałam). Na szlakowskazach zamieszczano informację, czy idziemy do chatki „z kluczem”, czy do „otwartej”. System opłat lub braku opłat za chatki jest różny w każdym kraju skandynawskim. Chatki są są skromne, śliczne i oczywiście bardzo czyste. Po fińsku nazywają się autiotupam, czyli w przybliżeniu: chatka na pustkowiu, w dziczy lub coś w tym rodzaju. W Finlandii sieć autiotupa została pierwotnie zbudowana przez myśliwych i pasterzy reniferów na ich własne potrzeby. Obecnie chaty (…) służą głównie turystom pieszym.

Chatka Guonjarjohka/Kuonjarjoki, zwrócę uwagę na wygodne poszerzenie dolnej pryczy.
Obrazek

Z daleka sprawiały wrażenie kruszynek - ot, jakiś ciemniejszy element krajobrazu. Bo i były niewielkie - małe na 2-3 osoby, większe na kilkanaście.

Guonjarjohka (Kuonjarjoki)
Obrazek

Megonjávri (Meekonjärvi)
Obrazek

Pihtsusjärvi (Bihčosjávri), z tego miejsca prowadzi ścieżka na Halti, najwyższy punkt Finlandii.
Obrazek

Kopmajoki, ostatni fińska chatka na trasie, śliczna, kusiła ciepłem i intrygującym turystą, który się tam już zadomowił - wybrałam jednak namiot.
Obrazek

Somashytta, już w Norwegii.
Obrazek

Nedrefosshytta w Parku Narodowym Reisa, wypasiona płatna chatka
Obrazek

wsparta jest na konstrukcji, która mi się spodobała:
Obrazek

I ostatni przykład: Reisvannhytta (fotka specjalnie z mostkiem, ja na niego nie trafiłam, ktoś pokierował mnie w jego stronę, widząc, że zmierzam przez krzaki do rzeczki).
Obrazek

OZNACZENIA TRASY

Trochę jak widać wyżej błądziłam, raz, że nie chodzę zbyt uważnie, dwa – trasy bywały źle oznaczone. Po stronie fińskiej z oznaczeniem było lepiej – mimo że cienkie słupki kończyły się na wysokości kolan i miały żółtawą główkę, często wypłowiałą, ich regularny kształt pomagał wyłuskiwać je wzrokiem w przestrzeni, nawet z daleka. Osadzone są na metalowych prętach wbijanych w podłoże. Po stronie norweskiej oznaczenie było znacznie słabsze, a czasem wydawało mi się, że w ogóle go nie ma, przyjmowałam wtedy, że wystarczy mi do szczęścia i sama ścieżka, a znaki? może będą gdzieś dalej? może były, ale nie zauważyłam? Trasę znaczyły kopczyki i czerwone znaki, często byle jak namazane na kamieniach lub w innych miejscach (teoretycznie powinny mieć kształt litery T). Trafiały się oczywiście odcinki, gdzie oznaczenie było świeże i wyraziste, no i same ścieżki bywały czytelne, czyli wydeptane. Póki co słabe oznaczenie jest dla mnie elementem przygody, więc ja na powyższe nie narzekam.

Fińskie słupki:
Obrazek

Obrazek

I norweskie oznakowanie:
Obrazek

Obrazek

Przy okazji – oznaczenie granicy norwesko-fińskiej:
Obrazek

I góry Rivkkos (581), jak przypuszczam. Przycupnęłam na kilka minut przy tej „budowli”, bo dawała osłonę od wiatru, który tego dnia cały czas wiał mi w twarz.
Obrazek

RZEKI I BAGNA

Czytając o brodach, trochę się dziwiłam, że na znakowanych, dość popularnych trasach turystycznych trzeba przechodzić przez rzeki i że nikt się tam nie patyczkuje z turystami – chcesz iść dalej? wyskakuj z butów i właź do wody.

Miałam zerowe doświadczenie. Mniejszych i większych rzek było z kilkanaście i tylko na jednej miałam towarzysza przeprawy, sam zdjął buty i badawczo przyglądał się moim baletom w butach na kamieniach, w końcu przy brzegu, gdzie często jest głębiej, wpadłam w tych butach do wody. Mam je z GTX, ale woda przeciekała górą po skarpetkach, ciekawe, czy stuptuty dają jakieś zabezpieczenia w przypadku krótkotrwałego zanurzenia, przymierzałam je przed wyjazdem, ale wydawały się za luźne na dole.

