W tym roku brakowało mi takiej porządnej zimowej wycieczki.
Może w tygodniu się uda? Mechy i Pilsko ze Złatnej Huty.
Zaczynam wcześnie, bo trasa długa. Najpierw bezszlakowo do granicy. Trzaskające mrozy, śnieg nie chrupie, tylko skrzypi jak styropian na szybie. Strome podejście rozgrzewa od środka, ale twarz i kończyny zamarzają od zewnątrz. W takich temperaturach jeszcze w tym roku nie chodziłem.

Następnie zejście bezszlakowo w dolinę. Liczyłem na jakąś drogę, ale nie trafiłem. Śniegu całkiem sporo. Można iść bez zapadania, ale co 10 krok jednak noga wpada. Krawędzie są ostre, ciężko się idzie, ale jest ładnie. Schodzę dnem bocznej dolinki.

Z radością odnotowuję fakt, że udało się zejść do doliny z zielonym szlakiem. Teraz już do samego końca wycieczki powinno się fajnie iść. Jeszcze tylko trzeba pokonać taki większy zamarznięty potok.

Następnie dość spory kawałek słowackimi leśnymi drogami do transportu drewna. Odśnieżone, szerokie. Szybko się idzie.

Nawet jest przystanek autobusowy, gdzie można sobie chwilę odpocząć. Wiatru nie ma, opierające się słońce grzeje mocno. Czekamy chwilę, ale nic nie jechało.

Odnajduję nieoficjalny szlak na Mechy. Na południowych stokach śnieg wytopiony.

Wyżej szlak się gubi i znajduje na przemian. Są jakieś ślady, ale widać, że kluczą. Też kluczymy.

Strome podejście. Słońce operuje z pełną mocą. Jakoś dziwnie mi się idzie, strasznie się męczę. To chyba starość.

Pod koniec szlak gubi się już całkowicie. Szczyt chyba blisko, bo pojawiają się kosówki.

Przedzieranie się kosówkami to nie lada atrakcja, trochę jak w Tatrach!

Jest polana szczytowa, a więc udało się, jak zawsze.

Piękne te Mechy i niewielu tu dociera.

Skałki szczytowe i wyłania się Pilsko.

Następnie mój ulubiony odcinek Mechy - Pilsko.

Widok ma Mechy.

Widok na Tatry - jak widać, tego dnia widoków praktycznie nie ma, przejrzystość słaba.

Za to takiego kadru z Pilska nie mam w swojej kolekcji. Brak ludzi.

Pierwszy raz sprawdzam godzinę tego dnia - 15:30. Pierwsza myśl, że zegarek w aparacie się rozregulował. Szedłem tu 8 godzin? Straszna ta starość.

Ostatni rzut okiem na Pilsko. Ciekawe czemu wyciąg nie działa? Narciarze wyszli tu o własnych siłach.

Wracamy szlakiem granicznym, szybko idzie.

Tobi z niepokojem patrzy na zachodzące słoneczko.

Dzień już się sporo wydłużył, ale wygląda na to, że powrót po ciemku będzie nieunikniony.

Okolice przełęczy Bory Orawskie mocno oblodzone. Raczki konieczne.
Wycieczka męcząca, ale tego mi było trzeba
W najbliższych dniach mocne ocieplenie, czy to już koniec zimy???