Cała akcja rozgrywała się tydzień temu i konsekwencje które nas dotknęły tego weekendu były o wiele poważniejsze niż utrata butów zimą w górach, czy nieprzespana noc zakończona kontuzją. Musimy to przyznać, ale zgubiła nas rutyna.
Hala Jodłowcowa
Mieliśmy wyjechać w sobotę rano, ale zanim się spakowaliśmy to minęło trochę czasu i zamiast jechać pozwiedzać Słowację, udaliśmy się prosto Sopotni Wielkiej skąd zielonym szlakiem (z małym pozaszlakiem na którym spotkaliśmy gronostaja) przeszliśmy do schroniska na Hali Miziowej.
Zbieg okoliczności chciał, że w schronie spotkałem jeszcze znajomego z ekipą, a ponieważ też w planie mieliśmy nocleg to degustowaliśmy nie tylko ciasta z bufetu. No właśnie. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Iść do schroniska na noc i nie wziąć ani jednego piwa. Już wiem skąd nazwa złocisty trunek – od cen schroniskowych gdzie trzeba za niego płacić jak za złoto.
Posiedzieliśmy, pograliśmy w „Lamy i Alpaki” i kiedy mieliśmy ochotę udać się na zasłużony odpoczynek, dzieci w schronisku zaczęły bawić się w chowanego. Tzn. ja usnąłem i tak i tak, ale Ewa próbowała uspokoić towarzystwo… a jak rano opowiadała i pokazywała jak dzieci przez pół nocy biegały i się darły to sobie szyję naciągnęła. A dzieci tak potrafią.
Babia Góra po wschodzi słońca z okna schroniska
Tak w ogóle to zapomniałem dodać, że poprzedniego dnia po dojściu do schroniska rozleciały mi się buty. Odszedł cały otok, guma zaczęła pękać i odpadać. Jak zakładałem je przy samochodzie to były jeszcze w normalnym stanie, ale widać ich data ważności wybiła właśnie tego dnia.
W schronisku nie mieli taśmy klejącej, zdobywanie Pilska sobie odpuściłem i zastanawiałem się czy będę musiał schodzić w klapkach czy jakoś w nich doczłapię. Pogoda piękna, Ewa z Norbertem zdobywają Pilsko, a ja sprawnie schodzę na parking.
Pilsko
Babia Góra nad morzem chmur
Na szczycie pogoda żyleta, oprócz klasycznych widoków na Babią i Tatry było widać Góry Choczańskie i Fatry. W ramach pocieszenia jedziemy na Słowację do miejscowości Zakamenne. Nie wiem tyko czemu nawigacja poprowadziła nas częściowo ścieżką rowerową.
Na miejscu najpierw podchodzimy ok kilometra na gigantycznej ławeczki skąd również widać Tatry i Babią Górę, dodatkowo mamy podkład dźwiękowy i leci jakaś muzyka z tych słowackich, przydrożnych głośników. Tylko jak się jest na wzniesieniu i muzyka z różnych miejsc się zlewa to bardziej przypomina nawoływania muezina niż cokolwiek innego.
Lavička Zákamenné
Babia Góra i wieża na Mraciakov Vrchu
Tatry z Lavička Zákamenné
Po nacieszeniu oczu widokami, podjeżdżamy jeszcze do Muzeum Kawy w Kruszetnicy. Fajne miejsce, można się np. napić kawy po arabsku, parzonej w gorącym piachu, my się zdecydowaliśmy na kawy z Peru i Hondurasu. Oprócz tego do zwiedzenia są dwa budynki z masą akcesoriów do kawy i największa na świecie mozaika z ziaren kawy. Warto wejść będąc w okolicy.
W muzeum kawy
Mozaika z ziaren kawy, układana przez 4 lata przez 250 osób – 107 m2
A na dobranoc filmik prezentujący w jakich butach schodziłem do samochodu.
https://youtu.be/ascvKRhoO9c
_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.
http://summitate.wordpress.com/