Miałam farta bo poziom wód nie był wysoki i tylko 3 razy musiałam zdjąć buty. Rzeki przekraczałam w Crocsach (tak radził internet) i jakoś nie wyobrażam sobie robić tego na bosaka, jak i bez kijków, szczególnie niezbędnych przy ciężkim plecaku. Spodziewałam się lodowatej wody i byłam zaskoczona jej nieproblematyczną temperaturą. Liczne płytsze brody przechodziłam w butach, nie zawsze jednak suchą nogą, wiadomo, nie przewidzisz każdego kroku w rzece.
Stan rzek może być jednak różny, np. o jednym z odcinków mojej trasy piszą tak:
Przed wyruszeniem na wędrówkę należy sprawdzić, jaki jest poziom wody w okolicy, (...). Kiedy rzeki te wylewają, teren w okolicy Reisaelva może być trudny do przejścia. Podczas deszczowych lat lub wczesnego lata, gdy rzeki wylewają, możliwe jest, że Nordkalott w całości i oznakowanie szlaku zostaną całkowicie pokryte wodą. Jeśli woda jest tak wysoka, można wędrować z Saraelv do schroniska Vuomadathytta wzdłuż górskiego szlaku, który przebiega na większej wysokości. Szlak ten nie jest jednak oznaczony i będziesz potrzebować map Norwegii (Raisduottarhaldi i Mollesjohka), aby znaleźć drogę.
https://www.nationalparks.fi/nordkalott ... kautokeino

Miałam dodatkowy problem, bo wylałam sobie wrzątek na stopę i starałam się chronić ją podczas przekraczania rzek w foliowej „skarpetce”. Bąbel oparzeniowy, wyceniony po powrocie przez lekarza na 25 cm kw., spisał się na medal, krótko mówiąc - nie pękał:-) i wytrzymał wielodniowy trekking w górskim bucie, chroniąc i oparzoną skórę, i mnie przed kłopotami na tym odludziu. (Toreb foliowych mam zawsze bez liku w plecaku – moja ulubiona to wielka, dość gruba torba, do której wrzucam podczas biwakowania wszystkie pałętające się rzeczy, jej sztywność ułatwia poszukiwanie czegoś we wnętrzu. Zasypiając, mam wokół porządek, co jest przyjemne.)

Kilka przykładowych rzek poniżej, niektóre przechodziłam w butach, inne bez. Powinnam je podpisywać, ale wymagałoby to dłuższego śledztwa, nigdy nie robię żadnych notatek po drodze.

Dwa pierwsze rzeczne przykłady to nie więcej niż łatwe i przyjemne urozmaicenie trasy (podobnych było więcej).
Obrazek

Obrazek

Tę sobie zapamiętałam, być może przeszłam ją w złym miejscu, bo długo się naszukałam trasy po drugiej stronie, było mgliście, przeczesywałam metr po metrze, bez skutku. Poszłam zdesperowana w inne miejsce, którego nie brałam pod uwagę - i tam ją znalazłam. Chyba przechodziłam ją w Crocsach, jeśli tak, to ciekawe dlaczego, bo przejście po kamieniach wygląda na łatwe (może przy drugim brzegu było głęboko).
Obrazek

Poniżej badam, gdzie by tu zejść do wody, może da radę w butach? ich zdejmowanie to jednak kłopot. Przepatruję z brzegu kamień za kamienieniem, próbuję przejść pierwsze metry. Tylko po co. I tak nie widzę całości i zawsze jest ryzyko, że nie da się zrobić następnego kroku. Ściągnęłam buty i przeszłam po całkiem wygodnym dnie, na drugim zdjęciu jestem już po drugiej stronie.
Obrazek

Obrazek

Przy kolejnej rzece nie traciłam już czasu na rozmyślania.
Obrazek

Były i większe rzeki, piękne, ostatnio mam fazę na rzeki (i morze) i każda dla mnie piękna, trzy z nich przekraczałam mostami.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

BAGNA

Mokradła, bagna, błoto – zdjęć mam mało, bo byłam pochłonięta przechodzeniem, szukaniem obejść. W opisie trasy miałam i takie przestrogi: na szczycie Bouzuoaivvi szlak biegnie wzdłuż krawędzi bagna. Uważaj, żeby nie zgubić szlaku. Ścieżki na takim mokrym, zarośniętym, błotnistym terenie znikają, albo na odwrót, jest ich wiele, bo każdy próbował to tu, to tam, tylko która dobra? Badałam kijkiem głębokość, celowałam butem w trawiaste kępki, słowem uważałam, bo od czasu, gdy mi zabetonowało;-) nogę w Tatrach Zachodnich, bagien się obawiam. Najgorsze przejścia: nie ma wyraźnej ścieżki i nie widać, w którym miejscu po drugiej stronie bagien jest kontynuacja trasy. Szłam wtedy na czuja, z grubsza trzymając kierunek, ufna, że organizator trasy nie chce nas tu potopić w bagnach.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I jeszcze charakterystyczny obrazek z tego terenu – długaśne kładki przez mokradła, bardzo pomocne, ale szłam po nich ostrożnie, bo czasem się zanurzały w wodę, chybotały, miejscami były wypaczone - teren pod nimi to wielka niewiadoma, lepiej tam nie wpadać z ciężkim plecakiem.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

KRAJOBRAZ

Nigdy nie byłam za kręgiem polarnym - w skrócie było tak: ziemia, nad nią niebo, i jeszcze człowiek między nimi, czyli ja:-).
Dodam do tego opisu: Pustynny, zredukowany krajobraz. Rzeki tnące pustkowia. Nieoczekiwanie głębokie wąwozy. Przestrzeń. Intensywnie kolorowe roślinne dywany. Łagodny kontur gór. Bagna sprowadzające na ziemię. Oczywiście – jeziora. Rozpasanie przyrodnicze doliny Reisa. Dużo nieba nad głową i to, co wyprawiały chmury. Poniżej pogrupowane zdjęcia.

1. Pustkowia, mocno zredukowany krajobraz, przystrzyżona na łyso, nieznacznie pofałdowana ziemia, a nad nią wielkie niebo. Teren dla twardzieli.
Obrazek

Obrazek
dwie maciupeńkie kreseczki na horyzoncie na lewo od ścieżki to ludzie

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

2. Przestrzeń, rozległy krajobraz, daleki, nieprzesłonięty widnokrąg były chyba najbardziej zajmującymi cechami pejzażu. Tam, gdzie tej przestrzeni było najwięcej, szłam na południowy wschód – więc horyzont przede mną drgał w jakiejś poświacie, rozmywał się, w sumie nie wiadomo było, gdzie on w końcu jest. Odwracałam się, żeby zrobić zdjęcia. Powstaje pytanie: w którą stronę lepiej iść tą trasą. A tak w ogóle to przydałby się tu Magis ze swoim Nikonem:-)
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

3. Nad głową miałam dużo, dużo nieba, a więc i chmur różnych i różniastych było pod dostatkiem – najbardziej niecodzienne były te malowane szerokim pędzlem, zamaszyście, czasem jedno nieodrywane pociągnięcie pędzla szło nisko nad całym horyzontem z prawa na lewo.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

To zdjęcie wymaga opisu: jest 19.38, za mną pochmurny dzień. Nad całą ziemią siadła chmurzasta czapa, zostawiając nad horyzontem wąziutki przesmyk, przez który świeciło zachodzące słońce. Trudno mi dzisiaj stwierdzić, na ile aparat przekłamał kolory, może w ogóle, tak czy inaczej było to niezwykłe.
Obrazek

4. Jeziora tak mają, że zawsze ładne i zdobią krajobraz niczym broszka. Na tym nie do końca czytelnym terenie są także punktami orientacyjnymi, mnie parę razy podratowały. Były już na zdjęciach wyżej, dodam kilka, bo są ważnym elementem tego krajobrazu. Największe przy trasie to Raisjávri – sprawdziłam właśnie, że zajmuje powierzchnię 5 km kw. (Śniadrwy 105).
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

5. Przyroda całą moc oddała roślinom pokrywającym ziemię do wysokości liczonej w centymetrach, tworząc intensywnie kolorowe roślinne dywany. Wyższe rośliny, które się trafiały, to przede wszystkim niewysokie brzozy. Nie odrobiłam lekcji z przyrody przed wyjazdem, a szkoda, bo dzieją się tam ciekawe rzeczy, czytam teraz, że np. krzewinki, czyli m.in. karłowate brzozy czy wierzby, mają czasem po 20 cm wysokości, a potrafią żyć 100 lat i więcej. Na miejscu zaś czułam się niedoinformowana w kwestii owoców jagodowych, coś tam skosztowałam, ale dość niepewnie. Przypomniałam sobie, że w Górach Izerskich uwieczniłam na zdjęciu brzozę karłowatą, niezwykle rzadką w Polsce (rośnie tylko na 4 stanowiskach).

Wracając do dywanów - robiły duże wrażenie, a gdy oświetlało je słońce wyglądały wręcz nierealistycznie. Szczególnie wyodrębniały się czerwone rośliny – te dawały po całości, z apogeum w pełnym w słońcu. Trudno opisać ich czerwień, wydaje się specyficzna dla tundry i północy, jakby nieznacznie zmrożona, skurczona, a przecież wciąż intensywna; z oddali, wymieszana z zielenią, przybierała rude i rdzawe odcienie. Dla fanów czerwonego koloru północ będzie przyjemnym doświadczeniem. Ciekawe, jak te kobierce wyglądają latem i wiosną.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z podłoża wyraziście wyodrębniały się charakterystyczne czerwone poletka – bywały czasem jedyną kolorową ozdobą w okolicy; trafiały się to tu to tam, ni z gruszki ni z pietruszki, polubiłam je od pierwszego wejrzenia.
Obrazek

Obrazek

Brzózki tworzyły nieliczne, rzadkie lasy, czasem zaś dzielnie rosły w pojedynkę na pustkowiu.
Obrazek

Obrazek

ciąg dalszy poniżej

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Ostatnio edytowano So gru 28, 2024 10:37 pm przez anke, łącznie edytowano 3 razy

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So gru 21, 2024 7:52 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1528
Lokalizacja: W-wa
PARK NARODOWY REISA

Teraz napiszę o miejscu tak odmiennym, jak tylko to możliwe – Park Narodowy Reisa to po prostu inny świat, z paprociami, w których chowałam się niemal cała i sosnowym lasem; kontrast z bezleśnymi pustkowiami, które za rogiem, był olbrzymi. Noclegi w pkt 7, 8, 9, 10 były na tym właśnie terenie. Wodospad Sarafossen nie leży co prawda w granicach parku, ale udanie go zapowiada; gdzieś nad nim spędziłam noc przy rzece, która go tworzy.
Obrazek

Kolejnego dnia zeszłam na wysokość 100 m n.p.m., na sam środek 100-kilometrowej doliny Reisa, przez którą płynie rzeka o tej samej nazwie. Będę szła przez ok. 30 km wzdłuż rzeki, głęboko wciętym wąwozem, w kierunku jak na zdjęciu niżej; sądząc po poziomicach, skalne ściany mają tam i po 300 m wysokości, w sam raz na efektowne wodospady – najwyższy ma 269 m. Rzeka jest piękna, ma zróżnicowany przebieg, trasa prowadzi i górą, i nisko wzdłuż brzegu, po przeczystej wodzie pływały malutkie listki, słyszałam plusk ryb (to jedna z najlepszych rzek łososiowych w Norwegii), fajnie było rozłożyć się na brzegu i bez pośpiechu jeść kolację. Warto pamiętać, że znana jest z niezwykle zmiennych poziomów wody, to o niej był cytat w pkt. Brody.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mollisfossen, najwyższy wodospad w północnej Norwegii, 269 m wysokości. Niestety, jest po drugiej stronie rzeki, a oglądanie wodospadu z daleka się nie liczy, trzeba podejść jak najbliżej, widziałam niezłe kadry na filmie, więc trochę szkoda (od 57 sek. https://vimeo.com/342962978). Druga wodospadowa gwiazda terenu to Imofossen, 11 km dalej.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wiszący most przy chatce Nedrefosshytta.
Obrazek

Obrazek

Fragment ubezpieczonego przejścia, a dalej, bliżej wodospadu, będzie drewniana drabina i więcej skał - ostrożność nie zawadzi, bo tam efektowne dziury i przepaści. Skręt do wodospadów Imo (Imofossen) jest niecałe 2 km za mostem. Trzeba tam iść, bo to ciekawe miejsce.
Obrazek

Obrazek

Ten rodzaj skalnego, tarasowego wypłaszczenia na wierzchołkach często widziałam (i polubiłam) w Szwecji, skała, to skała, nic jej nie zastąpi.
Obrazek

Obrazek

Wodospad po lewej wypływa z wielką mocą ze skalnej gardzieli. Ten po prawej, jak widać, ledwie ciurka. Napotkana Norweżka żaliła się, że te wspaniałości słabo zaopatrywane są obecnie w wodę, „nie to co kiedyś”. Bardzo polecam to miejsce, tym bardziej, że jest dość rozległe, można zajrzeć tu i tam, trzeba trochę połazić po skałach, żeby się tu dostać (przynajmniej ja tak szłam, bo jest i inne wejście). Zdziwiłam się, że mimo soboty i lampy na niebie tylko 4 razy widziałam kogoś - w ciągu całego dnia. Przeliczyłam z grubsza gęstość zaludnienia: Finlandia 16 osób na km kw., Norwegia 14, Polska 114 – więc może nie ma się czemu dziwić. Tu chłopak uchwycił efektowny spadek wody w obu wodospadach: https://youtu.be/0vhkNAbmtUw?t=603
Obrazek

Obrazek

ZWIERZĘTA

Najważniejszy zwierz na tym terenie to komar. Poczytałam, jaki termin wybrać, żeby te bestie nie zepsuły mi wyjazdu, i udało się. Kilka sztuk brzęczało mi pierwszej nocy i nieco tylko więcej na jednym z biwaków w dolinie Reisa - można więc uznać, że komarów nie było. Czy dołożył swoje stale obecny wiatr i ukształtowanie terenu, czy może sam termin załatwił sprawę - nie wiem, choć optuję za terminem, inaczej byłyby w lasach doliny Reisa. Jest się czego bać, cytat dotyczy co prawda reniferów, ale czy moja AB mniej by im smakowała? - Owady wysysające krew, takie jak komary, meszkowate, a zwłaszcza gzy są plagą reniferów w okresie letnim i mogą powodować stres na tyle silny, by zahamować karmienie i wycielenia. [img]https://pl.wikipedia.org/wiki/Renifer_tundrowy

Przedstawiciele innej drobnej i najdrobniejszej fauny, tak obecni w życiu turysty biwakowicza, byli niemal nieobecni albo dla mnie niewidoczni, ot czasem trafił się jakiś drobiazg na plecaku, a przecież zawsze na wycieczkach coś się pałęta pod nogami, chodzi po człowieku, wchodzi do namiotu, do butów. Gdy byłam w maju w Szwecji po ścieżkach biegały nieprzeliczone rzesze mrówek, na Węgrzech było mnóstwo czarnych żuczków, te udawało się omijać, a tu jakby nikogo nie było.

Renifery widywałam po drodze niemal codziennie, czasem także za ogrodzeniem, najpiękniejsze, gdy z wyciągniętymi do przodu głowami sunęły kłusem jeden za drugim na linii horyzontu, grzbietem wzgórza. Nie były zbyt płochliwe, często długo patrzyły na mnie, a potem nagle dawały nogę, wydaje mi się, że reagowały ucieczką, gdy sięgałam po aparat. Oprócz reniferów widziałam jeszcze (przez chwilę) tylko jedno śliczne zwierzątko z jasnym brzuszkiem – łasica?

Takie udało mi się upolować.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

DOJAZD, SPRZĘT, PROWIANT

Tam: samolot do Rovaniemi z przesiadką w Helsinkach + 6 godzin w autobusie do Kilpisjärvi. Na lotnisku w Rovaniemi uciekł mi autobus do miasta, poza tym nie miałam biletu do Kilpisjärvi, nie wiedziałam, czy kierowca je sprzedaje, czy będą miejsca, nie byłam pewna godziny i miejsca odjazdu, ale obyło się bez komplikacji, a podróż była przyjemna, z postojami.

Powrót: autobus do Tromso (chyba 8 godz. i 420 km) + bezp. lot do Gdańska. Podczas 8-godzinnej drogi powrotnej autobusem z Kautokeino do Tromso nie mogłam się oderwać od okna (trasa przebiegała tak: https://www.rome2rio.com/map/Kautokeino ... ht-bus-bus). Najpierw droga do morza i rzeka Kautokeino - bardzo piękna, istna królowa, gdyby nie szosa obok. Potem, bliżej Alty, efektowny kanion. Potem wielogodzinny przejazd nadbrzeżem z widokiem na wyrastające wprost z morza góry z ośnieżonymi szczytami - wydają się potężne i wysokie, mimo że nie sięgają nawet 2 tysięcy metrów. Wobec tych wspaniałości przyrody głupio mi się przyznać, że przyczyną jeszcze większej ekscytacji był nieoczekiwany wjazd autobusu na prom, myślałam, że zatrzymał się na przystanku i bardzo mnie ten wjazd zaskoczył, dziesiątki pojazdów upakowały się jak śledzie (był i TIR z naczepą), było dużo młodzieży szkolnej, czyżby to była ich codzienna droga do szkoły? Wszyscy przeciskali się między samochodami w drodze do kawiarni, siadłam z kawą przy oknie, woda była tuż, tuż, płynęliśmy wolno, co też mi się jakoś spodobało, już odwykliśmy od takich prędkości, 13 km między Olderdalen i Lyngseidet prom pokonuje w 30-40 min. Potem był jeszcze jeden transport promem, ale krótszy. Drugą wycieczkę na Węgrzech też zaczęłam od radosnego przepłynięcia promem Dunaju (tylko 500 m), mam chyba słabość do tego środka transportu.
Obrazek

Miałam dwa power banki, ale jeden nieopatrznie rozładowałam. W połowie trasy są jakieś budynki należące do parku, myślałam, że podładuję tam sprzęt, ale wszystko było zamknięte, mimo piątku i godz. 13. Telefon wytrzymał do ostatniego dnia bez ładowania, w trybie samolotowym, ale rekord pobił Garmin, którego nabyłam, żeby wysyłać esemesy do rodziny – dzisiaj, po ponad 3 miesiącach wciąż ma 75% naładowania. Mnie to nie dziwi, bo zawsze kupuję sprzęt pod kątem baterii, a reszta to dodatek. Garmina kupiłam w najprostszej wersji inReach® Messenger: nie ma nawigacji (można tylko wrócić po swoich śladach), nie ma mapy, można sprawdzić pogodę, wysłać zdefiniowanego esemesa (z lokalizacją, jeśli czyste niebo pozwala) albo napisać swój, ale to mordęga, bo nie ma klawiatury. Ma ładowanie wsteczne – można podładować telefon. No i jest przycisk SOS. Garmin malutki – 6 x 8 cm. Dzięki niemu w końcu dzisiaj sprawdziłam, gdzie spałam ostatniej nocy (bardzo mnie to męczyło), dane były zaszyte w esemesie, wysyłałam je codziennie wieczorem po rozbiciu namiotu. Obsługuje się go trzema, ciężko wciskającymi się przyciskami, co daje popalić, ale można go sparować z aplikacją w komórce, nawet to zrobiłam, ale się szybko rozładował (może coś źle zrobiłam) i więcej nie próbowałam. Dodam, że nie zawsze lokalizacje pokazuje dokładnie, nie wiem jednak, jaki błąd jest dopuszczalny w tego rodzaju urządzeniach (zresztą może on i niewinny, bo pamiętam, że często przed wysyłką esemesa domagał się lepszego ustawienia względem nieba).

Jak pisałam wyżej sklepów na trasie nie ma i prowiant niosłam w plecaku: kieleckie lyofy (dania główne, zupy, owoce) ryż, musli własnej kompozycji, ser, suche pieczywo, czekoladę, orzechy, rodzynki i inne przekąski, kisiel, który jadam wieczorem, gdy zmarznę, woda (mimo licznych rzek bezpieczniej się czułam, mając 1-1,5 w plecaku), a także niezmiennie duńskie batony marcepanowe w ciemnej czekoladzie nasączone procentami (chyba koniakiem), które kupuję w Skandynawii. Wszystko bez problemu zmieściłam, bo mam od zeszłego roku nowy plecak, przy tej samej wadze jest o 20 l większy - wygodnie jest po prostu wrzucać do niego rzeczy, zamiast kombinować, jakby je tu upchnąć.

:-)

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Ostatnio edytowano Pn gru 23, 2024 7:28 pm przez anke, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So gru 21, 2024 3:02 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 09, 2014 2:19 pm
Posty: 3049
Jesteś Hardcorem Anke! :)

Klimat wyprawy niesamowity! Oglądając zdjęcia i czytając relację wydaje mi się że czuję go, chciałoby się tam być ale chyba bym się nie zdecydował na taką długą samotną wędrówkę ... ze strachu :D

Wielkie gratulacje !


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So gru 21, 2024 5:42 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pt sie 07, 2015 10:09 pm
Posty: 792
Lokalizacja: Chrzanów
W mordę, niezła dzicz a jeszcze większe pustkowie. Nie wiem czy trochę nie za płaska ta tundra, jak dla mnie :lol: ale jak można gdzieś po drodze zaliczyć najwyższe piki fińskie to spoko :lol:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt gru 24, 2024 10:43 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1528
Lokalizacja: W-wa
krank1 napisał(a):
...ze strachu :D
E tam, raczej nie ma wątpliwości, że doskonale byś sobie poradził ze wszystkim na trasie, a po drodze coś jeszcze poprawił i zmodernizował :wink:
Dzięki za dobre słowo!

Damian78 napisał(a):
Nie wiem czy trochę nie za płaska ta tundra, jak dla mnie :lol:ale jak można gdzieś po drodze zaliczyć najwyższe piki fińskie to spoko
Teraz za płaska, ale po osiemdziesiątce będziesz miał jak znalazł :)

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt gru 27, 2024 9:07 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So lis 10, 2007 8:21 pm
Posty: 4357
Lokalizacja: Kraków
Własne jedzenie na 14 dni, żeby zejść z wagą na rozsądne >0,5 kg/dobę, to wyższy poziom.
Tempo urlopowe, >5 godzin na dobę (z mapy), przy dniu niemal całą dobę?

_________________
Te linki okazują mowę nienawiści lub dyskryminację wobec chronionej grupy osób z powodu rasy, wieku lub innych naturalnych cech.
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BBagiew_(organizacja)
https://pl.wikipedia.org/wiki/A_quo_primum


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So gru 28, 2024 2:47 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1528
Lokalizacja: W-wa
zjerzony napisał(a):
Tempo urlopowe, >5 godzin na dobę

Będę się tłumaczyć :wink:
Mam taką przypadłość (chyba nie ja jedna), że bardzo długo śpię, gdy nocuję w namiocie - np. 10-12 godzin. Dodam do tego 1,5-2 godz. na czynności okołobiwakowe. Potem wyruszam na trasę - idę wolno, bo tak właśnie chodzę po pagórkach i górach, a po drodze załatwiam sprawy niewliczające się do tych 5 godzin, o których piszesz: szukam miejsca na biwak, szukam ścieżki, bo się zapodziała, błądzę w terenie, jem, czasem coś gotuję, robię zdjęcia (62 dziennie x 25 sek = 25 minut), odpoczywam, przechodzę przez rzeki, filtruję wodę itp.
No i najważniejsze - nie spieszę się. Szybki trekking nie sprawiłby mi żadnej przyjemności (chyba że dla zabawy, urozmaicenia czy konkretnego celu) - lubię chodzić na luzie, bez obowiązków.

zjerzony napisał(a):
0,5 kg/dobę

Nie wiem, czy uwzględniałeś produkty liofilizowane przy wskaźniku 0,5 kg na dobę (80-100 g suchego liofa dawało mi 370 g pożywienia po uwodnieniu). Niestety nie wiem, ile ważyło jedzenie. Lekkie nie było, ale o 0,5 kg x 14 chyba nie ma mowy – codziennie wyjmowałam z plecaka cały prowiant rozdzielony na dwie reklamówki i zapamiętałabym, że były aż tak ciężkie. Zrobiłam właśnie symulację – wyszło mi, że obie mogły ważyć 4-4,5 kg łącznie. (W kieszeni bocznej miałam jeszcze z pół kilo przekąsek.) Oczywiście mogę się mylić. Pod koniec uważniej zarządzałam jedzeniem, np. sypałam mniej musli, bo się kończyły. Ostatecznie został mi jeden lyofood i chyba garstka ryżu. Ubyło mi 1,5 kg.

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So gru 28, 2024 3:22 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So lis 10, 2007 8:21 pm
Posty: 4357
Lokalizacja: Kraków
Jako punkt rozważań przyjąłem własną metodę, więc może mi się coś odkleiło.
Na 25-40 km dziennie trochę kalorii potrzebuję, facet głodny to zły. Liofy to uzupełnienie, a najczęściej zimą, cena i smak nie powala.
Kiedyś na długim szlaku spotkałem wegankę. Niesamowite, jak mało jadła. Mojej mieszanki płatków z suszonymi owocami nie tknęła, bo była z mlekiem w proszku. Gdy ja wypijałem niemal 6 litrów, ona 1-1,5. Każdy ma swój sposób na życie.
A rano się nie spieszę, bez kawy dzień traci sens.

_________________
Te linki okazują mowę nienawiści lub dyskryminację wobec chronionej grupy osób z powodu rasy, wieku lub innych naturalnych cech.
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BBagiew_(organizacja)
https://pl.wikipedia.org/wiki/A_quo_primum


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt sty 03, 2025 11:55 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 31, 2007 9:46 pm
Posty: 4494
Lokalizacja: GEKONY
Już widzę, że będę miał co poczytać do kawy 8)

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.

http://summitate.wordpress.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So sty 04, 2025 12:00 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am
Posty: 14950
Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
Fajne, dzięki Anke!
Miałaś chyba szczęście do pogody.
Ja na początku września odwiedziłem Lofoty.
Chciałem wkleić kilka zdjęć ale coś mi fotosik nie działa.
Generalnie to Lofoty robią piorunujące wrażenie, jeden warunek,
musi być słońce.
Te podbiegunowe klimaty, które odkryłem w tym roku dopiero, zrobiły na mnie wrażenie i to większe od "odkrytych" w tym roku Himalajów. Chyba tu chodzi o tę pustkę, dzicz, ciszę i spokój.

Cytuj:
Trzeba przy nim uważać z podłożem, trzeba go nadmuchać co wieczór, ciało pewnie na nim faluje

Ja zacząłem kilka lat temu od super-hiper-duper T...-E-R... super-duper firmy za ok. 1000 zł.
Pękła przy pierwszej próbie użycia, to było bardzo ciężkie przeżycie.
Ale Ok, pewnie to był brak doświadczenia z materacami.
Jako że w Lofoty pojechałem z dwiema córkami, musiałem do mojej (drugiej) super-hiper dokupić jeszcze dwie dla córek i kupiłem dwie "budżetowe" na allegro, jedną za 80 zł i jedną za 170 zł, obie zapewne z Chin i obie w sumie bardzo podobne funkcjonalnie do tej za 1000 zł marki hiper-duper. I te dwie sprawowały się może trochę gorzej niż ta hiper-duper, więc jak się doda cenę to wyjdzie że obie - rewelacyjnie.

Z dmuchaniem tych nowoczesnych "mat samopompujących" nie ma żadnego problemu, tak je jakoś sprytnie teraz robią że to jest około góra 30 dmuchnięć.
Co najważniejsze, te z Chin ważą ok. 500g, więcej od karimat, ale do przeżycia, w każdym razie nie jak oferowane w sklepach górskich "markowe", co to ważą 1kg.
Komfort spania wyraźnie lepszy (może dzięki temu można krócej spać).
No mogą się oczywiście przekłuć i to jest główny powód, że być może na taką wyprawę to bym rzeczywiście wziął matę, no bo cokolwiek się nie stanie, jak się tam nie porwie czy co, nadal da się na niej spać.
Ale jak Ci się zdarzy jakaś krótsza w okolicy na serio spróbuj kupić coś za 150 zł na allegro, sama ocenisz, czy "samopompujące" (co za głupia nazwa...?) mają u Ciebie przyszłość.
Ja też widzę zalety mat piankowych (j/w - dębowo niezawodne), ale samopompujące też mają swoje i na szczęście jak widać można dostać dobre za 200 zł.

_________________
Widzisz lewaka, nie stój z boku, reaguj!! Pamiętaj, lewactwo karmi się obojętnością i bezczynnością.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So sty 04, 2025 6:18 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 12, 2011 7:46 am
Posty: 2285
Chciałem sobie przeczytać tą relację w całości i na spokojnie i w końcu nadszedł ten dzień ;)
W skrócie: niesamowite!
Straszne odludzie i surowa egzotyka. Błądzić w takim terenie to już musi być wyższy stan uniesienia. Do tego zupełnie inna przyroda, inna kultura wędrowania, przeprawy przez bagna i rzeki. Jak sobie zdałem sprawę, że wiatr wywiał 2 metrowy kocyk przez szparę w namiocie, to po prostu byłem w szoku. A Ty tam musiałaś przeżyć i jeszcze Ci się podobało ;)

_________________
SPROCKET
viewtopic.php?f=11&t=17068


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N sty 05, 2025 1:15 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am
Posty: 14950
Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
A swoją drogą, trochę mnie ostatnio "turystyka norweska" pobudziła do myślenia o... Wikingach :).
Rozwijali się gdzieś na północy z dala od Rzymu, który wolał się poza Londyn za daleko nie wypuszczać i mieli całkiem ciekawą kulturę.
Coraz więcej spekuluje się o tym, że właściwie to Wikingowie stali za powstaniem państwa Piastów, zwanego dziś Polską.

_________________
Widzisz lewaka, nie stój z boku, reaguj!! Pamiętaj, lewactwo karmi się obojętnością i bezczynnością.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sty 06, 2025 7:56 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1528
Lokalizacja: W-wa
zjerzony napisał(a):
Liofy

Kibicuję dzielnej kieleckiej firmie Lyofood, więc dodam jeszcze słowo:
Na UK Climbing trafiłam na ranking liofów odnoszący się do ich smaku. Kieleckie były na drugim miejscu z punktacją 85/100 (pierwsze miejsce ma 93). Kolejne miejsca daleko w tyle, z punktacją: 56, 12, 58, 34, 41. Dodam, że mieli zastrzeżenia co do wielkości i kaloryczności testowanego Lyofooda, więc pewnie producent musi coś tu zmienić, o ile tego już nie zrobili, bo ranking z 2022.
https://www.ukclimbing.com/gear/camping ... e_to-14570

grubyilysy napisał(a):
Lofoty (...) Te podbiegunowe klimaty, które odkryłem w tym roku dopiero, zrobiły na mnie wrażenie i to większe od "odkrytych" w tym roku Himalajów

Lofoty (nie byłam) kojarzą mi się z Dolomitami - czyli dają przedstawienie, tyle że znacznie mocniejsze ze względu na zanurzenie w morzu. Myślałam i ja o Himalajach (i trochę o północnych Indiach), ciekawe to, co napisałeś, szukam argumentów, żeby jednak nie jechać, więc Twoja refleksja się przyda. Moje obawy na temat H. w moim wydaniu: zamiast "być" w górach będę je zwiedzać, oglądać ze ścieżek pełnych ludzi.

Jeśli chodzi o materac: dzięki za przemyślenia, poczytałam i na razie zostaję przy macie. Osoby lżejsze lepiej znoszą spanie na matach, bo w mniejszym stopniu je zgniatają i mniej dobijają do podłoża. Sypiam na co dzień na czymś stosunkowo twardym, poza tym dobrze śpię i łatwo zasypiam, oczywiście zdarzają się wyjątki (samego spania bardzo, bardzo, bardzo nie lubię).

Co do wikingów – nie znam się, ale kliknęłam na jakieś słowo z tego tematu i przeniosło mnie na 90 artykułów o wikingach w national-geographic.pl. Rzuciłam okiem – być może niesłusznie unikałam tego czasopisma. BTW – nie słyszę ani trochę słowa wiking w przymiotniku wikiński.

sprocket73 napisał(a):
Błądzić w takim terenie to już musi być wyższy stan uniesienia

Będę pamiętać to zdanie! :rendeer:

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sty 07, 2025 4:19 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am
Posty: 14950
Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
anke napisał(a):
Lofoty (nie byłam) kojarzą mi się z Dolomitami - czyli dają przedstawienie, tyle że znacznie mocniejsze ze względu na zanurzenie w morzu. Myślałam i ja o Himalajach (i trochę o północnych Indiach), ciekawe to, co napisałeś, szukam argumentów, żeby jednak nie jechać, więc Twoja refleksja się przyda. Moje obawy na temat H. w moim wydaniu: zamiast "być" w górach będę je zwiedzać, oglądać ze ścieżek pełnych ludzi.

Tak to właśnie wygląda, zwłaszcza owe "zanurzenie w morzu", bez tego nie byłoby takiego efektu.
Komercha w Nepalu to jest level "Terminator" a może nawet "Lord Vader". Co prawda - ja robiłem trekking do EBC - w innych kierunkach jest podobno lepiej, ale dla odmiany Khumbu to jedyny rejon Nepalu, gdzie można oficjalnie bez przewodnika.

_________________
Widzisz lewaka, nie stój z boku, reaguj!! Pamiętaj, lewactwo karmi się obojętnością i bezczynnością.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sty 07, 2025 8:03 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Pn paź 05, 2015 7:18 pm
Posty: 2021
Bywałem w Norwegii, w części od Stavanger do Bergen, wielokrotnie i w sumie uzbierałoby się kilka miesięcy.
Pierwsze wrażenie: o, żesz kurde!, o ja cież nie pier...!, o żesz w mordę! jak tu pięknie!
Rzuciłem się na te piękności, biorąc jedną za drugą, zimą i latem, a jest w tym regionie troszkę osobliwych miejsc.
Z czasem naszło mnie odczucie, że to piękno niewątpliwe, jest jednocześnie jakieś dziwnie statyczne, przewidywalne, nudne wręcz.
Nie wiem, jak jest na północy... ale to też bywa, że Norwegia...

Nie ma jak Tatry! :wink:

Anke jest pewna swej wartości, więc na moje komplementy mogłaby się tylko obruszyć.

Życzę Ci tylko, byś podczas swych samotnych eskapad, wytrzymywała ze sobą jak najdłużej :D
W samotnym wędrowaniu, gdziekolwiek by miało miejsce, wkraczamy na arenę zmagań, głównie rozgrywających się w nas - zawsze zwyciężaj!
Szacunek.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr sty 08, 2025 5:30 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1528
Lokalizacja: W-wa
Zbychu, dziękuję za dobre słowo.
Norwegia, Tatry, Laponia… co wybrać? co jest dla mnie ważne na wycieczce? trochę na luzie wyliczę tak:
Przygoda.
Odkrywanie nieznanego.
Obcowanie z przyrodą - z tym że mając do wyboru miejsce piękne vs. mniej piękne, ale dzikie, odludne, czy po prostu mniej znane, szybciej wybiorę to drugie.
Oddalenie, brak w zasięgu wzroku terenów zamieszkanych.
Dopasowanie terenu do możliwości (jeśli nie na szczyt, to przynajmniej na przełęcz powinnam umieć wejść).
Możliwość legalnego nocowania na dziko.

Nie zagłębiam się w czasie wycieczek w jakieś odświętne myśli, pod tym względem wszystko jest dość prozaiczne. Czasem pod koniec dnia czuję, że dzień nie był zwyczajny, że przeżyłam coś wielkiego, ale daje się to klarownie uzasadnić okolicznościami. Chodzenie solo – tak, jest dla mnie bardzo ważne. Ale może to tylko zwykłe upodobanie? jak do zupy pomidorowej :wink:

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 16 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL